Paweł
"Kurczak" Zdanowski
Z kurnika wzięte
Sny
pomiędzy Stertą Naboi i Koszernymi Myszami
Poprzednio było o Rybkach, a dziś dla odmiany
będzie o komiksach i ich hierarchii, czyli czemu ja wolę
Metabaronów od Trolii, a kolega z forum mi za to podrzyna
gardło używając Kryształowego Miecza czy tam Szpady, na
którą nie patrzę nawet bo wolę już mieć Piekielne wizje
niż znowu czytać o Piterze Pająku.
Dzień dobry Państwu. Każdy z nas ma jakąś hierarchię wartości.
A nawet kilka. Jedną do ludzi, kolejną do zwierząt, a jeszcze
inną odnoszącą się do egzotycznych poczynań godowych i tylko
od nas zależy czy bardziej nam się podoba życie seksualne
papagejów, ostatnie, rekordowe wyczyny Druuny, czy też może
ponętne kształty najnowszej Kizi. Faktem jest natomiast,
że komiksy także lubimy różne. Łatwo można się o tym przekonać
wchodząc na dowolne forum komiksowe i wdeptując w ziemię
ostatni album, który nam nie przypadł do gustu. Co potem?
Potem wystarczy chwilę zaczekać i obserwując jak nasza opinia
jest masakrowana, powiesić się. Tak nam przynajmniej doradzą
zawsze usłużni przyjaciele z danego forum.
Do czego zmierzam? Do tego, że tak jak już pisałem każdy
z nas ma pewną hierarchię, według której ocenia komiksy.
Dla niej najważniejsze są dialogi, dla Ciebie intryga, a
dla niego przede wszystkim realistyczna kreska, której znieść
nie możesz Ty, a ona trawi pod warunkiem, że jest w czerni
i bieli, a nie kolorach bubblegum... i tak dalej, i tak
dalej.
Mimo to zdarza się często, że nagle okazuje się, że dany
komiks- nazwijmy go na przykład "Zegarmistrze" lubią wszyscy
i to zanim nawet go przeczytają, czy chociażby przejrzą.
A dlaczego? Jasnowidztwo? Ależ nie! Lubią, bo napisał go
Neil Moore, czy inny Alan Gaiman, który jest światowej sławy
scenarzystą i którego zarówno on, ona, ty, on, i ja cenimy
niezmiernie bo tak wypada. I nawet jeśli nie znamy żadnego
jego dzieła, to nie jest to ważne- trzeba mówić i myśleć
to co każe większość- wszak jesteśmy inteligentnymi indywidualistami,
a jako takim nie wypada nam myśleć inaczej, czyż nie moje
śliczne robaczki? Wiecie, o których z Was teraz piszę.
Olejmy tę kwestię i idźmy dalej. Czasami wszak zdarza
się, że pomimo iż wydaniu komiksu nie towarzyszy nachalna
reklama w fachowej prasie, usiłująca wbić nam do łba, że
jest to kolejny już ósmy cud świata, to coś w jego treści,
rysunkach, czy wyeksponowanych kształtach głównej bohaterki
(najczęściej ;)) urzeknie tzw. fandom. Na tyle nawet, że
jednogłośnie (reszta zostanie przekrzyczana, zmasakrowana,
a ich posty się wytnie) przyzna, iż dzieło jest to wielkie
i wspaniałe! I nawet jeżeli nie mieści się w pierwszej dziesiątce
największych dokonań ludzkości to na pewno kwalifikuje się
przynajmniej do pierwszej setki. No powiedzmy pierwszego
tysiąca, gdzieś pomiędzy lądowaniem na księżycu (którego
i tak nie było- wstawka dla miłośników teorii spiskowych),
a ostatnim filmem Tarantina.
Co więc sprawia, że taki na przykład Zbiór Przykazań wyciąga
w oczach fandomu na powierzchnię wydawnictwo, które zdawało
się podążać śladem Titanica? Rysunki? Okładka? Estetycznie
udana scena erotyczna? Przecież często wydawałoby się, że
pozycje, które zalicza się do aktualnego osobistego top-ten
nie posiadają żadnego wspólnego atrybutu. Część jest narysowana
ładnie, a część brzydko, jedne są poważne i długie jak mur
chiński, a inne krótkie i bezsensowne jak scenowy żywot
nanowszej gwiazdy popu, a mimo to kochamy je wszystkie!
I te głupie i te mądre!
Dlaczego tak samo lubię czytać o Władcy Snów, Myszach
w Jarmułkach i 100 pestkach? Myślę, że odpowiedź na to pytanie
znajduje się w nas samych. I to dosłownie. Nie w komiksie,
ale w nas. W naszych przeżyciach i doświadczeniach i w tym
jak odnajdujemy je w kolejnej lekturze Zegarmistrzów, czy
Trylogii Faceta Co Ma W Sobie Faceta Z Ptasim Móżdżkiem.
Tak naprawdę nie ważna jest historia, nie ważne wypieszczone
dialogi i małe dzieła sztuki zamiast kadrów, jeżeli nie
jesteśmy w stanie poczuć tych samych doznań, których doświadcza
bohater, względnie bohaterka, czy nawet biseksualna bohatero-bohaterka
snutej przed naszymi oczami opowieści.
Jasne kolejne przygody człowieka-szynszyla w pampersie
i pelerynie, który nauczył się od swej przybranej matki-kameleona
sztuki kamuflażu też znajdą swoich fanów, ale wielu z Was
odwróci się do nich plecami i z nadzieją w oczach rozejrzy
się po kolorowych witrynach sklepowych i internetowych w
poszukiwaniu czegoś bardziej zbliżonego do tych najlepszych
rzeczy, które pozwalają poczuć: radość, smutek, miłość i
gniew
Niestety większość wydawców uważa, że nasz mały rynek
wciąż nie jest gotowy (czytaj: nie wyciśniemy z niego wystarczająco
dużo kasy) na tytuły z najwyższej półki. Mimo to szybkie
spojrzenie na zapowiedzi nadchodzących tytułów i to co nasi
wydawcy trzymają w kieszeni "na później" pozwala mieć nadzieję
na lepsze jutro. Czego Wam i sobie życzę. Dobranoc.
Paweł "Kurczak" Zdanowski
|
|