Jerzy Szyłak "Zgwałcone
oczy"
Zgwałcone oczy
2. Bezmyślność, przyjemność
i eksperci
Dzisiejsze próby obrony społeczeństwa przed zepsuciem, uratowania
dzieci przed deprawacją i powstrzymania demoralizacji, jaką
powodują mass media, pozbawione są wszelkiej mocy, ponieważ
nawet średnio obyty czytelnik może dostrzec, że moraliści
i publicyści nie mają mu do zaoferowania nic więcej, jak
"powtórkę z rozrywki". Nieufność, z jaką publicyści
patrzą na treści przekazów kultury masowej, zakorzeniona
jest w krytycznych uwagach na temat "sztuki dla pospólstwa",
które przez całe dziesięciolecia były w niezmienionym kształcie
wygłaszane przez licznych badaczy kultury. Ich zdaniem sztuki
masowe zawdzięczały swą popularność temu, że schlebiały
niskim gustom odbiorców, dostarczały im obrazów, jakich
ci pragną, radykalnie upraszczały obraz świata i jego problemów,
i często-gęsto skłaniały do bezkrytycznego przyjmowania
głoszonych przez siebie treści. Zdaniem owych badaczy łatwość
i atrakcyjność przekazywania jakichś treści powodowała bezmyślne
ich odbieranie, a co za tym idzie - bezrefleksyjne naśladownictwo
wzorów płynących z kart komiksów, głośników radiowych oraz
dużych i małych ekranów.
6. Dzisiejsze próby obrony społeczeństwa przed zepsuciem mają do zaoferowania
jedynie "powtórkę z rozrywki". Fotografia manifestacji przeciwko
rozpowszechnianiu pornografii
|
Dzisiejsze "pospólstwo" z nieufnością podchodzi
do tego, co mu mają mu do powiedzenia moraliści i publicyści,
ponieważ współczesne próby obrony społeczeństwa przed zepsuciem,
uratowania dzieci przed deprawacją i powstrzymania demoralizacji,
jaką powodują mass media, wpisują się w schemat, który przez
cały wiek XX powtarzał się w niezbyt różniących się od siebie
wariantach: Najpierw podnosiły się głosy protestu przeciwko
panoszącej się wokół ohydzie moralnej i wzrastającej fali
aktów brutalnych; potem następowały ostrzeżenia przed demoralizacją,
wzmacniane przez jakiś społeczny autorytet. Następny krok
polegał na wprowadzeniu cenzury: stworzeniu zbioru przepisów,
regulujących to, co, jak i kiedy może być pokazywane w mass
mediach, co zaś pojawić się w nich nie może, a także powołaniu
instytucji, która będzie zajmowała się pilnowaniem, by owe
przepisy są przestrzegane. Stawianiu pytań o to, jakie treści
są szkodliwe i nie powinny być rozpowszechniane, towarzyszyło
zawsze dążenie do (mniej lub bardziej subtelnego) manipulowania
obrazami adresowanymi do mas w taki sposób, by znalazły
w nich odzwierciedlenie nie tylko treści nieszkodliwe, ale
i społecznie użyteczne. Na pytania te odpowiadał ów autorytet,
najpierw wzywający do działania, potem tymi działaniami
kierujący i wreszcie biorący na siebie obowiązek decydowania
w imieniu zbiorowości, co może być pokazywane i opisywane.
Od momentu wprowadzenia stosownych przepisów to ów autorytet
myślał za społeczeństwo, potwierdzając w ten sposób tezę
o jego bezmyślności.
7. Opisy i obrazy seksu i zbrodni
|
Mechanizm działania też zawsze był taki sam. Stosowne
przepisy usuwały ze środków przekazu opisy i obrazy seksu
i zbrodni. Ocenzurowane mass media pokazywały uładzony obraz
świata, który pozostawał w sprzeczności z potocznym wyobrażeniem
na temat rzeczywistości, ponieważ w ogóle nie odnotowywał
istnienia zjawisk, "o których się nie mówi", takich
jak wzrost przestępczości lub nieskuteczność jej zwalczania,
dewiacje seksualne, korupcja urzędników państwowych, deprawacja
nieletnich, przemoc domowa i wiele innych5. To,
co objęte ustawowym tabu, pojawiało się jednak w rozmowach,
dowcipach, plotkach i wreszcie w publikacjach rozpowszechnianych
w jakimś drugim - nie objętym cenzurą - obiegu.
