Całkowicie subiektywnie,
czyli
o dziadku i "Komiksie"
Chyba większość z was zgodzi się ze mną,
że dobrze jest mieć dziadka, a jeśli czyta on komiksy to
możemy mówić o prawdziwym szczęściu. W moim przypadku,
za co zawsze pozostanę wdzięczny losowi, tak właśnie było.
Mój dziadek nie tylko nie miał nic przeciwko, aby jego
wnuk uczył się czytać na komiksach, ale i sam często do
nich
zaglądał. Pamiętam, że przepadał za "Asterixem" (chyba
nigdy nie udało mi się przeczytać nowego albumu przed
nim) i "Thorgalem",
jednak nie gardził też komiksami Christy, czy Wróblewskiego.
Właściwie to nasze komiksowe gusta były rozbieżne tylko
w dwóch punktach. Mój dziadek nigdy nie przekonał się do
serii wydawanych przez TM-Semic (którymi sam, jak łatwo
się domyśleć, byłem zachwycony), ja natomiast nie mogłem
zrozumieć co on widzi w zmieniającym co trochę format "Komiksie
Fantastyce".
Jak pewnie wszyscy wiecie (a jeśli nie to odsyłam do artykułu
Aegirra) pierwszy numer "Komiksu" ukazał się w 1987 roku.
Lat miałem wtedy niewiele, a moje wymagania co do dobrej
historii nie były zbyt wielkie. Do szczęścia wystarczało
mi, jeżeli w komiksie "się strzelali", bili i "ganiali",
a jeśli dodatkowo pojawiał się statek kosmiczny to byłem
w siódmym niebie. Pierwszy zeszyt z przygodami "Funky Kowala"
dał mi to wszystko w dużych ilościach i dlatego na długo
stał się moim "numerem jeden". Jeśli jednak chodzi o inne
numery "Komiksu Fantastyki" (a później "Komiksu") to mój
stosunek do nich był już inny.
No bo taki "Yans"... Na pierwszy rzut oka miał wszystko
czego w komiksie mógł szukać ktoś co miał tyle lat co ja,
ale wystarczyło rozpocząć lekturę, aby się przekonać, że
ten tytuł ma brutalny i przygnębiający scenariusz. Główni
bohaterowie zaszczuci przez swoich wrogów rozpaczliwie starali
się uciec, tylko, że nie było miejsca w którym mogli by
się schronić. Byli zaledwie pionkami w grze kogoś innego
i chociaż ostatecznie odnieśli sukces nie zmieniało to nastroju
całej serii. Nie, stanowczo nie mogłem się do "Yansa" przekonać.
Dużo bardziej podobał mi się świat Thorgala, również pełny
niebezpieczeństwa, ale znacznie łagodniejszy i bajkowy.
Nie spodobały mi się również numery publicystyczne. Tekstów
nawet nie starałem się czytać, a co do komiksów to tylko
"Wyprawa" Van Hamma i Rosińskiego, ze swoim prościutkim
jak drut scenariuszem i "Wybawiciel" Jezierskiego (tu spodobały
mi się zabawne rysunki) przypadły mi do gustu. Inne ledwo
przejrzałem, aby już do nich nie wracać.
Później była "Muszla Ramora" i "koszmarne rysunki" Loisela.
Kolejne części "W Poszukiwaniu Ptaka Czasu" chyba już tylko
przeglądałem bez specjalnego zainteresowania.
Pamiętam, że podobał mi się "Valerian", ale wtedy właśnie
pojawiło się TM-Semic ze swoim "Spider-Manem" i "Punisherem".
Oczywiście agent czasoprzestrzenny przegrał pojedynek
z
tymi dwoma super - bohaterami (nie dość, że nie miał żadnych
mocy, to jeszcze rzadko uciekał się do rozwiązań siłowych).
