|
|
Wiem, jak odległy jest gotowy film od tego, co mam w głowie. To w niej
naprawdę powstaje film. Dopiero potem przenoszę go na papier i w końcu na ekran...
bohater "Signal to Noise"
Wszystko ma jakieś znaczenie lub nic go nie ma. Można więc powiedzieć,
że sztuka nie zna szumów.
Ronald Barthes
Sygnał ginący w szumie
Książki i komiksy Neila Gaimana na dobre weszły na nasz rynek księgarski.
Tytułów będzie przybywać: obok kolejnych tomów "Sandmana" i innych
serii z Vertigo, wydawnictwo Egmont - jak zdradził Tomasz Kołodziejczak w odpowiedzi
na pytania miłośników komiksu - kieruje swe zainteresowania także na "powieści
graficzne", które scenarzysta tworzył dla Dark Horse. Jeśli tak, to jest
duża szansa, że ujrzymy po polsku jedno z największych i najoryginalniejszych
arcydzieł komiksu - stworzony we współpracy z Dave'm McKeanem "Signal to
Noise" z 1992 roku. Dzieło to, po "Mausie", "Targach Nieśmiertelnych",
"Powrocie Mrocznego Rycerza" i "Watchmen" ostatecznie utwierdziło
opornych w przeświadczeniu o niezwykłej pojemności komiksowego medium.
1. Kino i wynalazek Joyce'a
|
|
|
|
Czy James Joyce, gdyby żył dzisiaj, zajmowałby się pisaniem scenariuszy komiksowych?
W końcu "strumień świadomości" przynależy do literatury tylko jako
technika, stworzona przez autora "Ulissesa" dla wyrażenia tego, co
przedtem nie dostępne było dla sztuki słowa ani żadnej innej: świadomości jako
nieskończonego łańcucha wrażeń, doznań, myśli, widoków, dźwięków... Czynniki
składające się na pełnię naszej świadomości (jeżeli da się tu w ogóle marzyć
o uzyskaniu pełni) można wymieniać bez końca - im więcej ich wyliczymy, tym
bardziej oddalimy się od prawdopodobieństwa przełożenia ich wszystkich na sztukę
słowa. O wiele większe możliwości daje kino, które jest sztuką bardzo doznaniową
i jego historia zna przykłady arcydzieł, które próbowały mierzyć się z mozaikowością
ludzkiej jaźni, zacierać granice pomiędzy materialną teraźniejszością a niematerialnymi
wytworami pamięci, negować obiektywizm i jednoznaczność w postrzeganiu świata,
ukazując go w postaci przefiltrowanej przez indywidualny sposób widzenia bohaterów.
Począwszy od roku 1941 - od "Obywatela Kane'a" Orsona Wellesa - przez
"Rashomon" Kurosawy aż po "Zeszłego roku w Marienbadzie"
Resnaisa oraz "Osiem i pół" Felliniego, w kinie krystalizował się
subiektywny tryb narracji, dający widzowi możliwość identyfikacji z punktem
widzenia bohatera, przeżywanie jego wspomnień, wreszcie "współodczuwanie"
emocji. Sztuka filmowa wydawała się niezastąpiona jako fabryka identyfikacji,
literaturę i teatr pozostawiając na przegranej pozycji.
Czy jednak kino jest w stanie w sposób równie doskonały, co spontaniczne reakcje
i emocje, oddać intelektualny proces twórczy? Nawet jeśli, to czy leży to w
jego naturze? Śledzenie procesu intelektualnego wymaga intelektualnego nastawienia:
skupionej uwagi, dokładnej obserwacji, wnikliwej analizy każdego fragmentu.
Tymczasem natura kina jest uderzeniowa: obserwujemy ciąg obrazów i dźwięków,
które pojawiają się w przeciągu kilku sekund, a następnie znikają, wylatują
z pamięci, a ich miejsce zastępują kolejne. Nie ma czasu, żeby się przyjrzeć,
w każdym razie nie podczas jednego seansu. Wymieniony wyżej przykład - "Osiem
i pół" Felliniego, nie jest tak naprawdę ujętą w filmowy "strumień
świadomości" projekcją twórczego procesu realizacji filmu, jak się powszechnie
uważa, lecz rozkojarzenia uniemożliwiającego pracę nad filmem: przelewa nam
się przed oczami ocean myśli, przedmiotów, miejsc, kobiet, które zaprzątają
myśli reżysera i odwracają jego uwagę od dzieła, nad którym rzekomo pracuje;
"Osiem i pół" nie jest opowieścią o tworzeniu dzieła sztuki, lecz
o niemożności stworzenia dzieła sztuki, na którą składają się pokazane
w formie wizyjnej fantasmagorii wszystkie powody tej twórczej impotencji.
