"Thorgal" tom 12: "Miasto zaginionego boga"
Czekając na premierę "Barbarzyńcy", Egmont po raz drugi po polsku
wydał dwunasty tom przygód Thorgala. Poprzednim wydaniem uraczyła nas Orbita
w roku 1990 i w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych (wydanie z tamtego
okresu ukazało się w kilka lat po pierwszym "rzucie" z "gustownym"
dodatkiem na okładce w postaci żółtego paska z napisem ORBITA KOMIKS i rozprowadzane
było w dystrybucji kioskowej). Sam wydawca sygnował ją napisem "wydanie
I", a jako datę wydania podawał na stronie drugiej rok 1990 (!), bo najprawdopodobniej
był to komiks otrzymany ze zwrotów z pierwszego wydania z nową naklejką na okładce.
Poprzednie wydanie było tłumaczone przez Tadeusza Markowskiego, obecne tłumaczenie
zawdzięczamy - jak we wszystkich egmontowskich Thorgalach - Wojciechowi Birkowi.
Trzeba przyznać, że tłumaczenia są tylko kosmetycznie rożne, co musi oznaczać,
że obaj tłumacze podeszli do swojej pracy sumienniej niż tłumacz millerowskiego
Powrotu Mrocznego Rycerza.
Zasadnicza różnica pomiędzy wydaniami Orbity a Egmontu jest kolor okładki.
Dawniej była ona błękitna, dziś jest zielonkawa... Zresztą większość wydań Orbity
miała kolory odbiegające od oryginałów; porównajmy np. okładki "Krainy
Qa". Nie zmienia to faktu, że nadal widzimy tutaj genialnie zrealizowaną
grafikę z Thorgalem trzymającym rannego Tjalla w ramionach, pięknymi smugami
świetlnymi na drugim planie i wnętrzem siedziby Vartha w tle. Kiedyś to Rosińskiemu
się chciało starać...
Poziom edytorski opisywanego tutaj wydania zdecydowanie przewyższa publikacje
z ubiegłego wieku. Kolory są głębsze i lepiej nasycone, okładka jest lakierowana
z gustownym grzbiecikiem - czyli tak jak wszystkie obecnie wydawane komiksy.
Na IV stronie okładki jak zwykle błąd w postaci literówki w nazwisku twórcy
XIII - Vance'a, cóż pozostaje się do tego chyba przyzwyczaić, bo towarzyszy
nam to w prawie każdym Thorgalu z KŚK.
Album ten to kolejna, przedostatnia amerykańska przygoda Thorgala i jego bliskich.
Rozwiązuje on w zasadzie już większość wątków stworzonych na potrzeby indiańskich
przygód: Thorgal dociera do siedziby Vartha, choć cena zapłacona za wykonanie
misji była wysoka.
Rysunki i kolory są takie, do jakich nas Rosiński przyzwyczaił w latach, gdy
do pracy nad serią o Gwiezdnym Dziecku podchodził z entuzjazmem i radością tworzenia,
gdy pracował na swoją sławę. Są one takie, o jakich w nowych albumach możemy
jedynie poważyć, nie ma tu karykaturalnych twarzy w tle, a każdy nawet ostatni
plan jest dopracowany. Podziw tutaj budzi praktycznie każda plansza, a prawdziwym
graficznym cudem są piękne grafiki południowoamerykańskiej siedziby Vartha i
tropikalnej dżungli.
Scenariusz jeden z najlepszych w serii: cudownie stopniowane napięcie, nieoczekiwane
zwroty akcji. W tym albumie jest więcej akcji niż we wszystkich komiksach Froidevala
- tak lansowanego przez Amber - razem wziętych. Scena gdy Thorgal przebacza
rannemu Tjallowi jest chyba najbardziej wzruszająca w całej serii...
Podsumowując polecam gorąco, klasyczny "musiszmieć", jak to swego
czasu TM-Semic pisał. Szczytowa forma pary Rosiński - Van Hamme. Czytając ten
komiks można zrozumieć dlaczego seria ta należy do najsławniejszych w Europie
i można przekonać się jak wiele np. "Królestwu pod piaskiem" brakuje
do magii i staranności tych kultowych albumów z lat 80 i 90.
dVader
Scenariusz: Jean Van Hamme
Rysunki: Grzegorz Rosiński
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont Polska
Liczba stron: 48
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: kolor
Cena: 16,90 zł
|