"Trolle z Troy" tom 3: "Czas latających fetaurów"

Jest to kolejny, trzeci już tom humorystycznej serii fantasy, rozgrywającej się w realiach pięknego świata Troy. Tym razem Troll Tetram, jego przybrana córka Waha i ich młody towarzysz, pół-troll imieniem Profi, w poszukiwaniu wiecznego ognia płonącego w sercu wulkanu Salaston, docierają drogą morską do wyspy, na której rozpościera się ogromny obszar sawanny. Nasi podróżnicy z ulgą przyjmują rozstanie z niebezpiecznymi wodnymi odmętami, które grożą zamoczeniem futra i rozpoczynają kolejny etap podroży, wiodący przez suche morze, czyli wspomniany już wielki trawiasty obszar. Już wkrótce czekają ich kolejne, bardzo niebezpieczne przygody. Na domiar złego zbliża się czas Wielkiej Koniunkcji, co może znacznie utrudnić podroż naszym bohaterom.

Podobnie jak w przypadku poprzednich części, dostajemy do rąk komiks, epatujący dużą dawką humoru i wartkiej akcji. Jeśli chodzi o humor, to mi osobiście bardzo podobała się scenka, w której w środku nocy, marynarze zwerbowani przez Tetrama "do pomocy", postanawiają w końcu zdezerterować i płyną wpław do wyspy, która okazuje się zamieszkana i to przez kogo? Sami zobaczcie, nie chciałbym wam zepsuć przyjemności z czytania :). W każdym razie można powiedzieć, że dwaj biedacy wpadli, czy raczej wpłynęli z deszczu pod rynnę.

P względem fabularnym album jest całkiem udany. Jest to po prostu kolejny odcinek tej samej, ciekawej serii. Miło jest znowu zobaczyć trójkę trolli odkrywców w akcji i wraz z nimi przeżywać niezwykłe przygody. Jeśli chodzi o grafikę, to nic właściwie nie zmieniło się od poprzedniego albumu. Mamy tu te same, całkiem udane zresztą, rysunki Mouriera, okraszone licznymi humorystycznymi graficznymi smaczkami.

Po przeczytaniu całości, odniosłem jednak wrażenie, że album ten jest nieco słabszy, od części poprzedniej. Może jest to tylko moje prywatne odczucie, ale chyba występuje tu nieco mniejsze zagęszczenie humorystycznych scen i chyba właśnie to, mam za złe autorom. Nieco rażą mnie też w całej tej serii drastyczne sceny, kontrastujące z ciekawym humorem. Mamy tu np. Wahę, która z uśmiechem na ustach rozgniata nogą, głowę pewnego pana na krwawą miazgę... Zresztą takich scen jest znacznie więcej. Rozumiem, że trolle to istoty dzikie i krwiożercze, ale pewne rzeczy są tu po prostu przesadzone.

Mimo całego mojego narzekania, "Czas latających fetaurów" to album udany i wart zakupu, z tym zastrzeżeniem, aby przygód milusich i puchatych, czy jak kto woli drapieżnych i okrutnych trolli, nie dawać do łapek zbyt młodemu czytelnikowi. Opowiastka ta na historię do poduszki dla naszych milusińskich nadaje się średnio, jest natomiast świetną bajką dla starszych dzieci (takich powiedzmy, od 10 lat w górę). Zainteresowanym tematyką świata Troy, proponuję też przeczytanie artykułu na ten temat, zamieszczonego w KZ nr 14.

aegirr

Scenariusz: Scotch Arleston
Rysunki: Jean-Louis Mourier
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Wydawca: Egmont Polska
Liczba stron: 48
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: błyszczący
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 17,90 zł