Ultimate X-Men
"X-Men" to (po "Spider-Manie") drugi komiks, jaki
zaczął być wydawany w ramach linii Ultimate. Nie należy się dziwić dlaczego
akurat te serie zostały wybrane. Zadecydowały dwa czynniki, z powodu
których w ogóle wymyślono cały projekt. Po pierwsze, popularność. Należą
one do najlepiej sprzedających się komiksów Marvela, więc jasne jest,
iż to nimi firma chce zainteresować przyszłych czytelników. Poza tym
kto chciałby czytać i (przede wszystkim) kupować napisane od nowa początki
mniej znanych herosów? Drugi powód, wydaje mi się, że ważniejszy, to
dłuuuga historia wydawnicza. Czterysta czternasty numer "Uncanny
X-Men" i czterysta osiemdziesiąty siódmy numer "The Amazing
Spiderman" (dane na październik) chyba mówią same za siebie. Trudno
więc nie przyznać, że to właśnie te komiksy wymagały drugiej młodości,
którą mogła im dać tylko wersja Ultimate.
|
|
|
|
Początkowo do "Ultimate X-Men" scenariusze pisać miał Bendis.
Chyba jednak nie czuł się dobrze z mutantami, gdyż zrezygnował, a wolne
stanowisko zajął Mark Millar. I naprawdę nie ma czego żałować, gdyż
tytułem tym udowodnił, jak dobrym jest scenarzystą. Opowiadane przez
niego historie są ciekawe, prowadzone lekko i zachowują równowagę pomiędzy
życiem osobistym bohaterów a akcją. Wprost przeciwnie do końcówki polskiego
"X-Men", gdzie Fabian Nicieza do spółki ze Scottem Lobdellem
nudzili niepomiernie. W "Ultimate X-Men" nie znajdziecie podniosłych
i przydługich mów bohaterów, nie ma ramek z nic nie wnoszącymi, nudnawymi
tekstami. Millar stawia mutantów w naprawdę ciekawych sytuacjach. Wydaje
się być stworzonym do komiksów mówiących o grupach superbohaterów, gdyż
doskonale potrafi w krótkim zeszycie znaleźć wystarczająco miejsca dla
każdego z nich, nie zaniedbując samej akcji. Możemy więc śledząc fabułę,
poznawać ich rozterki i problemy. Wszystko to oczywiście na poziomie
rozrywki, bo przecież komiksy z X-em w tytule temu właśnie służą. Jednak
jest ona na tyle dobra, że tych komiksów nie zapomina się po przeczytaniu.
Zaś wciągają tak bardzo, że nierzadko po skończeniu jednego numeru chce
się natychmiast zabrać za następny. Ma w tym udział profesjonalizm Millara,
pozwalający mu efektownie zakończyć zeszyt.
|
|
|
|
Rysunki powierzono Adamowi Kubertowi, co jest świetnym wyborem. Są
one o niebo lepsze od tego, co wyczyniał w "X-Men" jego brat,
Andy. Zupełnie inna klasa. Co prawda kreska stylem przypomina średnią
amerykańską czyli Jima Lee, jednak posiada tę odrobinę własnej tożsamości.
Zaś wykonanie to świetna sprawa. Komiks jest doskonale narysowany, lepiej
niż "X-Men" za swych najlepszych czasów, gdy królował wspomniany
Jim Lee. Kto nie wierzy, będzie mógł się przekonać, dzięki wydawnictwu
Fun Media, które to zapowiedziało wydanie "Ultimate X-Men".
Oczywiście słówko ultimate w tytule zobowiązuje, więc mamy przyjemność
poznać stare-nowe przygody starych-nowych bohaterów. Tym co najbardziej
różni ten komiks od znanych nam historii o mutantach to mniejsza umowność.
Nie noszą już oni kolorowych trykotów, lecz kostiumy o ciemnych, głównie
czarnych barwach. Co prawda jest tak od pewnego czasu w "New X-Men"
(dawne "X-Men"), ale w wersji ultimate twórcy poszli kroczek
dalej. Kostium jest tu traktowany jako konieczność i mało kto ma chęć
go nosić. "Konieczność", gdyż służy on do zakłócania wykrywających
mutantów urządzeń, takich jakie wykorzystują Sentinele, będące na usługach
rządu USA. Ogólnie można powiedzieć, że komiks jest bardziej realistyczny.
