"Batman": "Mroczny Rycerz kontratakuje"
hans versus Seba
hans: Chyba trochę namieszaliśmy w naszych recenzjach
(obie w tym numerze), nie uważasz? Jeden mówi tak, drugi zupełnie inaczej. Tak
więc najlepiej jeśli skonfrontujemy nasze stanowiska.
Napisałeś, że wątki, które początkowo wydawały się zagmatwane, znalazły w
miarę rozsądne wyjaśnienie. Moim zdaniem było wprost przeciwnie. Na przykład
Joker. Waga postaci i to, jak została przedstawiona, pozwalały przypuszczać,
że odegra ważną rolę w konkluzji. Tymczasem pojawił się na samym końcu, jakby
dodatkowo. Porozmawiali chwilę (dodam, że głupio), powalczyli i koniec. Równie
dobrze mogłoby go nie być.
Seba: Masz rację, że sprawa Jokera nie wnosi zbyt
dużo do głównego wątku. Po części wynika to z tego, o czym wspomniałem w swojej
recenzji, iż na plan pierwszy w "DK2" został wysunięty Superman, a
Batman jest nieco schowany w jego cieniu (w tym i wątki związane z nim, takie
jak właśnie ten). Owszem napisałem, że sprawa Jokera została ciekawie rozwiązana,
ale miałem tu na myśli jedynie jego prawdziwą tożsamość. Tym bardziej, że jest
to rozwinięcie jednej ze spraw, zapoczątkowanej w "Powrocie Mrocznego Rycerza".
Zwróć uwagę na 3 stronę tego komiksu, gdzie podczas rozmowy z Gordonem, Bruce
Wayne mówi, że stosunki z panem X (nie będę zdradzał jego nazwiska, bo popsuło
by to zabawę tym, którzy nie czytali jeszcze "DK2") są złe i nie rozmawiał
z nim od 7 lat. Natomiast nie bardzo podobały mi się bzdury z "odrastaniem"
itp. (chociaż pasują one do konwencji "DK2"). Co do innych wątków,
to jak najbardziej znalazły one rozwiązanie w 3 części , choć przyznaję, że
czasem bardzo naciągane. Zgodzisz się z tym?
hans: Wiesz, wydaje mi się, że Miller wprowadził
postać Jokera tylko dla wywołania zaskoczenia jego tożsamością (co w moim przypadku
się nie udało). Potwierdza to odosobnienie wątku. Zaskoczony czytelnik stwierdziłby:
"Niezłe!" i zapomniałby o słabości całego wątku. I tak jest chyba
w Twoim przypadku. Myślę tak, bo skupiasz się tylko na tym jednym elemencie,
tej jednej scenie. Natomiast z innymi wątkami jest jeszcze gorzej - po co byli
Thangarianie? Tylko po to, by jeden z nich zadał Luthorowi ostatni cios, co
mógł zrobić każdy. I tak dalej; chaos postaci, które pojawiają się zupełnie
niepotrzebnie. Ciekawie, bo ludzko, przedstawiony był Superman i zgadzam się
z tobą, że gdyby nie tytuł, można by pomyśleć, że to komiks o nim. Dla mnie
"DK2" miało być swego rodzaju galerią superbohaterów, która została
źle przedstawiona. Nie można ich tak po prostu wrzucać na karty komiksu, potrzebny
jest pomysł (jak np. Joker w odrętwieniu w "Powrocie..." - dla mnie
genialne).
|
|
|
|
Seba: Po raz pierwszy zacząłem podejrzewać kim
jest pseudo-Joker podczas rozmowy Robin (Catgirl) z pseudo (znowu) Saturngirl,
kiedy okazuje się, że Joker najbardziej nienawidzi Carie. Według mnie przed
tą wskazówką nie było przesłanek do twierdzenia, że Jokerem jest X (jeśli się
mylę to proszę o uświadomienie mnie). Co do wątku Thangarian, to nie mogę się
z Tobą zgodzić. Zamordowanie "starych" Thangarian było również testem
"kosmicznej artylerii" o której Lex informuje Batmana podczas ich
ostatniej rozmowy (nie służyło więc tylko jako pretekst do zemsty). W tej samej
rozmowie Batman mówi do Luthora: "... I owszem jestem sprytny. Na tyle
by rozwalić ci tyłek. By zmieść twą facjatę z powierzchni ziemi.(...) Nie, nie
dobiję cię. Mam inne zadanie. Jestem tu po to, by się upewnić, że zginiesz."
