Garth Ennis to scenarzysta doskonały. Wiemy, że "Preacher"
to najbardziej dojrzałe dziecko tego Irlandczyka. Nie jest to jednak
typowy komiks. Bardziej zbliżoną do normy stylistyką charakteryzuje
się jego "Hitman", choć to raczej próba pastiszu Marvela,
czy Image'a. W końcu główny bohater nie używa swych nadludzkich mocy,
żeby ratować przechodniów przed samochodami, lecz wręcz przeciwnie.
A co by było gdyby Ennis zrobił komiks superbohaterski na poważnie?
"The Darkness" czyli Ennis dla "ubogich"
Odpowiedź na to pytanie zainteresowała amerykańskiego grafika i twórcę
studia Top Cow (imprint Image) Marca Silvestriego. Rysownik ten zasłynął
ze swej realistycznej kreski na łamach X-Men oraz Wolverine'a, a potem
w czasie słynnego image'owskiego boomu odszedł z Marvela i stworzył
m.in. serię Cyberforce. Potem zajął się głównie interesami firmy, a
kiedy jednak zaobserwował zaskakująco pozytywne wyniki sprzedaży serii
Witchblade (której był współkreatorem) rysowanej przez swojego "ucznia"
Michaela Turnera spróbował sił w autorskiej serii, w podobnej stylistyce
i w tym samym uniwersum. W ten sposób w dziesiątym numerze Witchblade
zadebiutował włoski zabójca Jackie Estacado, aby natychmiast przenieść
się do własnej serii pt. "The Darkness".
Witchblade był żywym dowodem, że można napisać komiks superbohaterski
w zupełnie nowy sposób i zainteresować czytelnika. Papier deluxe, na
którym drukował Image był świetnym nośnikiem komputerowego coloringu,
który doskonale uzupełniał realistyczną kreskę Marca i pozostałych rysowników
firmy Top Cow. W ten sposób eksperymentując z bardziej naturalnymi kolorami
stworzono nową estetykę wizualną, która w żaden sposób nie może być
porównywalną z przejaskrawionymi wówczas kostiumami superbohaterów innych
wydawnictw. Ponieważ chłopaki z Image zlali pomysły Kodeksu Komiksowego
dotyczące cenzury, twórcy mogli pozwolić sobie na fruwające flaki i
tym podobne miłe dla oka atrakcje. I mimo, że Ennisa wiązały jednak
pewne ramy (nie używania przekleństw) stworzył scenariusz niezwykle
oryginalny i na wskroś ennisowski.
Nadludzkie zdolności do walenia konia
W Nowym Jorku szychą numer jeden jest szef włoskiej mafii Don-zabijcie-także-dzieci-Franchetti.
Jego prawą ręką natomiast jest Jackie Estacado, przybrany syn, który
jest człowiekiem od mokrej roboty. Jackie prowadzi beztroskie życie
rozbijając się sportowymi wozami i zaliczając co popadnie, a laski lgną
do niego jak ćmy do światła. I nagle, ni z tego, ni z owego dostaje
moce superbohatera. Żeby nie było mu za dobrze we wcieleniu zielonego
Power Rangera okazuje się, że posiadł zdemoralizowane moce Ciemności,
a agentka światła - Angelus chce mu ukręcić jaja. Poza tym grupa fanów
pod postacią Bractwa Ciemności proponuje mu prezesurę owej firmy w zmian
chcąc jedynie władzy nad światem.
Lord Sonatine, ich szefu używając gróźb, próśb i szantażu próbuje
skłonić Jackiego do współpracy, ten jednak ostentacyjnie ma go w dupie,
bo nie ma ochoty z nikim się dzielić. Jak się okazuje Sonatine na coś
się przydaje, kiedy ratuje Jackiemu życie powstrzymując go przed...
uprawianiem seksu. Tak, tak, moce Ciemności są świetne, ale jeśli Estacado
chce się nimi nacieszyć musi przestrzegać stuprocentowego celibatu.
