Relacja z GDAK-a 5
(29-30 czerwca 2002)

GDAK, czyli Gdańskie Spotkania Komiksowe miały już swoją piątą edycję. Tym razem konwnent nie odbywał się tak jak poprzednio w "Domu Harcerza", ale w "Centrum Kształcenia Ustawicznego" CKUME i był połączony z Teleportem, spotkaniem wielbicieli fantastyki, karcianek, bitewniaków, LARP-ów czy mangi i anime. Konwent nie zaoferował nam niczego nowego, tak więc mieliśmy do czynienia ze standardowym schematem: giełda komiksowa, galeria, spotkania z twórcami, ale wszystko to było dość starannie przygotowane przez przedstawiceli "Nowej Gildii".

Do samego Gdańska dotarłem przed południem, będąc pewnym, że spóźnię się na pierwsze spotanie z wydawcami magazynów komiksowych, jednakże już na początku organizatorzy musieli dokonywać zmian w programie. Przy wejściu otrzymywało się identyfikator, z którym byliśmy zobligowani poruszać się na terenie całego ośrodka. Giełda znajdowała się zaraz przy wejściu, natomiast dwie sale, w których odbywały się spotkania mieściły się na drugim piętrze, ale to w zupełności w niczym nie przeszkadzało.

Galeria prac była nawet całkiem pokaźna. W jednej salce zgromadzono kolekcję różnych stylów i różnych pokoleń polskich artystów. Były tam prace Roberta Adlera (48 stron), Sławomira Jezierskiego (Kic Przystojniak), Tadeusza Baranowskiego (Praktyczny Pan), Jana Płaty - Przechlewskiego (Wampiury), Tomasza Leśniaka (Tymek i Mistrz), Marka Lachowicza i jeszcze dużo, dużo innych.

Giełda natomiast przyciągnęła prawie wszystkie liczące się wydawnictwa (nie było tylko stoiska Twojego Komiksu). Mogliśmy zakupić najnowsze pozycję z oferty Egmontu, Mandragory oraz Siedmiorogu i zaopatrzeć się w nowe numery "AQQ" i "Giełdy Komiksów". Były nawet oryginalne komiksy francuskie (z warszawskiej księgarni "Marjanna"), amerykańskie oraz - jak to zwykle bywa - duży wybór archiwaliów. Ciekawostką dla mnie była cena niedawno wydanego albumu "Pięć błękitncyh goździków", czyli zerowego numeru Żbika, która oscylowała w granicach 100 złotych.

Pierwsze spotkanie, jak już wspominałem, odbyło się z twórcami magazynów komiksowych. Obecni na nim byli Witold Tkaczyk (założyciel i redaktor naczelny "AQQ") oraz Andrzej Baron (magazyn "Znakomiks"). Właściwie to była rozmowa na różne komiksowe tematy. Żadne znaczące zmiany w tychże magazynach nie są planowane. Witold wspominał o nowej internetowej stronie AQQ (www.aqq.com.pl), którą już niedługo ma przygotować Szymon Stelmaszyk. Andrzej Baron mówił o młodych rysownikach, którzy mają wkrótce zasilić jego magazyn. Ciekawie zrobiło się dopiero, gdy do dyskusji włączył się Jarzy Szyłak, autor wielu książek traktujących o komiksie. Wtedy spotkanie przekształciło się w ogólną dyskusję na temat stanu polskiego komiksu. Szyłak nie omieszkał skrytykować polskich wydawców, szczególnie Ambera, za przypadkowe wydawanie albumów. Do dyskusji włączyła się również pani Szarlota Pawel, autorka postaci Kleksa. Jako że rozmowa się przedłużała, a w planie kolejnym punktem była właśnie rozmowa z panią Szarlotą, to nie przerywając niejako wywołano ją do tablicy (spotkanie odbywało się w sali szkolnej). Wówczas konwersacja zaczęła koncentrować się wokół serii dla dzieci. Zastanawiano się, dlaczego wydawcy nie chcą zamieszczać całych plansz polskich autorów w magazynach młodzieżowych i dlaczego wolą produkcje amerykańskie od naszych rodzimych. Planowane wcześniej spotkania z Bogusławem Polchem i Tadeuszem Baranowskim niestety nie odbyły się. Panowie tłumaczyli się nadmiarem obowiązków. W tej sytuacji organizatorzy przesunęli z późniejszej godziny prelekcję Szyłaka. Cała rozmowa skupiała się ogólnie wokół kobiet i erotyki w komiksie. Próbowano znaleźć różnicę pomiędzy erotyką a pornografią. Jak powiedział Szyłak, "erotyka to jest to co nam się podoba, a pornografia nie". Stwierdził, iż istnieje przekonanie wśród twórców komiksu, że jak narysuje się "gołą babę", to komiks lepiej się sprzeda. "Nic bardziej mylnego!" - dowodził Szyłak. Kolejnym gościem był Jan Płata - Przechlewski, który opowiadał o swoich legendarnych już "Wampiurach". Każdy z uczestników (a było ich naprawdę niewielu) miał zaszczyt otrzymania kserokopii jednej planszy komiksu wraz z autografem artysty.