Ta wypowiedź, moim zdaniem, świadczy o tym, że Batman wykorzystuje "młodego"
Thangarianina do swoich celów, a zemsta na Luthorze jest kolejnym elementem
jego planu. Scena ta jest jedną z nielicznych w "DK2", które mówią
coś o charakterze Bruce'a (co było główną siłą "Powrotu"). Myślę więc,
że akurat ten epizod nie jest najlepszym przykładem bezsensownego, nic nie wnoszącego
wątku. Natomiast w 100 % zgadzam się z Tobą w kwestii ilości wprowadzonych do
historii superbohaterów. Niektórzy z nich byli rzeczywiście zbędni (ale niekoniecznie
zaliczyłbym do tej grupy Thangarian).
hans: Jak powiedziałem, zarzucam wątkowi z pseudo-Jokerem
to, że jest pusty, istnieje tylko dla jednej, małej i słabej sceny końcowej.
Zaś Ty odpowiadasz mi wciąż jej broniąc, więc chyba coś w tym jest. Natomiast
zamordowanie Thangarian - tak, było testem broni Luthora. No, ale dlaczego Thangarianie,
a nie rodzina któregoś z wprowadzonych już bohaterów, dlaczego nie np. niewinni
ludzie, dlaczego nie ktokolwiek inny? Powiedz mi, dlaczego właśnie ONI pojawili
się w komiksie. Poza tym wydaje mi się trochę naciągana ta sytuacja - Batman
daje się złapać i porządnie obić tylko po to zobaczyć jak ktoś kończy z Luthorem.
Sam nie mógł tego zrobić? Albo Supek, najbardziej nienawidzący Luthora? Thangarianie
i pseudo-Joker to oczywiście przykłady - to, co chcę udowodnić to fakt, że wiele
postaci wprowadzono bez pomysłu na konkretnie te wybrane. Na zasadzie: upchnąć
jak najwięcej, będzie przekrój świata DC. Bohaterowie pojawiają się, gadają
i znikają. Nie mają znaczenia dla fabuły, sceny z nimi nie należą do ciekawych
(jak małe perełki w rodzaju tej z kobietą i bombą w metrze z "Powrotu..."),
zatem są zupełnie niepotrzebne. A "DK2" składa się z wielu takich
scen. Jak to świadczy o komiksie?
|
|
|
|
Seba: Dlaczego Thangarianie? Może dlatego, że
jest to jedna z najbardziej znanych rodzin superbohaterów w świecie DC (obok
Mister Miracle i jego żony Bardy) i czytelnika mogła poruszyć w pewnym stopniu
ta scena? Wątpie, żeby taki efekt mogła wywołać likwidacja, jak mówisz, niewinnych
ludzi (takich scenek pełno w komiksach) lub pary staruszków, która okazałaby
się np. rodzicami Green Arrowa (poza tym po co na zwykłych ludziach testować
broń o zasięgu kosmicznym). Zresztą nie ma to takiego znaczenia, Thangarianie
i Joker to na pewno nie jest główna wada "DK2". Bezcelowe było raczej
wprowadzenie takich postaci jak: Plastic Man, Sage, Ralph Dibny, J'onn J'onzz,
Kapitan Marvel i kilku innych .Oni rzeczywiście pojawiają się tylko po to, żeby
powiedzieć parę banałów i w kilku przypadkach umrzeć. Co do Batmana, który dał
się "obić". Zwróć uwagę, że sam odpowiada on na to pytanie Luthorowi.
Chciał po prostu odwrócić jego uwagę. Fakt, mógł to zrobić w inny sposób, ale
nie zapominajmy, że w ostatniej części "DK2" jest on już jedną nogą
w grobie, więc dlaczego miał by sobie odmówić przyjemności widoku śmierci Lexa
nawet za cenę kilku zębów? Poza tym, przez ten fortel zmusił Luthora do zwierzeń
podczas których ten mógłby zdradzić Batmanowi coś, co on przeoczył. A dlaczego
katem okazał się "młody" Thangarianin? Może dlatego, że Batman mu
to obiecał (2. część "DK2")? Mimo, że podobnie jak Ty nie jestem bezkrytycznym
zwolennikiem "Kontrataku", to nie mogę powiedzieć, że wszystko w nim
jest do niczego.
hans: Przyznam, że nie znam Thangarian. Może dlatego
sceny z ich udziałem do mnie nie trafiły. To, co mi się podobało to wspomniany
Superman, Flash (biegający w kółku jak chomik), kłótnie między lewicowym Green
Arrowem, a prawicowym Sage'em i najbardziej - Green Lantern jako czysta moc
(ciekawy pomysł). Jednak zaznaczam, że głównie chwalę same pomysły, gdyż wykonanie
często pozostawia wiele do życzenia. Napisane na chybcika, sceny są często bardzo
krótkie, jakby urwane (np. zabawne kłótnie Sage'a i Arrowa) - niechlujnie zrobiony
jest ten komiks. Tak w warstwie scenariuszowej jak i graficznej. Jednak zgadzamy
się, że Miller wprowadził zbyt wiele postaci (różnimy się tylko w ich liczbie).