W innym razie jego moc przeniesie się do ciała potomka, w brzuchu świeżo
zapłodnionej kochanki, a sam zainteresowany razem z osiągnięciem orgazmu,
osiągnie również kres swego żywota. Może i Ennisowi wydało się to zabawne,
ale Jackie wpadł w poważną depresję po odkryciu tych wiadomości. Sonatine,
co prawda próbował pomóc ("weź się w garść", "chyba nie
raz mnie to czeka w przyszłości") opowiadając pocieszające brednie
o tworzeniu kobiet z pełnym wyposażeniem z Ciemności, ale to dopiero
gdy nabierze doświadczenia kontroli nad swoją mocą. A Jackie ma przecież
dwadzieścia jeden lat i jedyne co go naprawdę kręci (jak każdego zdrowego
faceta - wy chorzy komiksomaniacy!) to panienki!
Kibel pełen flaków
W całym zamieszaniu między młotem (Sonatine), a kowadłem (Angelus)
wątek zdrajcy w rodzinie, walki gangów i zamachu na wujka Frankiego
wydaje się dosyć poboczny, ale ma też kilka swoich, ennisowskich smaczków.
Tommy Marchianni, szef konkurencyjnej mafii ginie w głębinach własnego
sedesu. Wynajęci przez niego zabójcy też kończą niefajnie, bo jeden
bez głowy, a drugi z wyrwanym przez nos szkieletem. Zaś sam zdrajca
- Vinnie kończy egzystencję spektakularnym lotem koszącym pingwina z
dachu wieżowca. W ten widowiskowy sposób Ennis wykorzystuje potencjał
nadludzkiego kostiumu Darkness, który oprócz supersiły daje właścicielowi
(przebywającemu z dala od promieni słonecznych) możliwość tworzenia
różnych rodzajów broni białej (ostrza i pazury), zaczepnej (zębate macki),
czy też takich bonusów jak rozrabiające dookoła gnomy - Darklingi.
Oczywiście ostatecznie Jackiemu udaje się ujść żywcem ze wszystkich
tych przygód, nakopać do tyłka Angelus i sprawić, żeby Sonatine dał
sobie siana, ale mimo, że się tego spodziewaliśmy rozwiązanie finału
jest bardzo smaczne. Tak kończy się podstawowa fabuła, którą później
przejmują scenarzyści Witchblade, co by doprowadzić do całkiem udanego
crossover z ulubienicą rankingów Wizarda, czyli Sarą Pezzini i jej rękawicą
czarownic.
Kiedy jednak Silvestriemu udaje się namówić Ennisa na powrót (nie
do końca, bo wymyślał on tylko plot, a dialogi i sam scenariusz przejął
po chwili niezwykle uzdolniony Malachy Coney) świętowanie tej okazji
zaobfitowało jedenastoma (!!!) alternatywnymi okładkami do jedenastego
numeru Darkness i głośnym pokrzykiwaniem w reklamówkach:
Garth is back!
Na czym polega druga fabułka stworzona przez Ennisa? W skrócie...
Przyrodnia siostra Estacado, Appolonia jest świetną laseczką, ale okrutną
mendą i ogólnie rzecz biorąc z Jackiem się nie lubią. Inna sprawa ma
się z Donem Franchetti, który córeczkę ubóstwia i chętnie gości ją w
Nowym Jorku. Appolonia z miejsca zaczyna kombinować i gdy dowiaduje
się o tajemniczych mocach bytujących w okolicy szuka informatorów. Jakie
są efekty? Jackie to Darkness, OK, to nic nie ułatwia. Angelus natomiast
chwilowo jest bezdomna, dlaczego by więc nie posiąść jej mocy? W końcu
z taką pomocą będzie mogła dokopać zarówno Estacado, jak i ojcu, który
podpadł jej za niewłaściwe traktowanie matki. O co chodziło? W obecności
swojej żony Don-zabijcie-także-dzieci-Franchetti zatłukł na śmierć jej,
przyłapanego in flagranti kochanka. Doprowadziło ją to, łagodnie mówiąc
do stanu umysłowego zbliżonego do bystrego ziemniaka.