Ostatnim, najmocniejszym akcentem kończącym sobotnią część imprezy było spotkanie z rodzicami Kica Przystojniaka - Słowimirem Jezierskim i Radosławem Kleczyńskim. Jako że Kic obchodził swoje dziesiąte urodziny, (debiutował w czerwcu 1992 roku w "Super Boomie") organizatorzy postarali się o tort dla autorów, który został równo podzielony między wszystkich obecnych. Nawet mnie dostał się jeden pyszny kawałek. Na spotkaniu było bardzo miło i kameralnie. Autorzy mówili o problemach związanych ze znalezieniem potencjalnego wydawcy albumu z przygodami Kica. Mniej więcej na wrzesień została także zapowiedziana strona internetowa niebieskiego zająca. Ma ona zostać wykonana we Flashu, a znajdą się tam najprawdopodobniej krótki filmik, grafiki bohaterów, przykładowe plansze, itp. Na koniec zupełnie niespodziewanie odbył się krótki konkurs na narysowanie Kica, bynajmniej dużym powodzeniem on się nie cieszył. Swoje prace postanowili stworzyć jedynie Marek Lachowicz z "Produktu" oraz Miłosz z "Nowej Gildii". Wygrał ten pierwszy, za co otrzymał reklamówkę francuskich komiksów. Na tym zakończył się pierwszy dzień imprezy.

Niedziela była dniem sporo uboższym w komiksowe atrakcje, co spowodowało mój wcześniejszy powrót. Nie odbyły się planowane spotkania z "Marjanną" oraz Kowalskim, Adlerem i Piątkowskim. Natomiast ponownie wystąpił Jerzy Szyłak, tym razem urozmaicając swój wykład pokazem slajdów. Oprócz tego "Produkt Crew" ze Śledziem na czele zapowiedział wydanie na przełomie lipca i sierpnia grubszego, bo aż 150-stronicowego "Produktu". Wystąpił Przemysław Truściński, mówiąc ogólnie o swoich planach oraz wydawnictwo Mandragora, które przedstawiło swoje propozycje wydawnicze na najbliższe miesiące. Na tym właściwie GDAK się zakończył. W ramach Teleportu odbyły się jeszcze trzydniowe warsztaty komiksowe.

Jak można ocenić spotkania? Mnie osobiście się podobało. Wiadomo, że tego rodzaju impreza nie może się równać z Warszawskimi Spotkaniami Komiksowymi czy Międzygalaktycznym Festiwalem Komiksu w Łodzi. Atutem imprezy była jej kameralność. Widać, że "Nowa Gildia" włożyła wiele starań w przygotowanie całego konwentu. Mnie się spodobało do tego stopnia, że jak nic nie stanie na przeszkodzie, to i następnym razem tam się pojawię.

frycek