"Leonard" tom 2: "Leonard nadal jest geniuszem"
Wydawnictwo Podsiedlik, Raniowski i S-ka w swojej komiksowej ofercie postawiło
na komiksy humorystyczne. Obok "Cubitiusa", "Ucznia Ducobu",
"Nabuchodinozaura" pojawił się także "Leonard", znany wcześniej
ze "Świata Komiksu" jako "Leonardo". Na rynku frankofońskim
seria ta składa się już z ponad 30 części, my jak na razie, poznaliśmy dwa pierwsze.
Ich zawartość jest podobna: kilkanaście jedno- lub kilkustronicowych gagów (w
części drugiej jest ich 18).
"Rodzice" komiksowego Leonarda to Turk i de Groot, znani w Polsce
również z opowieści o Robin Chódzie drukowanych w "Świecie Komiksu"
(numery: 2, 4, 11 i 12), zaś samego de Groota znamy z komiksu o Clifftonie,
drukowanego też w "ŚK".
Leonard to taki komiksowy odpowiednik renesansowego twórcy, malarza i wynalazcy
- Leonarda da Vinci. Ów odpowiednik na kartach komiksu wymyśla najprzeróżniejsze
rzeczy, cechujące się zwykle zerową przydatnością. Testowanie funkcjonalności
wynalazków spoczywa na jego uczniu, co zwykle kończy się mniejszymi lub większymi
obrażeniami. Taka formuła żartów dość szybko się nudzi, bo konstrukcja każdego
gagu jest bliźniaczo podobna i zdecydowanie mało śmieszna.
W albumie drugim, którego tytuł brzmi "Leonard nadal jest geniuszem",
w zasadzie wszystkie historie są jednakowo słabe. Jeżeli miałbym pokusić się
o wybranie najlepszego żartu, to na takie miano zasługuje opowieść o konstruowaniu
maszyny do budzenia ucznia.
Rysunki są klasyczne dla historii humorystycznych: uproszczone, pozbawione
dynamiki i proporcji. Szczegółowe są z kolei, rysunki projektów maszyn konstruowanych
przez Leonarda, przez co dziwnie kontrastują one z resztą obrazków. W części
drugiej jest nieco lepiej z objętością samego komiksu - czyta się go wolniej,
niż album pierwszy, bo na stronie zwykle znajdują się cztery rzędy obrazków,
a nie trzy, co miało miejsce w części poprzedniej.
Poziom edytorski jest nieco lepszy, niż w innych komiksach Podsiedlika; barwy
wydają się być dobrze nasycone, a czerń wreszcie jest czarna. Z tyłu okładki
pojawia się znowu informacja o "światowym bestsellerze - nareszcie w Polsce".
Szkoda, że te "bestsellery" pojawiają się tylko w ofercie Podsiedlika
i Amberu, a dotyczą pozycji, którym do takiego miana naprawdę daleko.
Podsumowując: dla mnie jest to bardzo słaby komiks, zastosowany tam humor
bezwzględnie mi nie odpowiada. Jakiekolwiek porównanie "Leonarda"
do serii komediowych wydawanych przez konkurencję ("Gaston", "Titeuf",
"Mały Sprytek") wypada dla serii Turka i de Groota fatalnie. Usprawiedliwieniem
nie może być tutaj wiek komiksu, bo pochodzący z podobnego okresu "Gaston"
nadal bawi do łez. Oglądając fragment albumu 12. ze "Świata Komiksu"
trudno uwierzyć, że kolejne albumy o przygodach wynalazcy będą lepsze.
Niejasny też wydaje się wiek potencjalnego czytelnika komiksu - czy dla siedmiolatka
żarty opierające się na porównaniach do innych twórców lub dzieł tamtego okresu
(Michał Anioł, Mona Lisa) na pewno będą zrozumiałe?
Dla mnie w każdym razie to było już ostatnie spotkanie z Leonardem - komiks
dwukrotnie otrzymał szansę przekonania mnie do siebie i niestety tego nie wykorzystał.
Konkurencja nie śpi i pieniążki przeznaczę teraz na inne serie.
dVader
Scenariusz: de Groot
Rysunki: Turk
Tłumaczenie: Teodozja Wikarjak
Wydawca: Podsiedlik, Raniowski i S-ka
Format: A4
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Cena: 15,90 zł
|