Superman: na wszystkie pory roku

"Możemy być wdzięczni porom roku, nieważne jak okropne i niemiłe zdają się być. To właśnie dzięki ich mijaniu możemy prawdziwie docenić przyszłość."

Jest to historia początków ikony amerykańskiego komiksu superbohaterskiego. Opowieść o małomiasteczkowym chłopcu borykającym się ze swoją odmiennością, chłopcu wkraczającym w dorosłość, w której będzie zmuszony stawić czoło swoim słabościom i nie spotykanym wcześniej przeciwnościom losu. A także historia przybysza z planety Krypton, którego możliwości nie znają granic i który postanawia bronić innych, używając swojej mocy.

Przyznam się od razu bez bicia, że nie jestem fanem Supermana, ale za to jestem fanem twórczości złotego duetu ostatnich lat - Jepha Loeba i Tima Sale, którzy wywrócili i dalej wywracają do góry nogami obraz komiksu amerykańskiego. Właśnie dlatego zanim przejdę do samej historii, powiem coś o ich działalności. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych i w latach dziewięćdziesiątych po dokonaniach takich twórców jak Miller, czy Moore, czy wydarzeniach takich jak odmłodzenie bohaterów DC, odżegnywano się w komiksie superbohaterskim od ustalonych przez ponad 40 lat kanonów tworzenia historii o herosach. Starano się by wszystko było nowe, większe, lepsze i po prostu "cool". Spowodowało to jednak, że po pewnym czasie opowieści ze świata superbohaterów straciły ducha i swój klimat. Całe szczęście, w porę zauważono, że nie zawsze komiks stworzony z większym rozmachem (co chwila śmierć bohatera, czy fajerwerki graficzne) jest tym, czego czytelnik się domaga. Koniec lat 90 i początek nowego milenium to okres następnego już zwrotu w historii komiksu amerykańskiego, gdy ważniejsza stała się historia opowiadana za pomocą tego medium a nie ozdobniki, które do opowiedzenia tych historii stosowano. Właśnie w tym okresie triumfy zaczął święcić wspomniany wcześniej duet.

Panowie, którzy nie byli nowicjuszami na rynku i odnosili już wcześniej samodzielne sukcesy stali się specjalistami od przywracania ducha przeszłości i kilkudziesięcioletniej tradycji do popularnych amerykańskich serii komiksowych. Słowo, które przychodzi mi teraz do głowy to "nostalgia". Tak jak w modzie, literaturze, czy sztuce komiks zatoczył koło i zatęskniono za tym co było. Nieważne, że komiksy w przeszłości były infantylne i daleko im było do rzeczywistości. Połączenie umiejętności ciekawego i inteligentnego opowiadania Jepha Loeba i bardzo nostalgicznego i niepowtarzalnego rysunku Tima Sale daje piorunujący efekt. Z każdym słowem i rysunkiem zanurzamy się w przeszłości, a chyba o to właśnie chodziło. Nic dziwnego, że panowie idą jak burza. Zajęli się już dla DC Batmanem w dwu mini-seriach "Batman: the Long Halloween" oraz "Batman: Dark Victory", Supermanem w tej właśnie mini-serii, a teraz także stworzyli dla Marvela "Daredevil: Yellow" i "Spider-man: Blue". Jeszcze w tym roku ma ukazać się "Hulk: Grey". Jak widać nie brakuje im pracy i chyba długo tak pozostanie.

