Jerzy Szyłak "Zgwałcone
oczy"
Zgwałcone oczy
4. Podejrzliwość, troska i
ci, co nie mają rozumu
Dobro słabszych i pokrzywdzonych sprawia, że akceptujemy
obecność w naszym otoczeniu plakatów z serii "Powstrzymać
przemoc domową", informujących nas o tym, że "głowa
rodziny" (mężczyzna) może pobić najbliższych, "bo
zupa była za słona", "bo miał zły dzień",
"bo musiał jakoś odreagować"18. Patrzymy
na te plakaty i oburzamy się, ale nie pytamy (lub pytamy
za rzadko), ile bitych dzieci wynosi nawyk bicia słabszych
na podwórko, nie próbujemy zapobiegać ani sytuacjom, które
trzeba jakoś odreagować, ani "złym dniom". Nie
możemy im zapobiec i właśnie dlatego wokół nas jest coraz
więcej aktów bezsensownej przemocy. I właśnie dlatego, kultura
popularna epatuje nas coraz drastyczniejszymi scenami. Sztuki
masowe bowiem bezustannie odwołują się do zdroworozsądkowych
wyobrażeń na temat świata, przenoszą owe wizje na karty
książek i komiksów, i na ekrany. Jeśli pokazują sceny okrutne,
robią to dlatego, że w masowej wyobraźni powstał obraz świata
jako miejsca, w którym okrucieństwo i przemoc są na porządku
dziennym. My jednak patrzymy na świat, jaki pokazują nam
mass media i dostrzegamy tylko, że w mass mediach króluje
przemoc.
Z naszego rozbioru złożonej sytuacji na konkretne problemy
wynika, że za istnienie przemocy w świecie odpowiedzialne
są media, które ją pokazują i że idealnym rozwiązaniem owego
problemu byłoby ocenzurowanie środków przekazu. I tworzymy
grupy nacisku (angażując w to moralne i społeczne autorytety),
by zaangażować mass media w walkę z nimi samymi. Na fikcyjne
obrazy, będące wytworem kultury masowej, spoglądamy podejrzliwie,
ponieważ mamy świadomość, że nie pokazują one świata, ale
wizerunki najbardziej rozpowszechnionych wyobrażeń na jego
temat, ulukrowane marzeniami o miłości lub doprawione szczyptą
(niekiedy - kilkoma garściami) pikanterii lub przemocy.
Podejrzliwość wobec popularnych opowieści wzmaga to, że
one w jednakowym stopniu rejestrują stereotypowe wyobrażenia
o tym, jaki jest świat i utrwalają je w zbiorowej świadomości
poprzez rozpowszechnianie. Jeżeli pokazywane w telewizji
reklamy mogą nas zachęcić do kupowania proszku do prania
lub kawy, to czemu inne obrazy - pokazywane nam przez to
samo medium - nie miałyby zachęcić nas do robienia innych
rzeczy?
Problem, jaki budzi telewizja, ładnie (bo obrazowo) ujął
Stanisław Lem, który napisał, że "[...] po północy
z satelitów pokazują potworności, które po prostu mnie
od
aparatu odrzucają. [...] Można by pomyśleć, że bez ludobójczych
zapasów, bez potężnego walenia po mordach, bez krwi, krwi,
krwi, bez ran postrzałowych, siecznych, połamanych kończyn,
bez młodzieńców z poobcinanymi rękami i nogami, bez broni
palnej i białej w ogóle nic by się nie dało wyprodukować
dla masowych emisji. Jasne jest, że nadzwyczajna ł a t w o ś ć
wszystkich na kupę procederów zabijania, torturowania,
mordowania, czyhania, demonstrowana dzieciom od wczesnej
maleńkości
może wpoić im przeświadczenie, iż to właśnie są najbardziej
istotne zajęcia osób dorosłych, więc dlaczego i malcy
nie
mieliby zakosztować tego samego?"19.
Dobro dzieci jest skutecznym i trudnym do odparcia argumentem,
bo one swego rozumu nie mają, bo dopiero się uczą życia
i rzeczywiście mogą dojść do wniosku, że bycie dorosłym
polega na stosowaniu przemocy. Zarazem jest to argument
wygodny, bo pozwala za jednym zamachem zadbać i o infantylnych
dorosłych, którzy na podstawie tych samych obserwacji mogliby
dojść do wniosku, że posłużenie się przemocą mogłoby być
remedium na ich życiowe kłopoty. W gruncie rzeczy ta wiedza,
dzięki której moglibyśmy stać się mądrzejsi i bardziej wrażliwi
na cudze cierpienie, osiada w naszych umysłach niczym trujący
opar, wywołujący bezsilne rozdrażnienie. I stawiając czoła
światu, który uderza w nas jako wcielony nierozum, równie
dobrze możemy uwrażliwiać się na poszczególne przypadki
cierpienia i upokorzenia obcych nam ludzi, jak i na odwrót
- dzięki wiedzy o tym, że bicie żon, gwałcenie dzieci lub
mordowanie niewinnych wcale nie jest taką rzadkością - zdobywać
się na odwagę, by odreagować zły dzień, odbić sobie na kimś
bliskim fakt, że zupa była za słona, pomolestować seksualnie
jakieś dziecko, okraść kantor lub wywołać wojnę.
