Jerzy Szyłak "Zgwałcone
oczy"
Zgwałcone oczy
3. Prywatność, drastyczność
i my
Nasza - ponowoczesna - kultura wyrosła z nieufności wobec
autorytetów, ekspertów i prawodawców, którzy uważali, że
wiedzą lepiej niż my sami (każdy z nas osobno), jak żyć
i czym się w życiu kierować, że mają prawo ograniczać naszą
indywidualną wolność. Na plan pierwszy wysunęła się kwestia
wolności wyboru własnego stylu życia, preferowanego systemu
wartości i jakości. Człowiek prywatny wygrał walkę z człowiekiem
społecznym i razem z uzyskaniem nowego wymiaru wolności
stanął wobec konieczności samodzielnego stawienia czoła
tej wiedzy o świecie i jego mechanizmach, której (za sprawą
cenzury) oszczędzano poprzednim pokoleniom. Czesław Miłosz
w szkicu O cenzurze napisał, że "wyobraźnia nasza jest
pojemniejsza niż wyobraźnia poprzednich pokoleń. Horror
był wtedy częścią istnienia tak jak dziś, ale urządzano
się tak, żeby na co dzień kryć go za zasłoną. [...] Mordowano
się w wojnach, ale nikt ich nie filmował na żywo. Ludzkość
dzieliła się na tę, która mówi, ale wie albo chce wiedzieć
niewiele, i tę, która wie dużo, ale milczy"10.
Dziś nikt nie milczy, gdyż informacja stała się towarem,
a jej dystrybucją rządzą prawa rynku.
14. Wietnamskie dzieci uciekają po amerykańskim ataku z użyciem napalmu.
Fotografia z 1972 roku, wykonana przez Nicka Uta
|
Na ekranie telewizora możemy zobaczyć najdrastyczniejsze
wydarzenia z najodleglejszych punktów globu. Prasa codzienna
(niemal codziennie) donosi nam o przypadkach gwałcenia dzieci
w domu, w szkole i przedszkolu, a nawet na posterunku policji.
Nie wychodząc z domu, uzyskujemy potwierdzenie naszych najgorszych
podejrzeń na temat tego, jak jest urządzony ten świat. I
w dodatku informacje, które do nas docierają, nie są wcale
przekazywane "bezinteresownie". Dawna manipulacja
informacją "w interesie publicznym" została zastąpiona
manipulacjami dokonywanymi "w interesie prywatnym".
Ktoś bowiem pragnie nam owe "wiadomości", "fakty",
"doniesienia", "przekazy" i "opinie"
sprzedać. Komuś zależy, byśmy nabyli je od niego, a nie
od kogoś innego. Przekazy, które trzeba sprzedać i które
konkurują na rynku informacji z innymi, również przeznaczonymi
na sprzedaż, są podawane w formie jak najatrakcyjniejszej:
budzą emocje, szokują, poruszają do żywego, wywołują zachwyt
lub grozę. "Im są jaskrawsze, tym bardziej sprzedażne"
- napisał Miłosz, dodając, że w efekcie "świat uderza
w nas jako wcielony nierozum, jako twór jakiegoś obłąkanego
umysłu. Czy można przyjąć ten cały ładunek i zgodzić się,
że co jest, po prostu jest i koniec? Można, ale tylko przeżuwając
jak krowa w stanie kontemplacji zwierzęcej. Jeśli jesteśmy
zdolni do współczucia i zarazem bezsilni, żyjemy w bezsilnym
rozdrażnieniu"11.
Wzrost liczby i drastyczności obrazów prawdziwych, rozpowszechnianych
pod pozorem konieczności informowania społeczeństwa o wydarzeniach
w kraju i na świecie, nie pozostaje bez wpływu na ilość
nasyconych okrucieństwem fikcyjnych obrazów, powielanych
przez kulturę masową. I jedne, i drugie są równie "komiksowe"
i wyprane z głębszych znaczeń. I jedne, i drugie działają
na nas naskórkowo, jak te plakaty z serii "Powstrzymać
przemoc domową", obliczone jedynie na wstrząśnięcie
nami, zgwałcenie naszej wrażliwości poprzez oczy. Kliff
Jones napisał, że żyjemy w "kulturze krwiożerczej":
"Dzisiejsza mikromoralność wymaga samodzielnego myślenia,
co bywa trudne i stresujące, szczególnie gdy stajemy przed
skomplikowanymi problemami. Wszyscy śledzimy wydarzenia,
czytamy brukową prasę, oglądamy zdjęcia martwych dzieci
w Chorwacji, ale płacimy za to pewną cenę. Psychika buntuje
się. Nie potrafi dzień w dzień dawać sobie rady z tak ogromną
ilością atakujących ją obrazów i emocji. [...] Uratować
nas jednak może to, że psychika ludzka nie pozwoli nam na
całkowite odrzucenie moralności. [...] Nasze decyzje oparte
są nie o moralność publiczną, ale całkowicie prywatną"12.