W jednym z tych numerów Maciej Parowski opisał we wstępniaku
"buńczuczne" wystąpienie panów z TM-Semic, którzy odgrażali
się, że zdominują nasz rynek w 90%. Jak się później okazało
nie skończyło się tylko na słowach. Superbohaterowie
opanowali nie tylko rynek, ale i moją szufladę, a opowieści
o nich urzekły mnie do tego stopnia, że ledwo przejrzałem
"Wieczną wojnę", czy zakończenie opowieści o Pelissie.
A później.... Później dorosłem.
Nie wiem już kiedy to się stało, ale w końcu zacząłem
cierpieć na przesyt zamaskowanych mścicieli. Ich proste
i schematyczne przygody przestały mnie bawić. Od czasu do
czasu zdarzały się wyjątki, ale były one na tyle rzadkie,
że coraz częściej sięgałem po starsze komiksy, zamiast po
nowe. I tak właśnie natrafiłem na kupowane przez mojego
dziadka numery "Komiksu". Chyba można powiedzieć, że odkryłem
go ponownie i to w każdym znaczeniu tego słowa.
To co kilka lat temu było dla mnie w tych komiksach jeszcze
niezrozumiałe (a przez to od nich odstraszało), teraz stało
się ich główną zaletą. Urzekł mnie przerażający świat ukazany
w "Yansie", ponieważ zrozumiałem, jak bardzo jest on prawdziwy
i, że ukazane w nich ludzkie zachowania (egoizm, okrucieństwo,
ale także chociażby skłonność do poświęceń w imię wyższych
wartości) występują wszędzie w naszej rzeczywistości. Zachwyciłem
się "Valerianem" bo byłem już w stanie docenić mnogość i
oryginalność zawartych w nim pomysłów. Z zapartym tchem
śledziłem wyprawę Bragona, kiedy dostrzegłem, że to co na
początku określiłem mianem "koszmarnych rysunków" to tak
naprawdę tętniący życiem świat, który pochłonął mnie bez
reszty. Po raz pierwszy przeczytałem "Wieczną Wojnę" i byłem
naprawdę wstrząśnięty tą brutalną wizją przyszłości, ale
również podbudowany zakończeniem i płynącą z niego wiarą
w człowieka. Także podniszczony od częstego czytania "Funky"
nabrał dla mnie nowego wymiaru, a poza nim odnalazłem Gillona,
Gimeneza, doskonałą publicystykę...
Szkoda tylko, że kiedy ja zaczytywałem się w starych numerach
nowe wychodziły coraz rzadziej i zawierały coraz słabszy
materiał. "Burton i Cyb" był jeszcze w stanie mnie rozbawić,
ale "Storm", "Kryształowa Szpada", czy wreszcie "Wiedźmin"...
Te rzeczy nijak się miały do tego, co kiedyś przedstawiał
"Komiks".
Czy widząc popularność jaką cieszyły się komiksy TM-Semic
próbowano przyciągnąć młodszych czytelników? Czy zabrakło
odwagi, aby dalej promować komiks poważny i przeznaczony
dla dorosłych? Tak czy inaczej była to dla mnie straszna
ironia losu. Teraz kiedy wreszcie odkryłem, że komiks to
nie tylko mniej lub bardziej zabawne historyjki, ale również
ambitne opowieści, które potrafią dać człowiekowi do myślenia,
zabrakło wydawnictwa, które zajmowałoby się ich publikacją.
Na długi czas musiały mi wystarczyć tylko sfatygowane numery
"Komiksu" kupowane przez mojego dziadka.
Oczywiście taki stan rzeczy w końcu uległ zmianie.
Teraz można przebierać nie tylko w łatwych i przyjemnych
komiksach, o których zapominamy zaraz po przeczytaniu, ale
również i w tytułach, które wspominać będziemy bardzo długo.
Na naszym rynku jest miejsce i na rzeczy czysto rozrywkowe
i na te poważniejsze. To, że ja jestem w stanie docenić
te drugie i że kiedyś zrozumiałem, iż komiks to nie tylko
naiwne historyjki zawdzięczam w dużym stopniu ludziom, tworzącym
"Komiks Fantastykę" i "Komiks". No i oczywiście mojemu dziadkowi
który był jego miłośnikiem na długo przede mną.
dasst
|
|