Cóż takiego można było uczynić dla Supermana by był atrakcyjny dla czytelników? Bardzo dużo, a zarazem nic szczególnego. Jeph Loeb jest mistrzem w wyciąganiu esencji z każdego bohatera i przedstawianiu go w historiach, które chociaż były opowiadane już wiele razy, wyglądają teraz całkiem inaczej. Każdy z Was pewnie pamięta, co uczynił dla Supermana John Byrne. Odmłodził i unowocześnił 50-letniego bohatera (kto nie pamięta, to radziłbym się zapoznać) i zrobił to, jak na potrzeby tamtych czasów wprost idealnie. Sprawił, że Superman stał się bardziej ludzki, niż wcześniej. Jego moce nie były już nieograniczone, a jego przygody stały się bardziej wiarygodne i dojrzałe. Przez wiele lat Superman należał do istot, które zwykłym dmuchnięciem mogły niszczyć planety (no może trochę przesadziłem) i był czytelnikowi tak odległy, jak ludziom widzącym go lecącego na niebie. Jeph Loeb czerpał pełnymi garściami z przeszłości i znowu Superman jest prawie wszechpotężny, lecz to jego człowieczeństwo, niedoskonałość i rozterki staja się ramami, które go ograniczają. Historia, która przy swoim potencjale mogłaby stać się filmem akcji pozostaje filmem obyczajowym (już widzę Wasze miny) w dobrym znaczeniu tego słowa.

Bezspornie głównym bohaterem tej opowieści jest Clark Kent (czy tak jest do końca już w następnym akapicie). Jeśli powiem, że jest to historia początków Supermana to każdy pomyśli o rakiecie i małym szkrabie podnoszącym pickupa, lecz ręczę, że rakietę Kal-Ela zobaczycie tylko na okładce wydania zbiorczego. To jest historia o tym, jakimi motywami kieruje się młody człowiek posiadający niewyobrażalną moc, wybierając drogę obrony słabszych od siebie. Poznajemy dosyć prostego młodzieńca żyjącego w małym miasteczku wychowanego przez starszych, już znających życie rodziców. Widzimy jak z trudem zaczyna rozumieć, jaka odpowiedzialność wiąże się z tak ogromną mocą (wiem, że to nie ten komiks, ale cóż) i ile dobra może uczynić używając jej w słusznej sprawie. Wyrusza w wielki świat gdzie poznaje samotność oraz swojego największego wroga Lexa Luthora. Otrzymuje następną lekcję o tym, że nikt nie jest wszechmocny i nie można wszystkich uratować. Po utracie jasnego celu oraz wiary w swoje możliwości tylko dzięki swoim bliskim odzyskuje swoje miejsce w świecie. Jest to historia opowiadającą o czekających nas rozterkach i przeciwnościach w momencie wchodzenia w dorosłość. Właśnie w tym tkwi siła tej opowieści. Każdy z nas w pewnym stopniu może się identyfikować z głównym bohaterem.

Autor scenariusza poczynił bardzo ciekawy zabieg, gdyż każdy rozdział (każdą porę roku) tej czteroczęściowej mini-serii powierzył innemu narratorowi. Czyni to z tej opowieści teatr więcej niż tylko jednego aktora. "Wiosna" należy do Jonathana Kenta, który obnaża przed nami swoje obawy dotyczące tego, czy opuszczający go syn poradzi sobie w dorosłym życiu z takim brzemieniem, jakim są jego moce. Narratorem "Lata" jest Lois Lane, kobieta, która zawsze stała mocno na ziemi i wiedziała, czego chce. Pojawił się jednak jej książe w srebrnej zbroi i zachwiał wszystkim, w co wierzyła, co nie oznacza jednak, że nie da sobie z tym rady. Pojawienie się Superman w Metropolis zachwiało dosłownie całym światem następnego narratora, tylko i wyłącznie jego światem. W "Jesieni" Lex Luthor opowiada historię miłosną, której bohaterami są on i jego miasto, w którym pojawił się ktoś, kto uzurpuje sobie prawo do jego tronu. Ostatnią z osób opowiadających o Clarku Kencie jest narrator "Zimy", czyli Lana Lang. Opowiada o tym jak zawsze wiedziała, że Clark zostanie jej mężem, a teraz musi się pogodzić z tym, kim tak naprawdę jest dla niej - tylko i wyłącznie dobrym przyjacielem, i nauczyć się żyć od nowa nie patrząc w przeszłość.