Żyjemy w świecie, którym rządzą prawa rynku. Niepodległy
społecznym i politycznym autorytetom "człowiek prywatny"
to ktoś, kto jest poddawany nieustającej perswazji: reklamy
zachęcają go do zakupu towarów, tym samym zaś zachęcają
go do korzystania z określonych dóbr, a więc i wyboru pewnego
stylu życia, preferowania określonych wartości. Zachęta
zastąpiła nakaz i zakaz. Przy pomocy analogicznych zachęt
politycy przekonują potencjalnych wyborców, by oddali
swoje
głosy właśnie na nich, a mniej lub bardziej sformalizowane
grupy społeczne próbują zainteresować ludzi tym, co robią
i co uważają za potrzebne, ważne, celowe. Żyjemy w epoce,
w której wszystko jest na sprzedaż. "Wszystkie dobra
muszą być dostępne dla każdego, kto jest w stanie za nie
zapłacić. W s z y s t k i e
style życia są do wzięcia i liczy się jedynie zdolność
nabywcza.
Z
tej
właśnie
przyczyny
społeczeństwo konsumenckie, zdominowane przez rynek w sposób
dotąd nie znany, przeciwstawia się wszelkim innym, przesądzonym
rodzajom nierówności. [...] Epoka "kowali własnego
losu", rozkwitu "plemion rynkowych", różnicowania
ludzi ze względu na style konsumpcji jest też czasem
zwalczania
dyskryminacji rasowej, narodowościowej, religijnej czy
płciowej. Jest to epoka zdecydowanej walki o p r a w a c z ł o w i e k a,
to znaczy o usunięcie wszelkich barier z wyjątkiem tych,
które przynajmniej w zasadzie (zgodnie z przekonaniami
żywionymi
w społeczności naszego typu) mogą być pokonane wysiłkiem
każdej ludzkiej jednostki"13.
15. Zaprojektowana przez Oliviero Toscaniego reklama firmy Benetton, wykorzystująca
reportażowe zdjęcie z Sycylii, wykonane przez Franco Zacchina
|
Żyjemy w świecie, w którym - po odrzuceniu całego systemu
modelujących nasz świat "oczywistości" - zapanowało
"bezsilne rozdrażnienie", niepewność co do tego,
czy kierujemy się właściwymi zasadami i realizujemy słuszne
cele przy pomocy dopuszczalnych metod. "Owa niepewność
w stosunku do samego siebie" - napisał Richard Rorty
- "wydaje mi się charakterystyczną cechą pierwszej
epoki w historii ludzkości, kiedy to duże grupy ludzi zdołały
oddzielić pytanie "Czy podzielasz nasze przekonania
i pragnienia?" od pytania "Czy cierpisz?".
[...] Odróżnienie tych kwestii pozwala oddzielić pytania
publiczne od pytań prywatnych, pytania o cierpienie od pytań
o cel życia ludzkiego, domenę liberała od domeny ironisty"14.
We wprowadzeniu do rozważań przedstawionych w książce
Przygodność, ironia i solidarność Rorty napisał, że ludzka
solidarność jest utopijnym celem, możliwym do osiągnięcia
"[...] za pomocą wyobraźni, imaginacyjnej zdolności
dostrzegania w obcych nam ludziach cierpiących bliźnich.
Solidarności nie odkrywa się dzięki refleksji, lecz stwarza
się ją. Stwarza się ją przez uwrażliwianie nas na poszczególne
przypadki cierpienia i upokorzenia obcych nam ludzi. [...]
Taki proces stopniowego dostrzegania w innych istotach ludzkich
nie "ich", lecz "jednych z nas" polega
na szczegółowym opisywaniu, jacy są obcy nam ludzie, przy
jednoczesnym określaniu na nowo nas samych. Nie jest to
zadanie dla teorii, lecz dla takich gatunków literackich
jak opis etnograficzny, reportaż, komiks, fabularyzowany
dokument, a zwłaszcza powieść. Pisarze [...] opisują dokładnie
do jakiego rodzaju okrucieństw my sami jesteśmy zdolni,
i w ten sposób umożliwiają nam dokonanie powtórnego samookreślenia.
To dlatego powieść, film i program telewizyjny zastępowały,
stopniowo lecz konsekwentnie, kazanie i traktat w roli głównych
nośników moralnej przemiany i postępu"15.
Ludzkość już nie dzieli się na tę, która mówi, ale wie
albo chce wiedzieć niewiele, i tę, która wie dużo, ale milczy.
