"Skorpion" tom 1: "Znamię szatana" Jest to komiks spod znaku płaszcza i szpady. Jego akcja rozgrywa się w realiach XVIII-wiecznego Rzymu. Głównym bohaterem opowieści jest młody i przystojny Armando, ogólnie znany jako Skorpion, a to z powodu dziwnego, "szatańskiego" znamienia na jego skórze, przypominającego kształtem to "milusie" zwierzątko. Album rozpoczyna krótki epizod z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Przedstawiciele dziewięciu wielkich rodów zbierają się na naradę, na której mają ustalić jak utrzymać w rękach władzę w obliczu upadku imperium. Na początku, znaczenie tej krótkiej wstawki może być nieco niejasne, ale wraz z rozwojem akcji jej oddzielne wątki zaczynają się zazębiać i splatają w logiczną i ciekawą całość. Po tym krótkim epizodzie z zamierzchłej przeszłości, następuje przeskok wydarzeń do XVIII wieku, gdzie czytelnik zostanie wprowadzony w wir właściwej akcji. Zastajemy tu Skorpiona w momencie, gdy wraz ze swoim kompanem skacze po dachach, podążając w kierunku starożytnych katakumb. Nasi bohaterowie mają tam odnaleźć kości świętego Alastora, które jako szczątki męczennika, mają ogromna wartość. Gwoli ścisłości należy dodać, że chodzi bardziej o wartość rynkową, niż historyczną... Skorpion to bardzo rozrywkowy młodzieniec. Lubi kobiety (które zresztą gotowe są pobić się miedzy sobą, aby spędzić z nim noc), a także całonocne hulanki w oberżach i inne tego typu rozrywki. Jest też dobrym szermierzem i zawadiaką, nie stroniącym od pojedynków. Zajęty swymi zwykłymi zajęciami nawet się nie spodziewa, jak wielkie czekają go wkrótce kłopoty. Na jego poszukiwania wyrusza bowiem piękna i niebezpieczna, egipska zabójczyni. Kardynał Trebaldi wyznaczył bowiem cenę za jego głowę... Tak przedstawia się początek tej historii. Niektórym z was może być ona już znana, ponieważ komiks ten był drukowany w odcinkach, w magazynie "Świat komiksu" w 2001 roku. Odnośnie fabuły, to musze przyznać, że po przeczytaniu tego komiksu miałem wrażenie lekkiego deja vu. Podobnie bowiem, jak w "Drapieżcach", także i tutaj mamy tajną organizację, której celem jest dzierżenie w rękach władzy i ma ona swoich utajnionych przedstawicieli, w wielu miejscach na świecie - nie jest to więc pomysł zbytnio oryginalny. W sumie jednak wypada przyznać, że tak naprawdę ciężko jest wymyślić scenariusz, w którym nie pojawiłyby się wątki gdzieś już wczesnej wykorzystywane. Ważne jest, czy uda się z takich kawałków zbudować ciekawą i intrygującą całość? I tu docieramy do sedna sprawy, Otóż "Znamię szatana" jest opowieścią, którą czyta się naprawdę dobrze. Ponadto, z całkiem zgrabnie zarysowaną fabułą, doskonale współgrają świetne rysunki Mariniego, co w moich oczach, znacznie podnosi ogólną ocenę albumu. Odnośnie kreski tego rysownika, to tradycyjne ciężko jest tutaj, o jakieś konkretne zarzuty. Bardzo miło ogląda się te rysunki, bo są po prostu dobre. Niektóre kadry wyglądają wręcz jak obrazy malowane na płótnie przez dawnych mistrzów, co bardzo dobrze oddaje klimat opowieści. Dobrze świadczy też o autorach konsultowanie się ze znawcami szermierki i XVIII-wiecznych realiów, w celu wiernego ich oddania (o czym dowiadujemy się z dedykacji, umieszczonych na początku tomu). Album kończy się dosyć gwałtownie, pozostawiając czytelnika z cisnącym się na usta pytaniem - co dalej? W moim odczuciu (posługując się slangiem telewizyjnym) album ten to taki swoisty "pilot" dla kolejnych części serii. Zostajemy tu bowiem, wprowadzeni w realia opowieści i akcja zostaje zawiązana, natomiast na jej rozwinięcie i zakończenie, przyjdzie nam poczekać do kolejnych albumów. Uważam, że "Znamię" jest komiksem udanym i wartym wydanych na niego pieniędzy. Wartka akcja, ciekawa fabuła i piękne rysunki Mariniego tworzą miłą dla oka i przyjemną w czytaniu całość. Zdecydowanie polecam. Nieco więcej informacji na temat serii "Skorpion" możecie znaleźć w KZ nr 11, w artykule Poszukiwacza. Scenariusz: Stéphen Desberg |
|||||