Wprowadzenie większej ilości bohaterów poza głównym - Clarkiem Kentem ponownie powoduje, że Superman staje się nam bliższy. W swoim życiu poznajemy wiele osób, na które oddziałowujemy i to tak naprawdę przez ich stosunek do nas można nas najlepiej poznać. Towarzyszące Clarkowi postacie są także przedstawicielami danej zbiorowości, dlatego też ośmielę się podnieść następną tezę, że poza wymienionymi przeze mnie osobami dużą rolę w sadze o Supermanie odgrywały zawsze dwa miasta. Smallville, czyli miejsce, gdzie się wychowywał i do którego wraca, oraz Metropolis, czyli miasto, w którym żyje i pracuje. Miejsca te jednak nie są pozbawione osobowości i tu dużo zawdzięczamy rysunkom Tima Sale, raz nostalgicznie przedstawiającym małe miasteczko, a raz w futurystyczny sposób malującym wielką metropolię. Te dwa miejsca zdają się mieć charakter swoich mieszkańców; Smallville ciepło i prostotę Marthy i Jonathana Kentów oraz wiarę i nadzieję Pete Rossa i Lany Lang, a Metropolis dumę i piękno Lois Lane oraz niedostępność i zimno Lexa Luthora. Rysunek gra tu pierwszoplanową rolę, tworząc przepełniony atmosferą minionych lat wiarygodny świat.

Wspomniawszy przed chwilą o rysunku muszę zaznaczyć, że to, co robi Tim Sale jest czymś genialnym i niepowtarzalnym. Konsekwentnie od wielu lat trzyma się swojego własnego stylu, który może wielu drażnić, lecz jeśli się komuś spodoba, to pewnie będzie chciał więcej. Rysunek oparty jest na delikatnych liniach pozbawionych kreskowania i dużych plam czerni. Pozorna prostota rysunku pozwala na wręcz kreskówkową ekspresję oraz na przejrzyste kadrowanie i zapełnienie plansz mnogością szczegółów tam, gdzie są potrzebne, a pozbawienie ich tam, gdzie są zbędne. Wielu może odrzucić sposób przedstawiania postaci przez Sale. Jest on przerysowany i złoczyńca wygląda na złoczyńcę, Kentowie są uroczymi staruszkami, delikatna Lana Lang bardziej krucho wyglądać nie może, dumna i piękną Lois Lane tak też się prezentuje, a obdarzony wielkimi mocami Clark Kent jest wieeeeeelki jak dąb. Co poza tym? Tim Sale został stworzony by rysować historie <z przeszłości". Rzadko się widuje, by rysownik w tak wspaniały sposób potrafił narysować ubrania, sprzęty, czy pojazdy z minionej epoki. Dopełnieniem zdawałoby się prostych rysunków jest zawsze współpraca z bardzo dobrymi kolorystami, którzy zastępują brak wspomnianego kreskowania i plam czerni. Jak już mówiłem Tima Sale można nie lubić lub kochać. Ja zaliczam się raczej do tej drugiej grupy.

Ktoś może powiedzieć, że jest to jeszcze jedna próba opowiedzenia początków danego superbohatera i tym samym następna próba zbicia kasy. Dla mnie takie przedsięwzięcia w komiksie amerykańskim są bardzo potrzebne, gdyż, co pewien czas następuje "odświeżenie" spojrzenia na bohaterów istniejących już od wielu lat. Jest to czymś porównywalnym do przeglądu samochodu odbywającego się raz na jakiś czas - bez niego nie można ruszyć w dalszą drogę. A jeśli za ten przegląd zabierają się tacy panowie jak Jeph Loeb i Tim Sale to jestem skłonny wydać każde pieniądze. Czekam tylko, aż któraś z serii tego duetu ukaże się w Polsce, gdyż jest to dobry sposób by bezboleśnie wprowadzić młodego czytelnika w świat komiksu amerykańskiego i to w sposób nader inteligentny. Tak na koniec może kogoś zrażę, ale niektórych może i przekonam. Jeśli komuś spodobał się serial o młodości Supermana pt. "Smallville" to tym bardziej radzę sięgnąć po tę pozycję, gdyż twórcy tego serialu opierali się na niej tworząc swoje dzieło.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz

Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Kolory: Bjarne Hansen
Wydawca: DC Comics
Objętość:
    Superman: For All Seasons #1-4 - 48 stron każdy
    TPB - 206 stron
Rok wydania: 1998