Nie akceptujemy dzisiaj tych, którzy milczą, bo wiemy, że
świat, w którym nie mówiło się o istnieniu zbrodni, wcale
nie był przyjazny dla ofiar przemocy. Nie chcemy akceptować
tych, którzy w milczeniu działają, by utrwalać i umacniać
nasze przekonania i pragnienia. Stawiamy pytanie: "Czy
cierpisz?". Rozdrażnienie, które odczuwamy, gdy słyszymy
odpowiedź twierdzącą, jest naszą zdobyczą, miarą postępu
ludzkości. Zastąpiło ono bowiem to rozdrażnienie, które
odczuwaliśmy, dowiadując się, że o czymś wiedzieć nie możemy,
nie mamy prawa, nie powinniśmy. Odebraliśmy "IM"
przywilej decydowania za nas, co nam wiedzieć wolno, uznaliśmy,
że wtykanie knebla w usta (wszystko jedno czyje) jest niedopuszczalne,
otworzyliśmy się na wiedzę o tym, jaki jest ten świat, na
to, co mają do powiedzenia inni ludzie. I znaleźliśmy się
w sytuacji, w której "świat uderza w nas jako wcielony
nierozum" i "już nie wiadomo po włączeniu aparatu,
czy to jakaś mieszkanka Sarajewa kona we krwi, czy kaskaderka
spadła ze skały"16.
Szokujące obrazy docierają do nas poprzez wszystkie kanały
informacji. Nie czekamy na nie z utęsknieniem, nie kochamy
ich i wolelibyśmy, by ich nie było. Są jednak i za ich pośrednictwem
świat uderza w nas jako wcielony nierozum, wywołując bezsilne
rozdrażnienie. "Żadna jednak frustracja, żadne rozczarowanie
nie są w stanie zmienić naszego przekonania, że nawet najbardziej
złożona sytuacja daje się rozłożyć na sumę konkretnych problemów,
z których każdy daje się załatwić (zneutralizować czy wyeliminować),
jeśli tylko nie zabraknie wiedzy, umiejętności i wysiłku"17.
Nie godzimy się na to, by nasze rozdrażnienie było bezsilne.
Chcemy działać, chcemy coś robić, chcemy powstrzymać falę
cierpienia, ograniczyć jego przyczyny, zminimalizować skutki.
Rozkładając uderzenie wcielonego nierozumu na czynniki pierwsze
docieramy do konkretnych problemów, którym staramy się przeciwdziałać.
Mamy jednak świadomość, że potrzebujemy wspólników w owym
przedsięwzięciu, bo nasze przeciwdziałania nie będą skuteczne,
jeśli będą prywatne. Korzystamy więc z pośrednictwa mass
mediów.
16. Okrutna scena z wojny w Bośni, pokazana w komiksie Hellblazer.
Rys. Gary Erskine
|
Wysokonakładowe publikacje, radio i telewizja tworzą z
nas wspólników, gdy zbieramy datki na ubogich, ratujemy
dzieci, wspomagamy uchodźców, decydujemy o tym, kto będzie
sprawował władzę w naszym imieniu. Potrzebujemy mass mediów,
by tworzyć naszą wspólnotę, by wiedzieć, kto na świecie
(i w naszym otoczeniu) cierpi i komu należy przyjść z pomocą.
To za ich pośrednictwem docierają do nas dzieła, których
twórcy dokładnie pokazują nam i opisują do jakiego rodzaju
okrucieństw my sami jesteśmy zdolni i w ten sposób umożliwiają
nam dokonanie powtórnego samookreślenia. Pośród tych dzieł
docierają jednak do nas i takie, które owe okrucieństwa
pokazują zbyt dokładnie, a nawet takie, w których z jakichś
zasadniczych i głębokich powodów propagowane jest morderstwo
i ludożerstwo. I wtedy pojawia się pytanie, czy przypadkiem
owe przekazy nie zachęcają do stosowania przemocy, zamiast
od niej odstręczać?
10Cz. Miłosz, O cenzurze, w tegoż: Widzenia
nad Zatoką San Francisco, Kraków 1989, s. 97-98
11Tamże, s. 99.
12K. Jones, Kultura drapieżnika, przeł. J. Węgrodzka,
"Magazyn Sztuki" 1996 nr 4(12), s. 145.
13Z. Bauman, Socjologia, przeł. J. Łoziński,
Poznań 1996, s. 218-220.
14R. Rorty, Przygodność, ironia i solidarność,
przeł. W. J. Popowski, Warszawa 1996. s. 267.
15Tamże, s. 14-15.
16S. Lem, Sex Wars, Warszawa 1996, s. 211.
17Z. Bauman, Socjologia, op. cit., s. 200.
|
|