Kiedy już umysł ludzki stanie się "miejscem akcji" jakiegoś filmu,
to tematem bardzo rzadko bywa intelekt, a bardzo często spontaniczne i dzikie
emocje, nieraz zresztą przyczyniające się do negacji intelektualnego, analitycznego
postrzegania rzeczywistości.
2. Komiks i wynalazek Joyce'a
Inaczej jest w komiksie: tutaj każdy obraz możemy badać przez dowolny okres
czasu, w każdej chwili wracać do niego, analizować zarówno jego zawartość jak
i znaczenia, jakie płyną z takiego, a nie innego wkomponowania go w całość planszy.
Sposobem zakomponowania komiksowego panelu można stworzyć chaos, ale statyka
kadrów pozwala czytelnikowi się przyjrzeć i wyłonić z tego chaosu coś istotnego,
znaczącego. Pozwala wyłowić sygnał z szumu.
Tą wielką możliwość opowieści obrazkowych po raz pierwszy rozwinął twórczo
Frank Miller, który w "Powrocie Mrocznego Rycerza" stworzył na jej
bazie istną technologię - z jej pomocą postawił pod znakiem zapytania kondycję
współczesnego świata, oglądanego okiem mediów, zmieniającego się na naszych
oczach w wyniku naciśnięcia guzika w pilocie telewizyjnym. Komiks ten zachwycał
i drażnił nerwową mozaikową narracją, obrazem świata zdekonstruowanego, rozłożonego
na fragmenty, co dawało efekt jakby zappingu - przerzucania kanałów w telewizorze.
Miller wrzucał nagle do opowieści jakiś niby wyrwany z kontekstu wątek; to znów
rozpoczynał, ba, zarysowywał jakąś sekwencję, by następnie ją porzucić i gdy
czytelnik już o niej zapomniał - kontynuować kilka stron dalej. Podobnie postępował
Joyce w "Ulissesie", gdy rozpoczęte gdzieś zdanie przerywał w połowie,
by drugą połowę dopisać po upływie stu stron. Miller również buduje swoje dzieło
na bazie strumienia świadomości, ale nie jest to świadomość indywidualna, lecz
społeczna.
3. "Signal to Noise"
Komiksem, który tematem i miejscem akcji uczynił indywidualną świadomość jednostki,
jest "Signal to Noise" Gaimana i McKeana. Jednocześnie jest to dzieło,
które - w odróżnieniu od filmu "Osiem i pół" - rzeczywiście obrazuje
proces powstawania utworu kinowego... ale czy faktycznie kinowego?
Bohater "Signal to Noise" jest reżyserem filmowym, który pracuje
nad scenariuszem swojego ostatniego, najważniejszego obrazu. Jego tematem ma
być niepewność udzielająca się w czasie oczekiwania na koniec: rzecz ma się
rozgrywać w grudniu roku 999 i stanowić panoramę społeczności wyczekującej końca
świata, mającego przyjść wraz z nastaniem roku 1000. Zamiarem bohatera jako
artysty jest wyrażenie w dziele tego rodzaju niepewności, która towarzyszy mu
jako stan psychiczny: choruje on na raka i wie, że umrze zanim zdoła swój zamysł
przenieść na taśmę filmową. Podobnie jak postacie z jego filmu, czeka na koniec
swojego świata.
Kształt dzieła sztuki, jaki rodzi się w umyśle artysty, jest w jego przekonaniu
kształtem ostatecznym i najdoskonalszym. To, co następuje później, w procesie
realizacji, jest tylko przetworzeniem, a więc zburzeniem tego pierwotnego kształtu
w następstwie różnorakich czynników, jak interpretacja wykonawców, fizyczne
ograniczenia, budżet, wreszcie zrządzenia przypadku. Dlatego pisze scenariusz
pomimo przeświadczenia o niemożności wcielenia go w życie ekranowe - liczy się
sam fakt zaistnienia dzieła w jego głowie.
Lektura "Signal to Noise" to właśnie oglądanie tego filmu - nie
urzeczywistnionego, zrodzonego wyłącznie w wyobraźni, jawiącego się na kartach
komiksu w postaci autonomicznych obrazów a także całych sekwencji, na które
jednak nakładają się strzępki słów, werbalnych komentarzy "odautorskich",
pytań o sens kontynuowania rozpoczętej pracy. Nakładają się na nie także strzępy
pamięci, wizerunki ludzi i miejsc nie mających żadnego związku z powstającym
dziełem, a istniejące w umyśle artysty na równi ze światem kreowanym. Nakłada
się na nie obraz rękopisu, który ma przed oczami bohater gdy tworzy swój film.