Nadmiar obrazów przemocy w mediach wywołuje ochotę, by
wprowadzić jakieś ograniczenia. Zakazać produkcji głupawych
filmów i niemądrych komiksów. Nakazać patrzenie na ręce
żądnym sensacji pismakom. Ustanowić urząd, który będzie
kontrolował przepływ informacji. Ale - jak napisał Czesław
Miłosz - "cenzura albo jej brak zdaje się pochodzić
z zasadniczego wyboru, przy czym nie bardzo można sobie
wyobrazić, gdzie zatrzymają się konsekwencje wybranego
stanowiska. Jeżeli wolność jednostki powinna być w pewnych
wypadkach
ograniczana w imię dobra wspólnoty, bardzo duże dobro usprawiedliwi
bardzo duże ograniczenia, co będzie równoznaczne z dużą
władzą w ręku tych, którzy mają wyrokować, co dla wspólnoty
jest dobre, a co złe. Jeśli natomiast nikomu nie przyznaje
się tego przywileju, trudno zaprzeczyć, że każdy jest uprawniony
do głoszenia swojej filozofii, choćby ta zalecała z jakichś
zasadniczych i głębokich powodów morderstwo i ludożerstwo"20.
Na ten zasadniczy wybór nie bardzo możemy sobie pozwolić,
ponieważ żyjemy rozdarci pomiędzy brakiem zaufania do władzy
i niemożnością dokonania takiego podziału informacji i
ich
nośników, którego podstawą byłoby pytanie "Czy cierpisz?",
nie zaś kwestia: "Czy podzielasz nasze przekonania
i pragnienia?".
17. Fragment strony z "Magazynu Gazety Wyborczej" (z 21 marca
1997) z rysunkiem Marka Sobczyka, ilustrującym nagłówek tekstu Dawida Warszawskiego Telefantomatyka.
Tekst poświęcony został problemowi wpływu przemocy pokazywanej w mediach
na widzów
|
"W epokach, mówiąc najogólniej, minionych kultura
zwykle broniła się sama przed destrukcją" - napisał
Andrzej Osęka w szkicu Kultura czasu porno. "Jej
tarczą był system wartości uznawany przez ogół bądź siła
i atrakcyjność głównych nurtów malarstwa, literatury. [...]
W sztuce współczesnej trwa pornograficzny wyścig efektów,
a ludzie, na których spoczywa obowiązek myślenia, nie wiedzą,
co z tym zrobić. [...] Ci zaś, co ciskają na pornografię
najsroższe klątwy, starają się objąć zakazami także wychowanie
seksualne, mające przygotować dzieci do świadomego, bardziej
bezpiecznego życia wśród pułapek masowej wyobraźni"21.
Osęka wypowiada się na temat obecności w kulturze obrazów
pornograficzych, ale to, co mówi w jednakim stopniu odnosi
się do wszelkich obrazów naszej, "krwiożerczej"
kultury. "Pornograficzny wyścig efektów" ma miejsce
nie tylko na obszarze pornografii. Dawid Warszawski pisał
bowiem, że "[...] telewizja pokazuje śmierć gwałtowną
tak często i tak naturalistycznie nie tylko dlatego, że
przemoc jest zawsze skutecznym narzędziem scenariuszowym
i reżyserskim, że bardziej od innych zabiegów organizuje
akcję, przykuwa uwagę widza. Śmierć, zwłaszcza gwałtowna
(a właściwie: jedynie gwałtowna - nie ma jak dotąd w TV
naturalistycznych reportaży ze starczego czy chorego umierania
szpitalnego), ma ogromny potencjał pornograficzny - wytrąca
z bierności, zmusza do oglądania"22.
Właśnie tak. Sztuka, telewizja, prasa, filmy, komiksy
- nasza kultura, pojmowana jako całość, bierze udział w
pogoni za efektami, które mają charakter pornograficzny
w tym sensie, że mają wytrącić z bierności, zmusić do oglądania.
To właśnie owe efekty świadczą o ich sile i atrakcyjności.
