Jerzy Szyłak "Zgwałcone
oczy"
Zgwałcone oczy
1. Przemoc, seks i cenzorzy
Każdy obraz przemocy, jaki pojawia się w środkach przekazu,
wywołuje zaniepokojenie. Na próżno publicyści i artyści
mówią, że pokazują tylko to, co się dzieje w świecie realnym,
by ostrzec, przeciwdziałać, potępić lub rozpoznać zjawisko
we właściwym kształcie. Takie zapewnienia nie usypiają czujności
zaniepokojonych. Wręcz przeciwnie, prowokują pytanie, na
ile ten czy inny obraz przemocy został pokazany zasadnie,
w jakim stopniu artysta czy dziennikarz skupili się na szczytnym
celu, stanowiącym ich alibi, na ile zaś wykorzystali komercyjnie
tanią sensację. Bicie na alarm nie przynosi jednak widocznych
skutków. Niezwykle emocjonalne oskarżenia o epatowanie widzów
lub czytelników nadmiernie drastycznymi obrazami bandyckich
napadów i zabójstw, wypadków drogowych, chuligańskich wybryków
i zdarzeń na froncie oraz alarmistyczne w tonie wypowiedzi
na temat przemocy seksualnej i jej niefrasobliwego promowania
przez - takie czy inne - media, nie przekładają się na reakcje
odbiorców owych okropności. Nie ma już dzisiaj takich charyzmatycznych
obrońców moralności jak William Hays, ani tak nieugiętych
demaskatorów zła jak doktor Wertham. Współczesne społeczeństwa
nie mają już tego zapału, jaki potrafiły z siebie wykrzesać
jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Kiedy po I Wojnie Światowej kinematografia amerykańska
radośnie zajęła się produkowaniem filmów, w których ukazywała
życie rozwiązłe i pełne przygód, to owa przygoda kina z
deprawacją trwała zaledwie cztery lata. Rozpasanie Hollywoodu
zostało ukrócone z całą bezwzględnością, chociaż kino jedynie
reagowało swoimi dziełami na - zauważalny w społeczeństwie
- wzrost swobody obyczajów, powiązany z przemianami modelu
społeczeństwa. "Lata wojenne przeobraziły dawne normy
burżuazyjnej moralności" - pisał Jerzy Toeplitz.
"Niewiele zostało z wiktoriańskiej surowości obyczajów,
a coraz częściej umiejętność życia była uważana za umiejętność
użycia. [...] Nowa publiczność, garnąca się do sal kinowych,
chciała zobaczyć na ekranie apologię amerykańskiego stylu
życia, łatwego i pełnego uroku, nieskrępowanego i zrywającego
z wszystkimi ograniczeniami i utrudnieniami, obojętnie -
materialnej czy moralnej natury. [...] W epoce jazzu, krótkich
i coraz krótszych sukien, tajnych spelunek, gdzie sprzedawano
zabroniony przez ustawę alkohol, i kobiet palących papierosy
- można było z ekranu mówić otwarcie o wszystkim i dla wszystkich.
"Sex" - oto wspólny mianownik nowego potężnego
nurtu filmowych tematów".1
3. Kąpiące się piękności Macka Sennetta należały do atrakcji, jakie miało
do zaoferowania Hollywood we wczesnych latach swego istnienia
|
Społeczeństwo amerykańskie
z radością przyjęło rozluźnienie norm obyczajowych, ale
nie zaakceptowało nowego kształtu
kina, które stało się celem ataków moralistów. Przemysł
filmowy w owym czasie stykał się ze "[...] wzmagającymi
się atakami na "niemoralność" Hollywoodu, inspirowanymi
przez zaciętych przeciwników kina rekrutujących się głównie
z organizacji kobiecych i władz kościelnych różnych wyznań
protestanckich. [...] Przeciwnicy kina domagali się wprowadzenia
centralnej, państwowej cenzury dla ochrony zdrowia moralnego
ludności"2. W takiej sytuacji przemysł
filmowy postanowił ocenzurować się sam. W 1922 roku powstał
związek
producentów i dystrybutorów filmowych, na którego czele
stanął William H. Hays. "Celem Haysa i powołanego Zrzeszenia
była ochrona "zagrożonej" przez film moralności
amerykańskiej" - napisali Krzysztof Kucharski i Jan
Kristel w pracy Seks w kinie. "Wkrótce powstał więc
zbiór zwany "Kodeksem Haysa" wyszczególniający
zabronione do prezentowania na ekranie tematy, sceny, rekwizyty.
