Wywiad z Grzegorzem Rosińskim
(nieautoryzowany i wcześniej niepublikowany)
Pańskie serie
komiksowe, zwłaszcza "Thorgal", zapoczątkowały kolejny boom
komiksowy w Polsce. Jak się czuje człowiek, którego prace dały znów
zielone światło dla komiksu?
Bardzo dobrze się
czuję. Bardzo mi miło jak słyszę, że był jakiś mój udział w tym
co się stało. A stało się to, co się musiało stać. Ale gdybym był
teraz w Polsce i tu tworzył, to prawdopodobnie byłbym w sytuacji moich
polskich kolegów. To dla mnie szczęście, że zrobiłem karierę na
zachodzie. Ale powtarzam, że to musiało nastąpić, moja sytuacja tylko
ułatwiła ten proces.
Jeszcze
jakiś czas temu mówił Pan w wywiadzie, że w Polsce brakuje komiksów
"środka".
Teraz właściwie
można powiedzieć, że ten komiks środka w kraju istnieje, już jest
chyba w przewadze.
Czy
Pański nowy album "Western" był dla Pana wyzwaniem? Czy jest
on realizacją Pańskich marzeń?
Jeśli o czymś
marzę wtedy to realizuję. To tylko kwestia czasu. A teraz miałem taki
moment, że mogłem sobie pozwolić na realizację tego "one shota", a
że zawsze chciałem narysować western, to go zrobiłem. Mam w głowie
jeszcze kilka rzeczy, których nie robiłem, western był między innymi.
A że i Jean Van Hamme, którego początkowo nie brałem pod uwagę jako
scenarzysty, powiedział mi "Słuchaj, ja też chciałem zrobić
western", to postanowiliśmy go zrobić. I tak powstał ten komiks, który
jest westernem bardzo osobistym. To oczywiste, że chcieliśmy zrobić
taki komiks, jakiego jeszcze nie było. To połączenie osobistego punktu
widzenia Jeana jako pisarza i mojego jako ilustratora. Każdy z osobna
widział to inaczej. Ja pomyślałem jaki bym był, jako, młody emigrant
z Polski. Co bym widział, jakie miał odczucia. Jaki by był mój
stosunek do ludzi, do otoczenia.
A
nie baliście się, że formuła westernu, nie tylko w komiksie, ale
generalnie w sztuce, już się wyczerpała?
Absolutnie nie, wręcz
przeciwnie. Na przykład Szekspira czy Moliera się ciągle gra, i też można
powiedzieć, że to już jest ograne, że wszystko już było, ale to
nieprawda. To jest klasyka. Wszystko zależy od podejścia.
Czy
mieliście jakieś inspiracje filmowe? Czytając "Western" miałem
silne ideowe i mentalne skojarzenia z filmami Johna Forda...
W życiu naoglądałem
się mnóstwa westernów, ale nie po to żeby rysować coś takiego, ale
po to by nie rysować. Jak rysuję to staram się niczym nie sugerować
tylko samym sobą. Mnie nie inspirują obrazy, ale na przykład słuchowiska
radiowe, coś co trzeba sobie wyobrazić. To jest moja rola. Muszę sobie
wyobrażać, dlatego zawsze staram się odbiegać od tego, co było. Nie
mam niestety czasu czytać, choć to moja ulubiona rozrywka. Jak czytam,
to tak jakbym sam siebie okradał, wtedy bowiem nie rysuję, a jak nie
rysuję, to jest dramat. I jest taka książka Doctorova "Witajcie w ciężkich
czasach", którą niestety czytałem już pod koniec pracy. Może gdybym
to czytał wcześniej, to bym to inaczej narysował. Ale jeśli pojawiają
się jakieś odwołania, jak na przykład w "Szninklu" - mówiono,
że Van Hamme nie miał pomysłu to sobie z Kubricka zerżnął [chodzi o
Czarny Monolit, pojawiający się w "Odysei Kosmicznej 2001"
przyp. jd] - ale to absolutna bzdura, bo ten sześcian to był raczej hołd
dla Kubricka, to tylko jakaś mitologia tkwiąca w tym samym klimacie. Van
Hamme nie cierpi na brak pomysłów, mógłby wymyślić jakąś kulę,
czy trójkąt, chociaż gdyby to był trójkąt z okiem to też by nam
zarzucono plagiat. Tak więc inspiracje są zupełnie świadome. Więc jeśli
komuś coś wydaje się znajome, jest to albo świadome nawiązanie do
tradycji, albo totalny przypadek. Bo przypadek przecież istnieje. Na
przykład teraz po moim "Westernie" wyszedł western robiony przez
Francois Boucqet i bohaterem jest też facet bez ręki. I on od nas nie ściągał,
to po prostu zbieżność koncepcji.
