"Mroczny Rycerz kontratakuje" 2

Pierwszą część "Mroczny Rycerz kontratakuje" przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Nie chciałem przedwcześnie wystawiać temu komiksowi cenzurek i zaliczać do lepszych / gorszych albumów. Chciałem dać Millerowi drugą szansę. Po ukazaniu się kolejnego odcinka komiksu mam jednak jeszcze więcej problemów z oceną tego "dzieła", czego nie miałem przy oryginalnym "Powrocie Mrocznego Rycerza". Tam scenariusz Millera od początku do końca trzymał się na równym wysokim poziomie, rysunkowi również nie można było wiele zarzucić. Czas nie stoi w miejscu, wiele zmieniło się od wydania "Powrotu". Nie wiem tylko czy na lepsze, bo czytając "Mroczny Rycerz kontratakuje" 2 wciąż zastanawiałem się czy Miller jest idiotą czy geniuszem.

Chyba najbardziej kontrowersyjnym elementem DK2 są rysunki, bo nie dość, że Miller radykalnie odszedł od tego co pokazał w "Powrocie Mrocznego Rycerza" (co właściwie nie jest niczym zaskakującym, ostatecznie minęło 16 lat od ukazania się tego komiksu), to kontynuuje swoją podróż w głąb rysunkowego chaosu. Rysunki są mocno uproszczone, postacie często tylko zarysowane kilkoma grubszymi kreskami, z nadnaturalnie wielkimi stopami i rękami - nie zawsze wygląda to dobrze ale i nie zawsze wygląda to źle, a niektóre plansze mimo, że pospieszne i niedopracowane, chciałbym mieć w formie plakatu. Krótko mówiąc Miller nadal potrafi zrobić wrażenie na czytelniku. Nie mogę mu tylko wybaczyć, że bardzo często, szczególnie w momentach "narracji telewizyjnej" (o której niżej) rysuje twarze, na które nie można patrzeć bez obrzydzenia. Nie wspominając już, że lepsze rysunki tworzą nierzadko kilkuletnie dzieci. Karykatura (występuje np. znany amerykański showman Jay Leno) też ma swoje granice. W "Mroczny Rycerz kontratakuje" Miller bawi się kadrowaniem, stosując w "narracji telewizyjnej" małe chaotyczne kadry, by zaraz potem uderzyć wielkim dwuplanszowym obrazem. Nudzić się nie można. Lynn Varley, kolorystka, doskonale wpisuje się w raz genialną, raz beznadziejną konwencję komiksu. To jej zawdzięczamy, że postacie nie są zupełnie płaskie i dwuwymiarowe, jakimi rysuje je Miller. Jej też zawdzięczamy czasem dziwaczną paletę barw i tekstury, wykorzystywane głównie jako tła, których jakość pozostawia wiele do życzenia. A jak jest fabularnie?

Bruce "Batman" Wayne decyduje się na podjecie radykalnych działań przeciwko imperium stworzonemu przez Lexa Luthora, tymczasem pobity Superman wraca do Samotni na biegunie północnym, gdzie spotyka swoją dawna miłość... - napisanie czegokolwiek więcej byłoby psuciem zabawy i spoilerowaniem, bo Miller w stworzonej przez siebie wersji universum DC, dokonuje naprawdę dużych zmian. Jak zwykle zresztą. Kontynuowane są też gościnne występy wielu postaci universum, a to pojawiających się gdzieś w tle, a to uwalnianych przez Batmana i spółkę - ukłon w stronę amerykańskich czytelników, którego na pewno nie możemy całkowicie docenić, pozbawieni pełnego kontaktu z amerykańskim komiksem. Odwiedzimy też kilka znajomych miejsc w Gotham, spotkamy dawno nie widzianych osobników - w tym arcywroga Batmana, i poznamy kilka smaczków nawiązujących bezpośrednio do legendy Batmana (sponsorem tego zdania jest literka Z)... Największym atutem "Mroczny Rycerz kontratakuje" jest dla mnie przeplatająca się przez cały komiks narracja telewizyjna. Chociaż zupełnie nie przypomina tej z "Powrotu Mrocznego Rycerza" - jest szybka, chaotyczna, skondensowana i nie skupia się na wybranej postaci - przypominając coś w stylu sondy przeprowadzanej w tłumie gapiów - zawiera całą masę obserwacji na temat Amerykanów i dzisiejszego społeczeństwa w ogóle. Za to jestem Millerowi wdzięczny. Dla tych krótkich grypsów ("zajrzyjcie na moja stronę WWW", "jak to wpłynie na nasz dzieci?", "supermangowe megawiadomości") warto kupić ten komiks. A do tego jest jeszcze przecież główny watek Batmana, który rozpętuje rewolucję w manipulowanym społeczeństwie USA przyszłości i sam, podobnie jak jego idee, staje się coraz bardziej szalony...

Niezwykłe scenariuszowe pomysły Millera i ciągła głupawa nawalanka superbohaterów, rysunki raz niedopracowane, raz genialne. I tłukąca się gdzieś z tylu głowy myśl, że Miller zaskoczy nas czymś wielkim i niesamowitym w trzeciej i ostatniej części "Mroczny Rycerz kontratakuje". Warto.

Jim

Inne opinie

Pierwsza część wydała mi się pusta (szczególnie w porównaniu z "Powrotem..."). Zaś druga jest przeładowana wydarzeniami. Gdyby Miller zrezygnował z kilku z nich wyszedłby całkiem zgrabny (niestety mimo wszystko nie świetny) komiks. Są jednak wyśmienite pomysły, po których widać geniusz Millera. Największą wadą jest jednak fakt, iż jest to zupełnie inny świat niż ten, który znamy z "Powrotu..." Tamten był realistyczny; gdy się uprzeć, można by powiedzieć, że owa fabuła mogła by wydarzyć się naprawdę (pomijając Supcia). Tutaj świat jest niczym z innego komiksu. Mamy m.in. istoty z innych planet. Mówiąc krótko jest lepiej, ale wciąż słabo.

hans

Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Wydawca: Egmont 2002
Format B5, 80 stron
Cena: 15,90 zł