"Apokalipsomania" tom 1: "Barwy widmowe"
Jak magik królika z kapelusza, Egmont wyciągnął z rynku francuskiego serię
zaczynającą się rewelacyjnie. Rzadko się zdarza, aby już pierwszy album jakiejś
serii był tak wciągający, tym bardziej, że autorzy nie są specjalnie znani z
dokonań komiksowych. Scenarzysta Laurent Frederic Bollee zawodowo pracuje jako
komentator francuskojęzycznego oddziału telewizji EuroSport natomiast autor
rysunków Phiippe Aymond, mimo młodego wieku, współpracował już z tak znanymi
twórcami jak: Jean-Claude Mezieries i Pierre Christin, jednaj jak dotychczas
żadnej wielkiej serii nie stworzył. Na polskim rynku zarówno Bollee jak i Aymond
to absolutni debiutanci.
Fabularnie pierwszy album "Apokalipsomanii" prezentuje się rewelacyjnie.
Problem inwazji obcej cywilizacji przerabialiśmy na różne sposoby, zarówno w
filmie, książce jak i komiksie, ale scenarzyście udało się spojrzeć na sprawę
jeszcze od innej strony, więc trudno w tym komiksie doszukiwać się wtórności,
powielania utartych wzorów i dublowania czyichś pomysłów.
W części pierwszej w zasadzie poznajemy bohaterów, którzy w kolejnych albumach
będą zmagali się z zagadką dziwnych promieni świetlnych padających na nasza
planetę. Nikt nie wie czy to inwazja próba nawiązania kontaktu czy może apokalipsa.
Kontrole nad zjawiskiem, któremu towarzyszy śmierć niewinnych ludzi próbuje
przejąć - nieco nieudolnie - wojsko. Każdy z bohaterów dociera do świetlnego
słupa w inny sposób; przypadkowo lub świadomie przenikając wojskowe zabezpieczenia.
Sami bohaterowie pochodzą z różnych środowisk, jest geniusz o najwyższym IQ
na Ziemi, jest też cyrkowiec, dziennikarz oraz naukowiec. Takie zestawienie
charakterów przy rozwiązywaniu zagadki musi gwarantować dobrą zabawę. A jak
potoczą się ich dalsze losy nie przyjdzie nam długo czekać, ponieważ w chwili,
gdy czytacie ten tekst, w sprzedaży jest już kolejny album z tej serii.
Rysunki są czyste, dokładne i czytelne. Jedynie przy odwzorowywaniu twarzy
widać pewne niedociągnięcia, ale generalnie czytelnik nie zastanawia się podczas
czytania, kogo widzi na danym obrazku. Kolory są bez zastrzeżeń i idealnie pasują
do opowiadanej historii.
Ta seria (planowana jako zamknięta kilkualbumowa opowieść) wybija się zdecydowanie
ponad przeciętność serii, które miały premierę w III kwartale 2002 roku. Wydawało
się, że wszystkie co ciekawsze serie już zostały polskiemu czytelnikowi przedstawione
a tu taka niespodzianka... W przypadku "Apokalipsomanii" zdecydowanie
trudno określić co decyduje o jej powodzeniu. W zasadzie na upartego można i
do rysunku się przyczepić jak i do scenariusza, który balansuje koło tematu
już oklepanego i klasycznego - ale ów komiks posiada właśnie to "coś"
co decyduje, że jest to lektura obowiązkowa, którą należy kilka razy przeczytać,
za każdym razem odkrywając coś nowego w tej opowieści.
Na koniec jedna uwaga: znam jak dotychczas tylko pierwszy album i mam nadzieję,
że scenarzyście starczyło pomysłu a rysownikowi zapału na całą serie, a nie
tylko na pierwszy album...
dVader
Scenariusz: Laurent-Frédéric Bollée
Rysunki: Philippe Aymond
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont Polska
Format: A4
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Cena: 16,90 zł
|
|