"Kaznodzieja" tom 1: "Zdarzyło się w Teksasie"
"Kaznodzieja" to bez wątpienia komiks wyjątkowy.
Jednymi z wielu wyróżniających go cech są niezwykle swobodne posługiwanie
się przekleństwami i różnorodnymi formami przemocy, jak i brak poszanowania
dla jakichkolwiek świętości. Mówiąc krótko jest, jak głosi napis na
okładce, "wulgarny, kontrowersyjny i obrazoburczy". I nie
jest to przesadą, gdyż w komiksie znaleźć można kadry czerwone od krwi
zabijanych masowo ludzi, a z ust bohaterów przekleństwa padają równie
często, jak w życiu. Fabuła obraca się wokół Nieba i Boga i nie muszę
chyba dodawać, że kwestia ta przedstawiona jest zupełnie inaczej niż
chciałby tego Kościół. Jesse Custer przeżywa kryzys wiary, a że jest
pastorem nie oznacza to nic dobrego. Przeżywa go dość ciekawie, wystarczy,
że powiem, iż rankiem budzi się na schodach własnego kościoła w kałuży
własnych rzygowin. Jednak kryzys kończy się wraz ze spotkaniem z istotą,
o której pochodzeniu nie chciałby słyszeć żaden pastor. Tak więc słowa
"wulgarny" i "obrazoburczy" zostały już wyjaśnione.
A dlaczego kontrowersyjny? Tu właśnie tkwi haczyk.
Przemoc, krew i bluźnierstwa mają w "Kaznodziei" drugorzędne
znaczenie. Bo opowiada on przede wszystkim o przyjaźni i miłości, o
tym czego przeciwnik komiksu nie zauważa pod wulgarną warstwą. O męskiej
przyjaźni pomiędzy Custerem a Cassidy'm, jego towarzyszem w wędrówce,
którą sobie narzucił. O miłości, którą Custer wciąż darzy Tulip, swą
byłą dziewczynę. Ennis każdą z tych postaci uczynił barwną, każdą z
własną przeszłością, do której wyjawienia trzeba poczekać. Ich bogate
charaktery czynią dialogi najmocniejszą stroną komiksu. Obok nich stworzył
także postacie drugoplanowe i wrogów, którzy także są dokładnie przemyślani.
W rezultacie komiks niesamowicie wciąga, przedstawione wydarzenia porywają,
a czytelnik zżywa się z bohaterami, przeżywa fabułę. Natomiast realistyczne
rysunki Dillona nadają "Kaznodzieji" realizmu, który w połączeniu
ze świetnie wykreowanymi charakterami urealnia go.
Tłumaczenie jest tym na co najbardziej zwraca się uwagę w przypadku
tak doskonałych pozycji. I tu Egmont postarał się; dostaliśmy najlepszy
przekład, na jaki mogliśmy liczyć. Nie ma tu kwiatków typowych dla polskiego
"Sin City" czy "Powrotu Mrocznego Rycerza". Język
nie jest w najmniejszym stopniu ocenzurowany, a dialogi wciąż brzmią
żywo. Jednak nie zostały oddane różne sposoby mówienia, które między
innymi wyróżniały poszczególne postacie (np. teksański akcent Roota
czy irlandzki amerykański Cassidy'ego). Niestety, jeśli nikt nie chce
słuchać teksańskiego szeryfa mówiącego kaszubską gwarą, są to rzeczy
niemal niemożliwe do przetłumaczenia. Faktem jednak jest, iż dla osoby
czytającej "Kaznodzieję" w oryginale zdania będą zbyt poprawne,
idealne. Dodatkowy swój udział ma w tym komputerowe liternictwo. Litery
w dymkach są niestety doskonale proste, kształtne i równe. A szkoda.
Kolejną łyżką dziegcu jest samo wydanie. Baaardzo mnie rozczarowało,
gdy zobaczyłem zwykły, nie błyszczący papier znany z "Hellboya".
Oj, jaka to strata, że Mandragorze nie udało się uzyskać licencji na
"Kaznodzieję". Oni wiedzą, jak wydawać amerykańskie komiksy!
Na koniec wypada wspomnieć, że "Zdarzyło się w Teksasie" zawiera
jedną z dwóch historii z "Gone to Texas". No, ale do dzielenia
tomów trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Mimo nienajlepszego wydania ten komiks to pozycja obowiązkowa. "Kaznodzieja"
jest genialny nawet na podrzędnym papierze. Mamy to szczęście, że tłumaczenie
zachowało z oryginału tle ile się dało, więc nie warto narzekać. Szczególnie,
że tak świetnych komiksów jest niewiele. Polecam!
hans
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Dillon
Wydawca: Egmont Polska
Format: B5, 120 stron
Cena: 24,90 zł
|
|