Im dłużej trwało milczenie na jakiś temat, tym bardziej
narastało przeświadczenie, że jesteśmy okłamywani i tym
mocniejszy stawał się nacisk na to, by przełamać tabu. Pojawiali
się publicyści, gotowi stać się męczennikami w imię stłamszonej
prawdy. A w ich publikacjach pojawiały się oskarżenia, wysuwane
pod adresem dotychczasowych autorytetów. Następowało przekroczenie
zakazu, uzasadniane tym, że przynosi on więcej szkody niż
pożytku. W ślad po pierwszym przypadku złamania cenzorskich
zakazów następowały kolejne - i było ich tym więcej, im
dłużej i im bardziej rygorystycznie działała cenzura. Ludzie
łapczywie chłonęli treści, których dotąd im odmawiano, dodatkowo
zachęcani do odbioru tym, że teraz już wolno. Balansowanie
na granicy tego, co dozwolone, miało posmak partyzanckiej
wojny ze zniewoleniem umysłu i ci, którzy w swoich utworach
w ten właśnie sposób balansowali, łatwo zyskiwali miano
bojowników "słusznej sprawy". Sytuację wykorzystywali
żądni zysków producenci, którzy wręcz prowokowali moralistów
do podnoszenia alarmu, ponieważ atmosfera skandalu sprzyjała
sprzedaży towaru. W wypadku, gdy moraliści działali opieszale,
producenci potrafili ocenzurować się sami, by poprzez przypomnienie
minionej epoki, pobudzić gasnące zainteresowanie tym, co
mają do zaoferowania.
8. Gdy moraliści działali opieszale, producenci potrafili ocenzurować się
sami. "Ocenzurowana" okładka magazynu "Nowy Wamp"
|
W PRL-u (i w innych krajach o podobnym ustroju politycznym)
cenzura miała charakter państwowy i wszechobejmujący, więc
jej ofiarą padały w jednej mierze powieści i informacje
w prasie, filmy fabularne i reporterskie doniesienia w "Dzienniku
TV". Umożliwiało to manipulowanie informacją tak daleko
posunięte, że raz możliwe było przekonywanie społeczeństwa,
że żyje w kraju spokojnym i wesołym (tzw. "propaganda
sukcesu"), innym razem znów, że otaczająca nas rzeczywistość
jest brutalna, okrutna i tak przerażająca (tzw. "propaganda
klęski"), że jedynie wprowadzenie dyktatury wojskowej
może nas ocalić przed chaosem i anarchią. Działająca w imieniu
państwa cenzura prewencyjna, z jaką mieliśmy do czynienia
w Polsce, działała skutecznie zarówno na polu powstrzymywania
obiegu informacji, jak i na obszarze namaszczania "męczenników".
Tocząc równie zaciekłą wojnę z niepoprawnością polityczną
i obscenicznością, stawiała znak równości między opozycjonistami
i pornografami.
9. Potyczki z cenzurą, jakie toczył w PRL-u Andrzej Mleczko, uczyły zeń
prawdziwego bojownika o wolność i demokrację. Rysunek z cyklu "Porno
dla ubogich"
|
W innych krajach, bardziej przywiązanych do idei wolności
słowa i myśli, większą popularnością cieszyła się cenzura
represyjna lub cząstkowa, zajmująca się tropieniem tylko
jednego wątku (najczęściej seksu lub brutalności) lub prostowaniem
"moralnego kręgosłupa" jednego medium. Ale i tam
przekraczanie zakazów niejednokrotnie nabierało charakteru
politycznego, zarówno wówczas, gdy chodziło o pokazanie
skorumpowanego policjanta jak i wtedy, gdy chodziło o kazirodztwo.