W
takim razie inspiracja obrazem może przeszkadzać w tworzeniu nowej
pracy?
Komu jak komu, mnie
przeszkadza inspirowanie się czymś, co już widziałem. A pomaga mi
tylko o tyle, że wiem czego unikać. Bo wtedy już na pewno tak nie
narysuję.
Pytając
o inspiracje filmowe nie miałem absolutnie na myśli inspiracji
wizualnych, ale o warstwę ideową, taki ponury fatalizm widzieliśmy choćby
w "Bez przebaczenia" Clinta Eastwooda...
Można tak
powiedzieć. W tym filmie był jakiś pomysł, jakieś przesłanie,
moralne zadanie. Tak jak u nas, tam jest coś głębszego poza tą otoczką
westernową. Ja odrzucam projekty scenariusza, które nie mają jakiegoś
przesłania, to mnie nudzi. Jakaś głębia psychologiczna musi w nim być,
bo to czyni komiks wartym narysowania...
W
przeciwnym razie komiks, nawet świetnie narysowany, staje się tylko
konfekcją.
Tak, dokładnie. Weźmy
pod uwagę, że większość komiksów głębokich, niosących jakieś
przesłanie jest często dość kiepsko narysowana. Ale to pomaga, wtedy
to lepiej się czuje, jak jest ważny tekst to zbyt dobry rysunek zaczyna
być wobec niego konkurencyjny. Rysunek z tekstem ma współgrać, mają
być związane integralnie, ale zbytnie estetyzowanie często przeszkadza
tej warstwie literackiej. Zawsze uważałem, że komiks nie ma być piękny.
Ma być funkcjonalny. Komiks służy do przekazywania tekstu. To tak jak
litera w książce nie może być wyszukana, bo wtedy przeszkadza to czytać.
W
tym sensie traktuje Pan komiks jako sztukę użytkową?
Komiks jest sztuką
użytkową i w pewnym sensie tylko taka mnie interesuje. Nie jestem
przeciwnikiem sztuki nie użytkowej, jest do pewnego stopnia niezbędna.
Ja sam zaczynam niefiguratywnie, Dopiero na samym końcu myślę o
detalach, które można dorzucić albo nie. Najważniejsze są forma,
przestrzeń i narracja, które muszą być niezbędne i to potem zostaje
ubierane w figuratywność, aktorzy zaczynają mi grać, ale w jakiejś
przestrzeni wcześniej przeze mnie określonej. Zaczynam od abstrakcji, to
jest mój konceptualizm. Dlatego nie jestem przeciwny sztuce
konceptualnej, nowoczesnej, bo byłbym przeciwny samemu sobie w moim podejściu
do tego co robię.
Czy
Pańską koncepcją było stylizowanie rysunków na stare fotografie?
To się samo
narzuciło. Chciałem mieć XIX wieczny klimat. Obejrzałem dużo
dagerotypów, dokumentów z epoki i to mnie o wiele bardziej interesowało
niż filmy. Te twarze wystraszone przez flesz z magnezji... Ale tworząc
okładkę nie korzystałem z żadnego zdjęcia. To jest mój winchester,
to jest mój colt, a resztę sobie wymyśliłem. Ale naprawdę kupiłem
sobie oryginalnego winchestera 73 z epoki, z cyrku Bufallo Billa. Musiałem
go potrzymać, a moja praca polegała na kontakcie z dokumentem. I jeśli
ktoś mi powie, to nie tak wyglądało, to nie są domy, ubrania z tamtych
czasów, to niech mi to udowodni. Bo nasze wyobrażenie Dzikiego Zachodu
to klisze, przeróbki ukształtowane przez filmy. Ale wystarczy obejrzeć
Remingtona czy innych ilustratorów amerykańskich z epoki, którzy
tworzyli na żywo. I to jest to. Ja tam chciałem być. Stąd są te
obrazy, które malowałem z ogromną przyjemnością, w stylu "Hudson
River", szkoły pejzażu amerykańskiego. Robiłem wszystko, żeby być
tam, na miejscu, ale nie tylko przez dokumentację, ale również duchem,
chciałem wczuć się w ten klimat.
Czy
przy innych albumach też Pan tak pracuje?
Tak, staram się
zidentyfikować z postacią. Ja gram rolę. Gdy rysuję bohatera to muszę
go grać. I nieważne czy to jest człowiek, czy krowa, czy drzewo. Zależnie
od tego, co rysuję, taki jest mój stan ducha. Wtedy wszystko zaczyna się
samo tworzyć.
