Krzych
Ayanami
Na początku był... Kajko i Kokosz, przynajmniej tak pamiętam moje pierwsze
spotkanie z komiksem. Czarne rysunki na żółtym papierze, które z czasem zmieniono
na kolorowe... Później miałem krótkie spotkanie z Yansem i Kleksem, z których
pamiętam już niewiele. Potem była przerwa, zaś po niej pojawiały się u nas
mangi.
Stanowią one najważniejszą część moich zbiorów i budżetu wydawanego na komiksy.
Preferuję historie romantyczne wychodząc z założenia, że za dużo jest przemocy
w środkach masowego przekazu, żeby jeszcze podobne rzeczy miały się znajdywać
w czytanych przeze mnie mangach.
Często należą one do gatunku shojo z tego powodu, że wolę uczucia od bielizny
(co w mangach dla facetów czasami się zdarza). Znajdują się wśród nich takie
tytuły jak "Czarodziejka z księżyca" (głównie przez sentyment), "Revolutionary
Girl Utena" , "X" , "Mars" czy "Oh! My Goddess".
Ostatnio dołączyły również "Chobits". Ponadto moim zainteresowaniem
cieszą się komiksy humorystyczne, jeśli tylko nie podchodzą one pod Slumpowski
poziom.
Lubię również poszukać historii z jakimiś niestandardowymi postaciami, gdyż
cenie sobie indywidualistów, którzy nie udają, że są inni niż w rzeczywistości.
Często oznacza to psychopatów, lub osoby mniej lub bardziej niezrównoważone,
do których mam słabość.
Jeśli kupuje tytuły nie japońskie to albo robię to dla historii, w której
mam nadzieję zobaczyć coś wyjątkowego - chociaż równocześnie lwia część komiksów
o pakerach (lub superbohaterach jak kto woli) odpada przez to w przedbiegach
- lub dla pięknych kobiet. :))) Do tej pierwszej kategorii należą "Niebieskie
pigułki", "Universe", czy "Strażnicy", zaś do drugiej
chociażby "Darkness" czy "Fathom".
Natomiast z wyżej wymienionych powodów mordobicia i rąbanki nie mają u mnie
absolutnie żadnych szans.
|