I u nas, i na Zachodzie do potyczek z cenzurą służyła kategoria
"prawdy". Przy czym w jednych wypadkach chodziło
o prawo do nieskrępowanego przekazu informacji o faktach,
w innych o tzw. "prawdę artystyczną", tj. o prawo
przedstawiania w przekazach fikcyjnych informacji równie
(a może nawet bardziej) drastycznych jak dziennikarskie
informacje. Kontrargumentem służącym powstrzymaniu produkcji
drastycznych lub obscenicznych publikacji była teza o moralnej
i społecznej szkodliwości rozpowszechniania podobnych informacji.
10. Jałowa i szkodliwa rozrywka. Brukowy magazyn science fiction z lat czterdziestych
|
W postulatach, by ukrócić rozpasanie przekazów powstających,
by zaspokoić niewybredne gusta, zawsze kryje się założenie,
że człowieka, jego potrzeby i wrażliwość estetyczną należy
kształtować tak, by spełniał oczekiwane wymagania socjalne
i z własnej (choć uprzednio poprzez odpowiednie działania
ukształtowanej) woli pragnął realizować zadania dla dobra
rodziny, narodu, ludzkości lub jeszcze jakiejś innej (inaczej
zdefiniowanej) grupy społecznej. I w owym (milcząco przyjmowanym)
założeniu o koniecznej użyteczności dzieł kryje się jedna
z przyczyn szczególnej nieustępliwości w krytykowaniu określonych
grup utworów, zaliczanych do twórczości rozrywkowej i wyraźnie
nie spełniających wymogów "społecznego zaangażowania".
Literatura kryminalna, romanse, science fiction, filmy akcji,
pornografia i komiksy szczególnie chętnie przyciągały uwagę
krytyków właśnie dlatego, że z ich czytania nie ma żadnego
pożytku. "Taka regularna, coraz obfitsza i niemal całkowicie
jednostajna dieta sensacji przy kompletnym braku jakiegokolwiek
zaangażowania" - pisał Richard Hoggart w pracy Spojrzenie
na kulturę robotniczą w Anglii "musi w końcu w konsumencie
kultury popularnej przytępić zdolność do otwartej i odpowiedzialnej
reakcji na życie, zaszczepić mu poczucie bezcelowości wszystkiego,
co nie mieści się w kręgu kilku najprostszych potrzeb. Dusze,
które niewiele miały okazji, by się otworzyć, pozostaną
szczelnie zamknięte, zwrócone do wewnątrz, patrzące "dziwnymi
ciemnymi jak okna oczami" na świat będący w dużej
mierze fantasmagorią kolejnych shows i sztucznych bodźców"6.
11. Jałowa i szkodliwa rozrywka. Plakat do filmu grozy The Night Evelyn
Came Out of the Grave (1971)
|
"Ledwie gdziekolwiek padnie słowo o przyjemności
tekstu" - napisał Roland Barthes - "zaraz dwaj
żandarmi skaczą wam do oczu, żandarm polityczny i żandarm
psychoanalityczny: bezcelowość i/lub wina, przyjemność jest
albo bezproduktywna, albo daremna, to idea klasowa albo
złudzenie. [...] Przyjemność jest nieustannie pomijana,
umniejszana, spychana na rzecz wartości mocnych i szlachetnych,
takich jak Prawda, Śmierć, Postęp, Walka, Radość itd. Jej
zwycięskim rywalem jest Pożądanie: ciągle mówi się nam o
Pożądaniu, nigdy o Przyjemności; Pożądanie ma jakoby mieć
wartość poznawczą, Przyjemność nie"7. Utwór,
który powstał tylko po to, by dostarczyć swemu odbiorcy
rozrywki, budził niepokój krytyków tym, że nie służył żadnemu
celowi i budził podejrzenia, że służy jakimś celom ukrytym.
Jeśli pokazywał przemoc - służył gloryfikacji przemocy.