A uznawany przez ogół system wartości już nie chroni nas
jak tarcza, bowiem jego strażnicy starają się objąć zakazami
również te informacje, które uważamy za niezbędne, koniecznie
potrzebne, przydatne do obrony przed krwiożerczymi zapędami
kultury. I wówczas okazuje się, że uznawanie przez ogół
systemu wartości nieuchronnie łączy się z pytaniem: "Czy
podzielasz nasze przekonania i pragnienia?". Prawdę
powiedziawszy, działania cenzorskie, aby odnieść pożądany
skutek, powinny być zakrojone na szeroką skalę. Nie wystarczy
bowiem zakazać wąsko rozumianej pornografii, w sytuacji,
gdy - szeroko rozumiana - pornograficzność jest przyrodzoną
cechą środka przekazu, z którego wszyscy korzystamy. Nie
wystarczy zabronić dorosłym oglądać pornografii, która "przekazuje
fałszywe informacje o relacjach między mężczyznami i kobietami,
prowadzi do przedmiotowego i instrumentalnego traktowania
partnera seksualnego, wpaja poniżający stosunek do osób
drugiej płci, prymitywizuje życie emocjonalne, odziera je
z twórczego uczucia miłości, wywołuje brak satysfakcji i
rozwój anomalii w życiu małżeńskim, wypacza rozwój psychiczny
człowieka, a zwłaszcza dzieci i młodzieży, wywołuje tendencję
do dominowania nad innymi, rozbudza skłonność do zachowań
anormalnych i amoralnych, wreszcie często skłania do agresji,
przemocy i przestępczości"23. Trzeba jeszcze
odpowiednio wyedukować niedorosłych, by wiedzieli, jakie
zachowania seksualne są moralne i normalne, jak uzyskiwać
satysfakcję w życiu małżeńskim, czym jest twórcze uczucie
miłości i dlaczego masturbacja jest grzechem24.
Zakaz, który obejmuje tylko cząstkę, jest z góry skazany
na niepowodzenie, ponieważ żyjemy w kulturze, która przestała
chronić nas jak tarcza i zaczęła atakować obrazami potężnego
walenia po mordach, krwi, krwi, krwi, ran postrzałowych,
siecznych, połamanych kończyn, młodzieńców z poobcinanymi
rękami i nogami, martwych dzieci w Chorwacji, doniesieniami
o przypadkach gwałcenia dzieci w domu, w szkole i przedszkolu,
a nawet na posterunku policji. Atakować, by wytrącić z bierności,
zmusić do oglądania. Zakaz, który obejmuje wszystko, nie
likwiduje problemów, ale dzieli ludzkość na tę, która wie
niewiele, i tę, która wie dużo, ale milczy i w tym milczeniu
skrywa wszystko, o czym wiedzieć nie powinniśmy. W gruncie
rzeczy nie mamy już wyboru pomiędzy bardzo dużym dobrem,
które usprawiedliwi bardzo duże ograniczenia, a uznaniem,
że każdy jest uprawniony do głoszenia swojej filozofii,
choćby ta zalecała z jakichś zasadniczych i głębokich powodów
morderstwo i ludożerstwo. Samodzielne stawianie czoła ogromnej
ilości atakujących nas obrazów i emocji to konieczność,
będąca konsekwencją naszych wcześniejszych wyborów. To konsekwencja
uznania, że świat nie dzieli się na tych, którzy wiedzą
(eksperci, autorytety) i objęte specjalną troską "pospólstwo",
pozbawione zdolności samodzielnego myślenia. Uznaliśmy,
że człowiek myśli i zostało nam już tylko (bezsilne) rozdrażnienie.
I obowiązek ponawiania pytań, na ile ten czy inny obraz,
gwałcący nasze oczy, został pokazany zasadnie, w jakim stopniu
artysta czy dziennikarz ostrzegają, przeciwdziałają, potępiają
lub dążą do rozpoznania zjawiska we właściwym kształcie,
na ile zaś wykorzystują komercyjnie tanią sensację. Jeśli
będziemy głośno pytać, to może uda nam się zmusić do krytycznego
oglądania i wytrącić z bierności tych, o których się troszczymy.
18. Rene Margitte, Dni ogromne (1928)
|
18Cytuję hasła, które zaatakowały moją wrażliwość
na ulicy. Przeczytałem je na billboardach i obejrzałem towarzyszące
im zdjęcia. Każdy mógł je przeczytać i obejrzeć. Nawet dzieci.
19S. Lem, Sex Wars, Warszawa 1996, s. 210.
20Cz. Miłosz, op. cit., s. 91.
21A. Osęka, Kultura czasu porno, "Gazeta
Wyborcza" z 14-15 listopada 1998.
22D. Warszawski, Telefantomatyka, "Magazyn
Gazety Wyborczej" nr 12, 21 marca 1997, s. 23.
23W. B. Skrzydlewski, Etyka seksualna. Przemiany
i perspektywy, Wydawnictwo M, Kraków 1999, s. 96.
24W cytowanej książce (s. 51) W. B. Skrzydlewski
pisze: "Mimo, że permisywni moraliści zachodni przestali
uważać masturbację za grzech ciężki, tradycyjne stanowisko
Kościoła katolickiego w tej sprawie zostało wzmocnione
przez wypowiedzi zajmujących się tym zagadnieniem odpowiedzialnych
psychologów i psychiatrów, którzy potwierdzili tezę św.
Tomasza z Akwinu, że masturbacja ma szkodliwy wpływ na
refleksywność
i roztropność oraz na zdolność podejmowania decyzji, a
więc na działanie władz duchowych człowieka, rozumu i woli.
Te
ważne stwierdzenia psychologiczne nie zostały jednak wzięte
pod uwagę przez permisywnych moralistów zachodnich, a także
przez zajmujących się tą problematyką niektórych psychologów
i pedagogów polskich".
|
|