Mégalex
Seria "Mégalex", została narysowana przez Freda Beltrana,
do scenariusza Alexandro Jodorowsky'ego. Podobno Jodo napisał go specjalnie
dla tego grafika, podobnie jak miało to miejsce z serią "Technokapłani",
do której scenariusz napisał dla Zorana Janjetova. Zresztą Beltran także
pracował przy designie tamtej serii, dodając do niej efekty komputerowe
(więcej szczegółów na temat "Technokapłanów", znajduje się
w moim artykule zamieszczonym w KZ 3/4).
Jak na razie, seria "Mégalex" składa się tylko z dwóch części,
a mianowicie wydanego w 1999 r. albumu "L'Anomalie" ("Anomalia")
i "L'Ange bossu" ("Garbaty Anioł") , który to album
ukazał się na wiosnę tego roku. Pierwszy odcinek wprowadza nas do Mégalex,
gigantycznego miasta planety, którym rządzi królowa Maréa. Tutaj wszystkie
naturalne prawa są narzucone i regulowane odgórnie. Nawet długość życia
jednostek jest dokładnie określona: jeśli np. Maréa liczy sobie 4000
lat, to służące jej klony-policjanci żyją nie dłużej niż 400 dni. Podobnie
jest z obywatelami Mégalex, których długość życia determinowana jest
przez wszczepiane im implanty. Tylko trzy miejsca uniknęły dyktatury:
martwy Ocean, las Chemii i podziemny świat, który jaki jedyny czynnie
sprzeciwia się władzy absolutnej. Zamieszkujący go uciekinierzy przygotowują
bowiem potajemnie rebelię przeciwko Mégalex.
Już na samym początku poznajemy przebieg produkcji i niszczenia klonów-policjantów.
Nagle okazuje się, że w tym dokładnie sprawdzanym procesie produkcyjnym,
pojawia się niedostrzeżona przez kontrolerów anomalia, a raczej Anomalia,
bo pod takim imieniem jest później znany gigantyczny osobnik, który
pojawia się w wyniku powstałych zakłóceń. Ma on około trzech metrów
wzrostu i wygląda pośród reszty klonów jak koszykarz NBA przy zwykłych
ludziach. W tym momencie należy się czytelnikowi małe wyjaśnienie, co
do wglądu klonów. Otóż mają one postać mężczyzn, którzy rodzą się w
pełni rozwinięci, czyli dorośli i gotowi do służby. Wszyscy wyglądają
tak samo i są właściwie jak bioroboty, ślepo wykonujące rozkazy.
Podczas wyposażania nowych "rekrutów" w odzież i broń, niespodziewanie
zostaje ogłoszony alarm, a oni w trybie przyspieszonym udają się do
transportowca. Mimo wszechobecnych strażników, trzymetrowy mutant nadal
pozostaje niedostrzeżony w szeregach swych pobratymców, a to za sprawą
kolejnych niespodziewanych i szczęśliwych dla niego zbiegów okoliczności.
Na pokładzie statku Anomalia zostaje w końcu odkryty i tylko z największym
trudem udaje mu się uniknąć śmierci. Walczącemu o życie zbiegowi, niespodziewanie
na ratunek przybywa Adama, wysłanniczka rebeliantów. Z ziemi wynurza
się dziwny, pusty w środku korzeń, którym obydwoje dostają się do podziemnego
świata. Tak kończy się pierwszy album.
Jego fabuła nie zachwyca szczególnie, nie jest zbyt odkrywcza ani wciągająca.
Przez album ten przechodzi się właściwie jak przez masło. Największym
jego atutem jest chyba grafika, o której jeszcze później napiszę. W
części drugiej, akcja zaczyna jednak nabierać kolorów. Jest więc szansa,
że dzięki talentowi Jodo, będzie jeszcze z "Mégalexa" porządna
seria.
Druga część, rozpoczyna się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie zakończyła
się pierwsza. Ponownie spotykamy Adamę i giganta Anomalię. Trafiają
oni do podziemnego miasta, rządzonego przez istotę zwaną Mutt, będącą
architektem tej metropolii w podziemiach. Tu właśnie rebelianci przygotowują
się potajemnie, aby wynieść na wyżyny władzy swojego wodza i obalić
Mareę, panującą niepodzielnie nad Mégalex. Nasi bohaterowie dołączają
do rebeliantów w ich obozie i wkrótce Anomalia ma się stać jednym z
nich...
I na koniec kilka słów o stronie graficznej. Bowiem to, co zapiera
dech przy oglądaniu tych komiksów to właśnie forma, w jakiej zostały
one opracowane. Fred Beltran włożył mnóstwo pracy w swoje dzieła. Grafika
2D łączy się tutaj z 3D, tworząc miejscami naprawdę piorunujące efekty.
Przedsmak tego było już widać w "Technokapłanach", przy których
Belaran pracował wspólnie, z Janjetovem, jednak dopiero w jego autorskiej
serii, jaką jest "Mégalex" widać, że w pełni "rozwinął
skrzydła", pokazując na co naprawdę go stać. Może nie wszystkim
będzie się podobała fabuła opowieści, jednak warto sięgnąć po tą serię
choćby ze względu na to, by zobaczyć świat wykreowany przez Beltrana,
w większości za pomocą komputera. Trzeba przyznać, że ten gość naprawdę
ma "parę w łapach".
aegirr
|
|