Jeśli jej nie pokazywał - oznaczało to, że ją - w skryty
sposób - propaguje.
12. Jałowa i szkodliwa rozrywka. Przemoc po polsku. Scena z komiksu Nocna
wizyta (1971). Rys. Bogusław Polch
|
Stwierdzenie, że przekaz masowy jest rozrywką jałową i
szkodliwą, bo sprzyja bezmyślności, prowokuje do niej lub
jawi się jako komunikat zrozumiały "sam przez się",
oparty na zdroworozsądkowym widzeniu świata i utrwalający
fałszywe wyobrażenia o świecie i człowieku, prowadziło wprost
do przeświadczenia o konieczności wzięcia w obronę tych,
których zdolność myślenia pada ofiarą mass mediów. Przez
całe dziesięciolecia krytycy literatury, filmu i innych
środków przekazu z łatwością przechodzili od badania mechanizmów
społecznej komunikacji do bicia na alarm i ostrzegania,
że oto ktoś robi wodę z mózgu "starcom, kobietom i
dzieciom", "naiwnym czytelnikom" i innym
grupom społecznym, objętym "specjalną troską".
Przez całą epokę nowoczesności krytycy - z przyczyn zrozumiałych
"same przez się" - brali na siebie rolę obrońców,
przewodników, nauczycieli i troskliwych opiekunów. Byli
ekspertami i prawodawcami, którzy niewzruszenie bronili
pewnej hierarchii wartości, która - jak to ujął Zygmunt
Bauman "rzadko przywoływana na poziom świadomości,
pozostawała wszechpotężną "oczywistością" epoki"8.
13. Jałowa i szkodliwa rozrywka. Okładka komiksu Ranxerox in New York, którego
autorami są T. Liberatore i S. Tamburini
|
"Dla wszystkich z wyjątkiem ślepców i ignorantów
było jasne, że Zachód przewyższa Wschód, biały człowiek
czarnego, cywilizacja góruje nad tym, co niecywilizowane,
to co oszlifowane przez kulturę nad tym, czemu brakuje szlifu,
zdrowie psychiczne nad szaleństwem, zdrowie nad chorobą,
mężczyzna nad kobietą, życie normalne nad przestępczym,
posiadać więcej nad mieć mniej, bogactwo nad zaciskaniem
pasa, wysoka wydajność nad marną wydajnością, kultura wysoka
nad kulturą niską. Wszystkie te "oczywistości" obecnie
zniknęły. Ani jedna nie oparła się zakwestionowaniu"9.
W ciągu szeregu dziesięcioleci, w czasie których poddawano
krytyce kulturę masową, z pola zainteresowania osób ją
opisujących,
znikały różne grupy. Dziś już mało kto próbuje chronić
przed "odmóżdżaniem" kucharki, sklepikarki i gospodynie
domowe, robotników i emerytów, bowiem mało komu jesteśmy
skłonni przyznać prawo do bycia "prawodawcą",
"ekspertem", "autorytetem" od spraw
naszych (i nie-naszych) wartości. Przeważył pogląd, że dorośli
ludzie (a wśród nich kucharki, sklepikarki i gospodynie
domowe, robotnicy i emeryci) swój rozum(-ek) mają, a ich
wyobrażenia na temat świata i ich system "oczywistości" jest
równie dobry (i równie zły), jak każdy inny.
5Por. Code of the Comics Magazine Association
of America, Inc., w: R. Reitberger, W. Fuchs, Comics.
Anatomy of a Mass Medium, London 1972, s. 248.
6R. Hoggart, Spojrzenie na kulturę robotniczą
w Anglii, przeł. A. Ambros, Warszawa 1976, s. 310.
7R. Barthes, Przyjemność tekstu, przeł. A. Lewańska,
Warszawa 1997, s. 69.
8Z. Bauman, Prawodawcy i tłumacze, przeł. A.
Ceynowa, J. Giebułtowski, Warszawa 1998, s. 156.
9Tamże.
|
|