Nakładają się na nie wreszcie uczucia - zarówno duchowe, jak i fizyczne uczucie
bólu wywołanego nowotworem, przywoływane przez Gaimana i McKeana w postaci rentgenowskiego
prześwietlenia czaszki oraz ekspresyjnie odmalowanymi całopanelowymi kadrami,
przedstawiającymi fragmenty z Apokalipsy...
Gaiman, cytując we wstępie stwierdzenie Ronalda Barthesa, że "sztuka
nie zna szumów", stawia pod znakiem zapytania tezę o "czystości"
i skończoności dzieła sztuki istniejącego wyłącznie w formie myśli. Nie tylko
tworzącego je artysty - ostatnia scena komiksu pokazuje, że również odbiorca
próbujący na podstawie przeczytanego scenariusza wykreować w wyobraźni własny
obraz filmu spotka się z ograniczeniami narzucanymi przez osobiste doświadczenia,
prowokujące do interpretacji różnej niż autorska. Dzieło sztuki jest czyste
i skończone, kiedy istnieje w świecie rzeczywistym, kiedy jest sygnałem. Świadomość
natomiast jest chaotyczna i nieuporządkowana - jak dowiódł Joyce - i pełna pułapek.
Dzieło sztuki, fizyczne i skończone jako obraz, tekst, film czy komiks, jest
sygnałem, który w umyśle odbiorcy staje się jedynie częścią szumu (noise), na
który składa się nieskończoność wspomnień, myśli, uczuć, słów, obrazów, dźwięków...
zabłąkanych pośród zwojów pamięciowych.
Forma "Powrotu Mrocznego Rycerza" Millera służyła ukazaniu szumu
informacyjnego, w którym gubi się dzisiejsza rzeczywistość. Natomiast Gaimana
zawsze interesowało wnętrze człowieka, zagadki ludzkiej percepcji, indywidualne
sposoby odczytywania rzeczywistości i mitów. Najlepszym przykładem jest "Sandman",
którego akcja przeważnie rozgrywa się w snach, a więc w umyśle. O ile jednak
w "Sandmanie" scenarzysta odwołuje się do surrealizmu w celu wykreowania
poetyki marzeń sennych, tematem "Signal to Noise" czyni nasz wewnętrzny
"szum informacyjny", w którym gubią się nasze myśli. Przy tym nie
używa owych wszystkich łatwych środków, które dla oddania wrażenia chaosu wypracował
sobie komiks - rozmazanych kadrów, monstrualnych, przerysowanych postaci, nierównego
potoku myśli, krzywych ramek i braku rozgraniczeń między obrazkami. Nic z tych
rzeczy. "Signal to Noise" opowiedziany jest rzeczowo, starannie, refleksyjnie,
warstwa tekstowa przeprowadzona jest, jak zawsze u Gaimana, w znakomitym literacko
stylu. Niezmiennie wspaniałe ilustracje McKeana niewiele mają w sobie z owej
wściekłej ekspresji, którą pamiętają czytelnicy "Arkham Asylum" -
tu rysunek jest bardzo spokojny, wręcz impresyjny. Chciałoby się rzecz - przesycony
nastrojem oczekiwania na koniec. Czasem tylko brak pomysłów w głowie bohatera
obrazowany jest serią kadrów przypominających "zaśnieżony" ekran,
innym znów razem rozmazany, nieostry obraz. Na niektórych stronach oglądamy
coś jakby "pęknięcie świadomości" wynikające z rezygnacji - wówczas
wyimaginowany obraz drze się na strzępy, niby kartka papieru. Wraz z narastającym
bólem wizja reżysera coraz bardziej zmierza ku abstrakcji, by w decydującym
momencie nabrać kształtu dojrzale klarownego, a potem całkiem wygasnąć...
Bogactwo formy w połączeniu z ascezą jest jednocześnie wielkim tryumfem autorów,
sprawia, że wielki temat nie został spłycony przez banalną czy hermetyczną formę.
Z lekturą "Signal to Noise", jednego z najwybitniejszych komiksów
awangardowych (jeśli za awangardę przyjmiemy śmiałe poszukiwanie nowych form
dla wyrażania głębszych treści), wiąże się nie tylko refleksja intelektualna,
lecz także wielkie przeżycie estetyczne.
Piotr "Błendny Komboj" Sawicki
Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunki: Dave McKean
Wydawnictwo: Dark Horse
Objętość: 80 stron
Rok wydania: 1992
Format A4+
Cena: 14,95 $
|
|
|