Czy
ciężko się wcielać w postacie tak skrajne jak bohaterowie Westernu?
Nie. Czasami człowiek
chce być typem paskudnym, bo jest za dobry z natury...
Zło
mieszka w sercu miłości? [motto
cyklu "Skarga utraconych ziem", rysowanego przez Rosińskiego do
scenariuszy Dufaux przyp. jd].
Z jednej strony
tak. Ale w pewnym momencie powiedziałem Dufaux: "Słuchaj, zło mieszka
w sercu miłości, ale również miłość mieszka w sercu zła". I w
ten sposób powstały dwa kolejne tomy "Skargi utraconych ziem"... Ja
zresztą tej serii kontynuować nie będę, ale wiem że coś się tam
szykuje.
A
jakie są Pańskie dalsze plany?
Za wcześnie o tym
mówić, nie będę nic zdradzał. Mogę jedynie powiedzieć, że
kontynuuję Thorgala, jest już gotowy 26 tom, mam też scenariusz 27.
Na
fali wznowień pojawiają się stare komiksy, np. Kapitan Kloss. Czy możemy
oczekiwać reedycji Pańskich wcześniejszych prac?
Są rozmowy dotyczące
wznowienia Żbika. Ale pod warunkiem, że to ma być jako klasyka, takie
wydanie kolekcjonerskie. Początkowo wzbraniałem się przed wznowieniem,
bo ja się wtedy uczyłem rysować, jest tam pełno grzechów dzieciństwa
i głupie scenariusze. To ma sens tylko jako dokument z pewnej epoki.
Chociaż osobiście wolałbym, żeby seria była po prostu kontynuowana
przez współczesnych zdolnych rysowników i scenarzystów. Naprawdę byłbym
szczęśliwy, gdyby Żbik był rysowany teraz przez młodych, opowiadany
filmowym językiem, a nie jak kiedyś, gdy uważano, że to taka prosta
rozrywka. Ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć o komiksie, to że
jest on uproszczeniem. Wręcz przeciwnie. A takie poglądy pokutują do
tej pory, tak twierdzą idioci, którzy nigdy komiksu nie widzieli, nie
mają o nim pojęcia, nie znają tego języka. Usłyszałem kiedyś taką
historię, że przed laty panie z Naszej Księgarni dostały propozycję
wydawania komiksu o Muminkach. I powiedziały, że nie wiedzą jak to się
czyta, a jak one nie wiedzą to i dzieci nie będą wiedzieć. Ja jak się
na czymś nie znam to nie zabieram głosu, wolę powiedzieć "nie
wiem". A prawda jest taka, że komiks to literatura, która na zachodzie
sprzedaje się lepiej od beletrystyki. Thorgal schodził lepiej niż
Dalajlama czy John Irving.
Czy
zwiększona popularność komiksu na zachodzie wynika z tego że komiks
jest sztuką multimedialną?
To prawda, ale nie
uważam żeby komputery, internet czy gry video odciągały czytelników
od komiksu. Nigdy w to nie wierzyłem, bo to wszystko to jeden gatunek, nawet kino, zwłaszcza amerykańskie czy francuskie, żywi się
komiksem. Wszystko razem się uzupełnia, to jeden krąg mediów
audiowizualnych. Cywilizacja obrazka, ale wcześniejsze katastroficzne
prognostyki się nie sprawdziły. Trzeba tylko wszystko robić dobrze.
Polska
reprezentacja piłkarska awansowała do Mistrzostw Świata. Czy teraz
narysowałby Pan taki komiks jak "Od Walii do Brazylii"?
Nie. Kiedyś występowałem
w telewizyjnym "Trybunale Wyobraźni" i zostałem osądzony, że nie
znam się na piłce nożnej. A to nie ja pisałem scenariusz, tylko
specjaliści. I musiałem się wtedy jeszcze wypowiedzieć czy komiks jest
sztuką. A to bardzo głupie pytanie. Tylko idiota może pytać czy
kultura masowa jest kulturą. Oczywiście, że jest, a komiks to wiodący
fenomen w kulturze masowej. Ludzie, którzy o to pytają nie mają pojęcia
czym jest komiks. Powinni wziąć dobry album do ręki i wtedy będą
mogli się przekonać... Bo trzeba wreszcie otwarcie powiedzieć czym jest
komiks. Jeśli ludzi uważający się za europejskich intelektualistów
twierdzą, że komiks nie jest sztuką, to niech jadą do Francji lub Włoch
i tam spróbują na ten temat dyskutować.
Dziękuję za
rozmowę.
Rozmawiał Kuba Demiańczuk
|
|