Niektóre z przygód, jakie przeżywają mutanci, po wzięciu poprawki na
ich nadprzyrodzone moce, mogłyby posłużyć za scenariusz komiksu sensacyjnego.
|
|
|
|
"Ultimate X-Men" nie rozwija się tak powoli jak jego odpowiednik,
Spider-Mman. Już w pierwszym numerze zostaje sformowany podstawowy team
w postaci Cyclopse'a, Jean Grey, Storm, Beasta, Icemana i Colossusa.
Jednak ten stan zmienia się wraz z kolejnymi zeszytami; pojawiają się
nowi członkowie (nie mogło zabraknąć Wolverine'a, o którym za chwilę),
zmieniają się "starzy". Przykładowo, przemiana Beasta dokonuje
się w numerach późniejszych. Poza tym X-Men to nie Spider-Man, wiadomo.
Wobec tego młodzi bohaterowie są tu pokazani w inny sposób. Nie ma tu
szkoły wraz ze zwykłymi nastolatkami. Są raczej powroty po wyczerpujących
walkach do konsolowych gier lub kompleksy wynikające z mutacji, jak
to jest w przypadku Rogue.
Zgodnie z tradycją w pierwszym numerze musiał pojawić się najstarszy
wróg X-Men, mistrz magnetyzmu, Magneto. I już tutaj można zauważyć różnice
pomiędzy wersją Ultimate a oryginalną. Przede wszystkim różnią się stosunki
między Xavierem a Magnusem. Jak każdy wie są oni starymi przyjaciółmi,
których różne spojrzenie na przyszłość mutantów czyni także wzajemnymi
wrogami. Jednak o ile w "X-Men" ta przyjaźń ma wpływ na walkę
pomiędzy nimi, sprawia ona, że nie traktują się, tak bezlitośnie jak
traktuje się swego wroga, to w "Ultimate X-Men" owa przyjaźń
zdaje się być tylko przeszłością. Konflikt zaostrza fakt, iż to właśnie
Magneto jest odpowiedzialny za paraliż nóg Xaviera.
|
|
|
|
Dodać należy, iż to na jego polecenie Wolverine przyłącza się do X-Men.
Tak, najpopularniejszego X-Mana poznajemy jako agenta Magneto. Sam Rosomak
nie jest tak bardzo otoczony tajemnicą, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Oczywiście, że są wydarzenia z jego przeszłości, o których nie mamy
pojęcia, ale nie jest to tak zauważalne. Scenariusz nie skupia się na
tym, czego nie wiadomo, lecz na obecnych wydarzeniach. A gdyby jeszcze
komuś było mało, to siódmy numer rozpoczyna historię o wiele mówiącym
tytule "Return to Weapon X". W niej Wolverine spotka się ze
swoją przeszłością, co nie znaczy, że nie zabraknie miejsca dla reszty
zespołu. W zasadzie nie wiadomo, jak daleko jego owa tajemnicza przeszłość
sięga, lecz patrząc na wygląd i na zachowanie można zaryzykować opinię,
iż jest on młodszy od swego pierwowzoru. Poza tym czy "emeryt",
jak o sobie mówi w polskim "X-Men", uwodziłby ledwie dorosłą
dziewczynę?
Millarowi pomysłów nie brakuje tak na postacie, jak i na opowiadające
o nich historie. Możemy zobaczyć Storm jako złodziejkę, Colossusa pracującego
dla rosyjskiej mafii, Icemana, błąkającego się po ulicach z dala od
domu, by nie ściągnąć na rodziców Sentinelów lub Nightcrawlera wraz
z innymi mutantami uwięzionego w ukrytym ośrodku jako tajna broń USA.
Jest to zaledwie niewielka część atrakcji, jakie zawiera "Ultimate
X-Men". Są to świetne historie, które, z całym szacunkiem dla bardzo
dobrego "Ultimate Spider-Mana", przewyższają go pod każdym
względem. Także rysunkowym. Nie pozostaje nic tylko czekać na pierwszy
numer po polsku i trzymać kciuki, by seria miała się lepiej niż jej
siostrzany Spider-Man.
hans
|
|