Może wydawać się to nieistotnym argumentem, ale to z niego wynikają moje główne
zarzuty co do fabuły - chaos i namnożenie nieciekawych scen z nowymi, niepotrzebnymi
bohaterami.
Skoro generalnie w tym względzie się zgadzamy, wychodzi na to, że jak na razie
tylko narzekaliśmy. Doszliśmy do w miarę wspólnego stanowiska w kwestii wad,
więc może teraz zajmiemy się zaletami? Co twoim zdaniem jest w "DK2"
takiego, że ten komiks jest wart polecenia?
|
|
|
|
Seba: Jestem pewny, że się ze mną nie zgodzisz,
ale według mnie największym plusem "DK2" jest jego szata graficzna.
Pamiętasz taką wypowiedź z pierwszej części komiksu: "Hal Jordan był gównem.
W dobrym tego słowa znaczeniu". Myślę, że podobnie można określić kolory
zastosowane przez Lynn Varley. Niemal w każdym innym komiksie uznałbym je za
beznadziejne, ale w przypadku "DK2" są one jak najbardziej na miejscu.
Doskonale pasują do klimatu opowieści. W swojej recenzji piszesz: "Skąd
te przerysowania w poważnym skądinąd komiksie?". Myślę, że zbyt mocno porównujesz
ten komiks do "Powrotu Mrocznego Rycerza". To właśnie tamto dzieło
było poważne, natomiast "Kontratak" został potraktowany przez Millera
bardziej swobodnie, stając się, przynajmniej w moich oczach, niejako parodią
komiksów o superbohaterach. Jeśli patrzeć na to w ten sposób, to zarówno kolory
jak i miejscami karykaturalne rysunki Millera pasują tam doskonale.
hans: Zgodzę się z tobą, ale połowicznie. Faktycznie,
rysunki, a w tym też przerysowania i karykaturalnie przedstawione postacie idealnie
pasują do parodii, do komiksu zabawnego. Jednak tu nasuwają mi się dwie wątpliwości.
Po pierwsze, kolory. Emanujące komputerem - taki na przykład Bruce Wayne w jaskini
w środku drugiej części. Na twarzy jakieś różnokolorowe kwadraty kojarzące się
z niską rozdzielczością. Podobnie na obrazku obok i na wielu innych. Poza tym
rozmyte lub przypominające fraktale tła. Mógłbym tutaj jeszcze wymieniać, ale
nie chcę tutaj krytykować kolorów w całości. Zastanawiam się po prostu, jak
się ma taka komputeryzacja komiksu do parodii, którą ma być. Drugą sprawą jest,
że nie widzę w tym komiksie przesłanek, by traktować go jako parodię. Zgodziliśmy
się, że głównym wątkiem jest wątek Supermana. Nie nazwałbym go wesołym, nie
widzę tu pastiszu komiksów o supebohaterach. Podobnie ze wspomnianym wątkiem
Thangarian, który jak sam powiedziałeś może poruszyć czytelnika. Do tego Joker
krojący Carrie, zniszczenie Metropolis, śmierć jednego z bohaterów, powaga z
jaką traktowane jest zabójstwo policjanta przez "Batboya" (w pierwszej
części) itp. Nie zmienią tego szczegóły w rodzaju szalonego Plastic Mana przybierającego
najbardziej wymyślne formy lub okrzyku Batmana: "Wciągajcie rajstopki".
|
|
|
|
Seba: Zgadza się, "DK2" nie jest wesoły,
dlatego napisałem, że jest on "niejako parodią". Jednak na pewno nie
jest potraktowany serio (stąd być może bierze się również chaos panujący w komiksie,
o którym wspomniałeś wcześniej) . Jeśli chodzi o Thangarian, to prawda napisałem,
że scena ich zamordowania mogła poruszyć, ale dodałem, iż tylko w pewnym stopniu
(właśnie dlatego, że nie podchodzę do tego komiksu zbyt poważnie). Wracając
do parodii, może rzeczywiście nie jest to tutaj najodpowiedniejsze słowo (chociaż
używa go sam Miller w wywiadzie, na który powołujesz się w swojej recenzji :)
), powinienem raczej użyć wyrażenia "ironia" lub "farsa".