Appolonia szuka teraz zemsty, a Sonatine to idealny partner do odnalezienia
i wskrzeszenia Angelus. No, dobra, ale jaki on ma w tym interes? Jeśli
nie może wykorzystać mocy Ciemności, czemu nie posiąść tej Światłości?
Jednak nie wszystko idzie po ich myśli, bo moc Angelus przechodzi nie
do Appolonii, ale jej matki. Przypadkowo doprowadza ona swoją córkę
do szpitala, a sama rozkoszując się mocami Angelus naparza się chwilkę
z Darkness i daje nogę.
Plagiaty mistrza i pomysły następców
Bohater-morderca to pomysł ściągnięty z "Hitmana". Łysy
arcyzłoczyńca to dla odmiany zrzyna z "Preachera". Mniej autorskim
powtórzeniem jest Butcher Joyce, który żywo przypomina postać "czyściciela"
zagraną przez Jeana Reno w "Nikicie". No i jeszcze te baby-anioły.
Sorry, Garth, Todd McFarlane był pierwszy. Ale mimo wszystko jest tu
też mnóstwo zupełnie premierowych pomysłów (no seks!), a i te stare
nie nużą, w tak świeżym kontekście są użyte.
Ogólnie rzecz biorąc może się wydać, że "Darkness" to taki
Ennis dla grzecznych dzieci. Flaki OK, ale tak naprawdę to jest to komiks
dla młodych, bez żadnych ostrzejszych podtekstów, bez obrazoburczego
przesłania. W dużej mierze się to zgadza, z drugiej strony Ennis udowodnił,
że potrafi napisać dobrego Image'a i do tego bardzo wyjść poza ramy
gatunku superbohaterskiego.
Pierwszy wątek jest majstersztykiem i mimo wtórności elementów stanowi
spójną i oryginalną całość. Drugi zostawia pół tony otwartych furtek,
dla kolejnych scenarzystów takich jak Malachy Coney, który pod wieloma
względami pobił Ennisa na głowę w prowadzeni owej serii, do prowokującej
fabuły dorzucając sporo ukłonów w stronę publiczności w postaci cytatów
z popkultury. Razem z Joe Benitezem (który zastąpił Silvestriego) udowodnił,
że czasem da się przeskoczyć oryginalny dream team serii.
Schody zaczęły się dopiero, gdy Benitez zostawił kreskę niedoświadczonemu
(żeby użyć eufemizmu) Lansangowi. Seria mimo bardzo interesujących fabuł
mistrzów gatunku (Scott Lobdell a ostatnio Paul Jenkins) poszła z dymem.
Może dlatego, że czytelnik Top Cow oczekuje głównie atrakcji wizualnych
- patrz spadek popularności "Witchblade" po odejściu Turnera.
Obecnie chłopaki łapią się wszelkich tricków, żeby zwrócić zainteresowanie
serii począwszy od zabójstwa głównego bohatera (nie martwcie się - wróci
w "Inferno": taki mały spoiler, no, nie wierzę, że nie wiedzieliście
:) a na dziwnych rozwiązaniach fabularnych skończywszy. Dziwnych, bo
nagle okazało się, że moce Darkness, Witchblade i Angelus są połączone
nie tylko ze sobą, ale także z mocami Rapture. Coż, Marvel też kiedyś
zaczynał od jednego komiksu o mutantach.
Dobrze nie jest, ale może jeszcze kiedyś Top 10 Wizarda usłyszy o Darkness,
nawet niekoniecznie z Silvestrim i Ennisem, bo to wątpliwe, ale taki
team jak Benitez/Coney działał bardzo sprawnie. A jeśli chcecie więcej
Ennisa to zapraszam do Marvela, takie czasy...
Michel LeBeau
KKK
|
|