Nie wolno było odtąd pokazywać zbrodni bez wyraźnego morału
potępiającego, tematami tabu stały się seks, wulgarność,
obscena, profanacja, skromny kostium, niemoralny taniec,
obrażanie uczuć religijnych, niektóre miejsca akcji (np.
burdel), obrażanie uczuć narodowych, nieprzyzwoite słownictwo
czy dwuznaczny moralnie tytuł. [...] Chociaż w miarę upływu
lat "pęta cenzorskie" rozluźniały się stosownie
do następującej zmiany obyczajów, to jednak faktycznie zniesiono
ów "Kodeks" dopiero pod koniec lat 50-tych, gdy
na firmamencie kina coraz wyraźniej rysować się zaczął nurt
niezależny - "underground" (kino podziemne)"3.
4. William Hays, autor kodeksu filmowego, pozuje do zdjęć fotografom
|
Komiks amerykański przeżył identyczną "przygodę"
trzydzieści lat później. Po zakończeniu II Wojny Światowej,
w atmosferze narastającego "zimnowojennego" zagrożenia,
pojawiły się na rynku historyjek obrazkowych prace nasycone
brutalnością i przemocą. Spotkały się one z atakami zaniepokojonych
psychologów i wychowawców, wśród których na plan pierwszy
wysunął się doktor Frederic Wertham - prawdziwy krzyżowiec
w antykomiksowej krucjacie. Ich protesty doprowadziły do
tego, że w 1954 roku stowarzyszenie wydawców i dystrybutorów
prasy opublikowało Kodeks komiksowy (Comics Code) - zbiór
nakazów i zakazów w wielu miejscach nader zbliżony do "Kodeksu
Haysa". Zgodność zawartości historyjki obrazkowej z
przepisami Kodeksu sygnalizował charakterystyczny znaczek,
umieszczany na okładce publikacji. Wydawca nie musiał podporządkowywać
się owym przepisom, ale wówczas dystrybutorzy odmawiali
sprzedaży komiksu w sieci swoich sklepów. W ten sposób drastyczne
historyjki zostały skazane na funkcjonowanie w specyficznym
"drugim obiegu"; w praktyce zepchnięte do podziemia.
Choć "Kodeks" został po raz pierwszy oficjalnie
i skutecznie przekroczony (przez wydawcę, który zobowiązał
się do jego przestrzegania) w 1970 roku i od tamtego czasu
przestał pełnić swą funkcję rygorystycznie obowiązującego
przepisu, to jednak do dziś nie został całkowicie odrzucony
i charakterystyczny znaczek pojawia się także na (niektórych)
komiksach wydawanych obecnie.
5. Okładka komiksu Catwoman z 1994 roku, a na niej znaczek Kodeksu komiksowego
(Comics Code), umieszczony w lewym górnym rogu
|
Zarówno "Kodeks Haysa" jak i "Kodeks komiksowy"
są dziś oceniane negatywnie. Przypadki ich naruszania i
wreszcie radykalnego odrzucenia są opisywane jako sukcesy,
odnoszone przez twórców i producentów. Opisujący działalność
Frederica Werthama krytycy zarzucają mu, że manipulował
materiałem ilustracyjnym, który miał potwierdzać jego tezy
o szkodliwości komiksów i danymi statystycznymi, że jego
psychoanalityczne odczytanie "utajonych treści"
komiksu jest parodią metody doktora Freuda, że uprawiał
demagogię, że powstrzymał rozwój sztuki opowiadania obrazkami.