Tak czy inaczej te kolory, o których cały czas mówimy, pasują do wszystkich
wymienionych postaci komizmu. Natomiast użycie w takim stopniu komputera stworzyło,
myślę, że zamierzone przez autorkę, wrażenie kiczu. Piszesz, że nie widzisz
przesłanek parodii. A co powiesz o wyolbrzymianiu mocy takich bohaterów jak
Flash (przebiegającemu ze wschodniego wybrzeża do Utah w mniej niż sekundę,
podczas, gdy "normalnemu" Flashowi zajęłoby to około godziny) czy
Green Lantern (potrafiący osiągnąć rozmiary układu słonecznego) lub o tyle razy
przez nas wspominanym Jokerze, którym okazał się jeden z największych przyjaciół
Batmana. Według mnie jest to jawne wyśmiewanie się z konwencji komiksów o superbohaterach.
Oczywiście, każdy może odczytywać to na swój sposób, ale jeśli "DK2"
stwarza możliwość różnych interpretacji, to każe mi to dopisać kolejny plus
po stronie jego zalet.
hans: Błąd z mojej strony - umknęła mi wypowiedź
Millera o której mówisz :(. Ale to nie zmienia mojej opinii - nie osiągnął on
swego zamierzenia. Jednak w tym względzie chyba nie dojdziemy do porozumienia,
gdyż wciąż stoję przy stanowisku, że w parodii, farsie, czy jakkolwiek to nazwiemy,
nie ma miejsca na poważne wątki. Nie mogę się z tobą też zgodzić odnośnie roli
kolorów. Moim zdaniem nie są one kiczowate. Są za to niechlujne i często zastosowane
bezsensownie (wspomniane kwadraty na czole Wayne'a) - nie pasują do parodii
komiksów o superbohaterach. Kolory w takiej parodii widzę jaskrawe, proste,
bez odcieni. I to byłby kicz; to byłaby odpowiednia oprawa. Kolejną kwestią,
z którą się nie zgodzę, jest zaliczanie do zalet "DK2" możliwości
wielu interpretacji tego tytułu. Komiks jest chaotyczny i ma w sumie prostą,
schematyczną fabułę (co przyznajesz w swojej recenzji). Kto by spodziewał się
tego po Millerze i drugiej części legendy amerykańskiego komiksu? W takiej sytuacji
człowiek zaczyna się zastanawiać, "o co temu facetowi chodzi?" Moim
zdaniem zaletą nie jest sama wielość interpretacyjna, ale to plus wartość tych
interpretacji. A w przypadku "DK2" z jakiego punktu widzenia nie spojrzę
na ten komiks, zawsze wydaje mi się słaby.
|
|
|
|
Seba: Rozpoznanie kiczu to sprawa bardzo subiektywna.
Po prostu mamy o nim różne wyobrażenie. Dla mnie jest nim właśnie niechlujstwo
i "kwadraty". Jednak żeby kicz mógł być zaletą musi być zastosowany
świadomie, co moim zdaniem ma miejsce w "Kontrataku". Aby
wszystko było jasne, muszę zaznaczyć, że ja też jestem daleki od uznania "DK2"
za komiks wybitny. Jest on o klasę gorszy od "Powrotu". Mimo to jest
co najmniej dobry (w mojej karierze kolekcjonera komiksów przeszły mi przez
ręce dużo słabsze prace Millera). Nie wszystkie przecież komiksy muszą być od
razu arcydziełami by były godne polecenia, nawet jeśli są stworzone przez mistrza
gatunku.
hans: I tu chyba wypadałoby skończyć. Jak powiedziałeś,
wszystko, co zostało, to sprawa bardzo subiektywna. Co prawda doszliśmy do wspólnych
wniosków zaledwie w kilku kwestiach, ale powiedzieliśmy o tym, co najważniejsze
i przedstawiliśmy swoje racje. Po przeczytaniu naszych recenzji można było mieć
mętlik w głowie - teraz, po lekturze argumentów każdej strony, czytelnik może
wyciągnąć sensowne wnioski. I o to chodziło.
dyskutowali hans
i Seba
|
|