|
Paweł "Kurczak" Zdanowski
Z kurnika wzięte
Rybka pływa wokół komiksu
Hodowla Rybek i innych bestii to niełatwa sprawa, zwłaszcza, jeżeli
chcemy uzyskać stworzenie nie tylko inteligentne, ładne, zgrabne, powabne
i zdatne do współżycia, ale jeszcze do tego oczytane w komiksach i zainteresowane
naszym pięknym hobby. Poniżej kilka moich uwag związanych z tą trudną,
lecz jakże ciekawą dziedziną życia, jaką jest przyuczanie do komiksu.
Dzień dobry Państwu. Wielu z Was ma Rybkę w tej, czy innej postaci.
Rybka może być rodzaju żeńskiego, lub męskiego (Rybek?), starsza, albo
młodsza, mogą nas z nią łączyć więzy czysto platoniczne, lub wręcz przeciwnie
- nie ma to większego znaczenia i zależy tylko od indywidualnych upodobań.
Ważne jest, że taka Rybka jest bliska naszemu sercu i chcielibyśmy by
wszystko, co naszym zdaniem piękne i cudowne, podobało się też jej.
Sprawa jest niby prosta - przecież wystarczy podsunąć np. takiego genialnego
Bilala i na mur beton się wciągnie, prawda? Nic bardziej mylnego.
Moja Rybka, znana w niektórych kręgach jako Pani Kurczakowa "Niebieskie
pigułki" przełknęła bez problemu. Ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia
- w końcu kobieta w pewnym momencie swego życia łyka tabletki regularnie,
stąd też wejście nawyku w krew. No wiecie, przezorny zawsze zabezpieczony
- te sprawy. Połknęła, przetrawiła, nawet powiedziała, że smaczne i
było ok. Potem jednak zaczęły się schody... ale zacznijmy od początku.
Rybka do komiksów podchodzi bardzo ostrożnie - no bo wiecie, pierwszy
kontakt z czymś nowym, innym - długo pływała wokół i zastanawiała się,
czy się skusić, czy nie. Co prawda kiedyś czytała "Asteriksa" i "Kaczora
Donalda", ale to było dawno i nieprawda - no i gatunkowo zupełnie co
innego.
Trudno przełamać taką nieufność. Rybka na ogół pływa wokół komiksu
średnio dwa tygodnie nim w ogóle go otworzy. Zresztą pierwsze otwarcie
często jest też ostatnim, bo pierwszy kontakt, to tylko przejrzenie
obrazków. Na ogół okazuje się, że "rysunki są brzydkie", "w środku są
jakieś potwory", "same gołe dziweczki", albo prozaiczne "to wygląda
jak dla dzieci".
W ten właśnie sposób dowiedziałem się, że Bilal "rysuje brzydko, a
jego komiksy są bez sensu i nie warto do nich zaglądać". Tak wiem. Też
chciałem już iść po smołę i pierze, ale uznałem, że trochę szkoda Rybki,
w którą już przecież trochę czasu i wysiłku się zainwestowało. Poprzestałem
więc na zazgrzytaniu zębami i z pełnym wyrzutu spojrzeniem uciekłem
by oddać się wyciszającej wewnętrznie medytacji.
Rybka wypluwa większość bez wczytania się - "Kaznodzieja", "Sin City",
"Mikropolis" i "Sandman" idą na przemiał. Czasami jednak coś jak np.
ostrożnie podsunięci "Drapieżcy", czy we właściwym miejscu otwarty "Transmetropolitan",
a może po prostu dobry dzień przekonuje ją do ponownego otwarcia.
Załóżmy więc, że komiks przechodzi wstępną weryfikację i Rybka skusi
się na bliższy z nim kontakt. Jest to trochę trudne, zwłaszcza jeżeli
ktoś ma czas przejrzeć podsunięty mu album tylko, jeżeli akurat leży
pięć minut na kanapie bo schną mu paznokcie u nóg, albo ma chwilkę pomiędzy
kolejnymi przewróceniami czegoś bliżej nieokreślonego na patelni, względnie
może poczytać na leżaku, ale niezbyt długo, bo trzeba się przewrócić
na plecki, żeby opalenizna była równa, no a wtedy oczywiście musi przerwać,
bo inaczej zasłoni jej "ten cały komiks" słońce.
Jak więc widzicie trudno jest być hodowcą takiej Rybki, a jeszcze
trudniej sprawić, by Rybka dotarła do końca albumu nie zapominając o
czym był początek. Wyjąwszy takie wnioski uznałem, że na Rybki potrzebna
jest jakaś specjalna przynęta...
Sposobów jest kilka. Można powiedzieć, że to jest teraz modne i na
topie, ale to samo w sobie działa raczej kiepsko, bo nieufna z natury
Rybka może uznać, że bezczelnie wciskamy jej kit. Dobrze jest więc wyposażyć
się w jakieś pisemko niekomiksowe, które Rybka szanuje i pokazać jej,
że tutaj piszą, że to jest smaczne i warto przeczytać. Inne sposoby
to rzucenie od niechcenia, że to dziełko dostało Pulitzera, tamto francuską
nagrodę kulturalną, a jeszcze inne jest przypadkiem napisane przez uznanego
pisarza, którego książka jej się podobała.
W ten sposób udaje się złowić Rybkę na "Mausa", "Morderstwa i tajemnice"
oraz wspomniane już "Niebieskie pigułki", którymi to pozycjami jest
zachwycona. Na tyle nawet, że "Dekalog" pożre w całości, zapominając
na chwilę o pomalowaniu się, a jeszcze sama poprosi o dokładkę ze "100
naboi" i "Westernu". Co prawda "Transmetropolitana" i tak tylko nadgryzie
pomiędzy jednym a drugim natarciem się olejkiem, no ale nie wymagajmy
za dużo od Rybki - w końcu to niby kręgowiec, ale jednak nie to samo
co ssak.
Aha jeszcze jedna uwaga dla wytrwałych hodowców - jeżeli Rybka jest
szczwana może negocjować warunki swojej edukacji komiksowej - np. "bierz
deskę snowboardową i jedź ze mną w góry, to co, że nie umiesz jeździć
- nauczysz się na miejscu - ja się Twoim hobby zainteresowałam, pora
żebyś Ty zajął się moim...". Wszyscy wiemy jak może się skończyć pierwszy
zjazd po ścianie... czego oczywiście Wam, ani sobie więcej nie życzę.
Tak więc pamiętajcie hodowla Rybek to świetna, ale wielce ryzykowna
zabawa. Dobranoc.
Paweł "Kurczak" Zdanowski
|
|