|
"Rork" tom 5: "Koziorożec"
"Rork" zmierza do końca. Niby wiadomo, ale widać to nie tylko po liczbie
albumów pozostałych do wydania (czyli dwóch), a także po fabule, po
pewnych przesłankach przewijających się obok głównej historii. Andreas
odkrywa przed nami rąbek tajemnicy związanej z postacią Rorka oraz wydarzeniami,
będącymi wynikiem jego drugiego przejścia. W pewnych kwestiach wywraca
to nieco naszą dotychczasową wiedzę, co rzadko wychodzi fabule na dobre.
Jednak Andreas nie jest jakimś tam zaledwie bardzo dobrym scenarzystą
i wszystko to wydaje się być naturalne i logiczne. Tylko jedna kwestia
wydała mi się sprzeczna, ale po "Koziorożcu" wciąż wiemy niewiele, więc,
aby coś w ten sposób ocenić, należałoby poczekać do ostatecznych wyjaśnień.
No, ale w "Koziorożcu" jest to, pomimo że bardzo ciekawy, zaledwie
wątek poboczny. Jak się przedstawia sama historia? Nie będę zdradzał
tego, czego nie wiemy po czwartej części, gdyż do "Rorka" najlepiej
podchodzi się z niewiedzą, samodzielnie odkrywając, to co przedstawia
nam Andreas. Powiem tylko (a dla osób, które pamiętają "Gwiezdne światło"
nie będzie to nowością), że album jest bezpośrednią kontynuacją wątków
z albumu poprzedniego. I tak już jest - ostatnie pięć części to jedna
opowieść.
Ten album to wciąż atmosfera tajemnicy tak typowa dla całej serii.
Rork odwiedza w Nowym Jorku Koziorożca, astrologa, którego poleciła
mu Deliah Darkthorn, by przywrócił świadomość jej córce, Sy-Rze. I ta
wizyta w, przedstawianym zwykle jako gwarne i zatłoczone, mieście wbrew
pozorom wiele daje atmosferze komiksu. "Rork" zawsze przedstawiał nam
świat, jaki widzimy, jako niewielki fragment rzeczywistości, za którym
ukryte jest to, co tajemnicze i niewyjaśnione. Podobnie jest w tym albumie
- Rork wraz z Koziorożcem wchodzi w świat magii, poznaje fantastyczne
postacie i ulega nienaturalnym mocom. Wszystko to istnieje tuż obok
nieświadomych, zajętych własnymi sprawami nowojorczyków, których obecności
niemal nie dostrzegamy. Mimo obecności w wielkim mieście, komiks jest
spokojny i cichy (chociaż może to być wynikiem braku onomatopei). Ową
atmosferę tajemnicy współtworzy też ciągła ciekawość, ciągły głód wyjaśnień
gnębiący bohaterów oraz ich niedostatek. Dodatkowo pewne sprawy przyjmowane
z całkowitym spokojem przez obeznanego z Nowym Jorkiem (oczywiście wiecie,
o której jego stronie mówię) Koziorożcem, dla nas na zawsze pozostaną
niewyjaśnione. Razem te elementy tworzą tajemnicę, wrażenie bogactwa
świata niesamowitych rzeczy, o którym nie mamy pojęcia. Pewną skazą
na tym obrazie nowego "Rorka" jest zastosowany w nim mały schemat -
mamy tu Koziorożca, astrologa walczącego z mrocznymi siłami, zaś z drugiej
strony jego największego wroga, któremu zawsze udaje się uciec. Może
w innym komiksie, nie gryzłoby się to z jego odbiorem, ale "Rork" jest
serią zbyt niestandardową.
Niesamowity klimat to oczywiście ogromna zasługa rysunków Andreasa.
Ciekawe ujęcia, nietypowe kadry (ech, te podłużne obrazki) i oczywiście
niepowtarzalna kreska są w komiksie bardzo ważne. Uderza to już od początkowych,
czarno-białych rysunków, które także w poprzednich albumach były doskonałe.
Pierwszy kadr podpisany "Nagle, Koziorożec odniósł wrażenie, że znalazł
się w samym środku tajemnicy..." czytelnikowi daje podobne wrażenie.
Ogromny, kreskowany tunel i niewielka sylwetka człowieka - niby takie
proste, a tak doskonale oddziałujące na wyobraźnię. Dalej nie jest gorzej
- widok sowy widziany tylko jako odbicie w oku jej rozmówczyni, czy
panoramiczny obraz Nowego Jorku. To, co zwraca uwagę już od samego początku
to mniej "prosta" twarz Rorka, bliższa stylowi realistycznemu. Wydaje
mi się, że jest to krok w tył wobec wcześniejszych prostszych rysunków.
Na szczęście zbliżenie do wspomnianego stylu nie jest regułą, gdyż mamy
w albumie mnóstwo małych kadrów, gdzie Andreas tworzy rysunki w znanej
i lubianej manierze.
Są minimalne potknięcia, ale za to wciąż utrzymana jest rzecz najważniejsza
- typowy dla serii, niesamowity klimat. Andreas proponuje nam całkowicie
autorską opowieść, która pozwala nam wejść i pogrążyć się w zupełnie
innym świecie rzeczy nieracjonalnych, ukrytych przed naszymi oczami.
Jest to już piąty album przedstawiający nam to wszystko i wciąż warto!
Damian "hans" Handzelewicz
W końcu piąta część komiksu kultowego, jakim według mnie jest "Rork".
Czekałem długo i nie mogę nic złego o nim powiedzieć, gdyż otrzymałem
to, co chciałem. Jest tu przede wszystkim niepowtarzalny rysunek (cudowne
kadrowanie), a od strony scenariusza coraz widoczniej zawiązująca się
intryga, której punktem centralnym jest oczywiście Rork. Na razie jednak
widzimy tylko niewielkie fragmenty tej układanki. Andreas jest twórcą
jedynym w swoim rodzaju i tym tomem potwierdza swoją renomę. Komiks
raczej tylko dla wtajemniczonych, tych, którzy zaznajomili się z poprzednimi
częściami, ale i dla tych, którzy pierwszy raz sięgną po tę serię zjadliwy
i zmuszający do kupienia części poprzednich. Polecam i miłej zabawy
podczas czytania życzę.
Wojciech "dieFarbe" Garncarz
Absolutna bomba i mistrzostwo świata! Kto jeszcze nie czytał, niech czym prędzej
gna do księgarni! Ten tom różni się zauważalnie od dwóch poprzednich. Mamy
mroczniejszy nastrój (np. zwróćcie uwagę na sporą ilość krwi jak na serię o
"Rorku"), mnóstwo nowych postaci, coraz wyraźniejszą intrygę i większe tempo
akcji. Wszystko genialnie napisane i bardzo dobrze narysowane. Pozycja musowa.
Piotr "wilk" Skonieczny
Tytuł oryginału: Rork: Capricorne
Scenariusz: Andreas (Andreas Martens)
Rysunki: Andreas (Andreas Martens)
Wydawca: Motopol - Twój Komiks
Data wydania: 08.2003
Wydawca oryginału: Editions du Lombard
Data wydania oryginału: 1990
Liczba stron: 60
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: błyszczący
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 18,90 zł |
|