Na temat jego książki - Seduction of the Innocent (wydanej
w 1954 roku) - historyk komiksu Roger Sabin napisał: "Prawdę
powiedziawszy, książka była naukowo bezwartościowa i prezentowała
komiksowe ilustracje wyjęte z kontekstu, lecz jej alarmistyczny
ton - "Najbardziej Szokująca Książka Roku" -
i apostolski zapał autora wystarczyły, by zainspirować
szeroko
rozlewającą się falę moralnej paniki, która znalazła wyraz
nie tylko w protestach, ale i lokalnych akcjach palenia
komiksów"4. Ci, którzy wysuwają zarzuty
przeciw Haysowi lub Werthamowi, ani nie chcą dostrzegać
pozytywnego aspektu istnienia owych dokumentów, ani nie
wyciągają żadnych wniosków z faktu, że oskarżenia, jakie
sami wysuwają pod ich adresem, mogły być z powodzeniem sformułowane
już wówczas, gdy oba kodeksy zostały wprowadzone. Mogły
i nie były.
Z dzisiejszego punktu widzenia zarówno Kodeks Haysa jak
i Kodeks komiksowy to osobliwe dokumenty, przedstawiające
przede wszystkim zapis pobożnych życzeń na temat tego, jak
powinien wyglądać świat. Są też osobliwym wyrazem niemocy
tych, którzy pragnąc poprawiać człowieka musieli ograniczyć
się do retuszowania jego wizerunków. Z dzisiejszego punktu
widzenia ważniejsze jest, że czystość intencji poprawiaczy
filmowego świata mąci to, iż wśród "wyretuszowanych"
dzieł znalazły się filmy, które po latach uznano za niewątpliwie
wybitne (lub za takie, które byłyby wybitne, gdyby tylko
pozwolono na ich powstanie). Powołanie się na ten fakt jest
jednak argumentem, który przemawia do nas, nie przemawiał
natomiast do ludzi, którzy żyli w latach trzydziestych i
czterdziestych (analogiczne powołanie się na artyzm komiksu
jest argumentem, który dziś przemawia do niewielu). Wówczas
"kodeks Haysa" sprawiał, że kino było takie, jakie
powinno było być - zgodne z powszechnymi (masowymi) wyobrażeniami
na jego temat. Bo - wypada to podkreślić - ów zbiór cenzorskich
przepisów został wprowadzony, ponieważ chciała tego większość.
Gdyby na alarm biła tylko nieliczna garstka moralistów,
nikt by się nimi nie przejmował. Istnienie "kodeksu
Haysa" oznacza, że to właśnie "człowiek masowy"
chciał widzieć się bardziej cnotliwym i praworządnym niż
był w istocie, i jeśli miał skłonności do grzechu, to tym
bardziej pragnął jakiegoś punktu oparcia, który by pomógł
mu je wyplenić.
Stwierdzenie Kucharskiego i Kristela, że "underground"
pojawił się na firmamencie kina u schyłku lat pięćdziesiątych
oznacza jedynie tyle, że w owym czasie znaczące ilości widzów
zaczęły dostrzegać i doceniać wysiłki tych, którzy kręcili
filmy pokazywane poza oficjalnym obiegiem. Można zaryzykować
twierdzenie, że w owym czasie widzowie dojrzeli do tego,
by żyć inaczej, że - z takich czy innych przyczyn - przestali
uważać skutki ograniczenia za dobroczynne. Przestali również
uważać myślenie o seksie za kryminogenne. Na pytanie, co
ich do tego skłoniło, artyści odpowiedzą, że sztuka, naukowcy,
że publikacje naukowe, pesymiści obarczą odpowiedzialnością
upadek moralności, optymiści natomiast stwierdzą, że człowiek
poczuł się na tyle silny, by zdjąć z cenzora odpowiedzialność
za własne popędy i trzymanie ich w karbach, i wziąć ją na
siebie.
1J. Toeplitz, Historia sztuki filmowej, t.
II, Warszawa 1956, s. 103-104.
2Tamże, s. 106
3K. Kucharski, J. Kristel, Seks w kinie, Toruń
1990, s. 6-7.
4R. Sabin, Comics, Comix and Graphic Novel.
A History of Comic Art, London 1996, s. 68. Por. M. Barker,
A Haunt of Fears. The Strange History of the British
Horror Comics Campaign, Jackson and London 1992, gdzie poglądy
Werthama znalazły szersze omówienie.
|
|