|
Spawn #25
Wygląda na to, że rzeczywistość goni fikcję
- "Spawn" po
dwóch latach od swej śmierci powrócił z grobu.
Mandragora zaskoczyła nas, zapowiadając w listopadzie nowy numer "Spawna" na
listopad. Jak to zwykle bywa, życie zweryfikowało te plany i ostatecznie
komiks trafił do sprzedaży miesiąc później. Wiadomość była niespodzianką,
a że podano tylko, iż będzie to numer dwudziesty piąty, natychmiast pojawiły
się wątpliwości. Czy będzie to wznowienie oryginalnego zeszytu, czy też
seria będzie kontynuowana od momentu jej zakończenia w 2001r? Oczywiście
potwierdzona została ta bardziej racjonalna, druga możliwość, lecz wątpliwościom
nie było końca. Bo jak to jest, że planowany 24-stronicowy zeszyt ma
opierać się na oryginalnym, 48-stronicowym numerze pięćdziesiątym?
Co w końcu otrzymaliśmy? Jak się spodziewano, polski "Spawn"#25
to połowa amerykańskiego "Spawna"#50. Nie jest to może najlepszy
sposób, by wprowadzić serię ponownie na rynek, ale najwidoczniej Mandragora
usilnie chce przyzwyczaić czytelników do chudych 24-stronicowych zeszytów.
Trzeba jednak zauważyć, iż historia została przerwana w dobrym momencie;
nie ma nagłego urwania akcji, wątek, na którym skupia się komiks został
zamknięty, wygląda to, jak typowe zakończenie historii. Sądzę, że bardziej
niż Mandragory, większa w tym zasługa McFarlane'a, który prawdopodobnie
pisał scenariusz z myślą także o innych krajach. Jednak w tej chwili
nie ma to znaczenia. Ważne, że nie odczuliśmy pocięcia jednej historii
na kawałki.
Oczywiście narzucać się może kolejna kwestia - skoro otrzymujemy tylko
pół opowieści, to jak wiele wydarzeń ma miejsce w zeszycie? Staje się
ona tym bardziej paląca, że generalnie "Spawny" nie grzeszyły
do tej pory szybką akcją, a w wielu ostatnich numerach działo się naprawdę
niewiele. I tu kolejne miłe zaskoczenie. Przede wszystkim wewnętrzne
monologi bohatera, czy opisy jego rozmyślań zostały sprowadzone do minimum.
Tak więc najbardziej nużąca cecha serii została zneutralizowana. Po drugie,
jak na taki chudy zeszyt, otrzymujemy przyzwoitą ilość wydarzeń. Czasem
nawet niektóre rozmowy wydają się nieco za krótkie. Ostatnią i najbardziej
zaskakującą kwestią jest to, że dowiadujemy się paru nowych wiadomości
dotyczących głównego wątku fabularnego serii. Cagliostro nagle zaczyna
być konkretny w swych wypowiedziach i zdradza Spawnowi parę faktów, o
których do tej pory nie wiedzieliśmy.
Pytanie brzmi, dlaczego nie powiedział tego wcześniej? Odpowiedź wydaje
się prosta - McFarlane czekał na 50. numer. Treściowo różnica między
nim, a numerami ostatnimi rzuca się na pierwszy rzut oka. Dotychczas
mnóstwo niejasnych, lub nic nie wnoszących dialogów, przemyśleń, czy
opisów, teraz sprawa ma się diametralnie inaczej, co najbardziej przejawia
się w na ogół mętnej postaci Cagliostro. Smutne jest, iż autor spogląda
na swe dzieło i tworzy w kontekście rynkowym. A z tym właśnie mamy tu
do czynienia.
McFarlane wziął się do roboty także w kwestii rysunków; odebrał pałeczkę
Gregowi Capullo i sam zabrał się za szkic (czego dawno w "Spawnie" nie
było), wspomagając się za to w kwestii tuszu jedną osobą. Przez ten czas,
jaki upłynął od ostatniego, wyłącznie McFarlanowskiego numeru niewiele
się jego rysunek zmienił. Mamy więc do czynienia z kreską przyjemną dla
oka, szczególnie dobrze prezentującą się na kredowym papierze. Jest jednak
parę stron, które odstają od reszty, prezentując słaby poziom. Winą za
to należy obarczyć Danny'ego Miki, nakładającego tusz wraz z McFarlanem.
Sama fabuła to średni "Spawn". Względem ostatnich numerów
jest to poprawa, ale wciąż może być lepiej . Komiks czyta i ogląda się
dobrze, ale też historia nie zachwyca. Pozostaje mieć nadzieję, że McFarlane
przyłożył się nie tylko do tego numeru i dalej będzie już tylko lepiej.
Bo nawet, gdyby "Spawn" pozostał na obecnym, co prawda wyższym
niż kiedyś poziomie, to, jak długo może utrzymać się taki średni komiks?
Damian "hans" Handzelewicz
Scenariusz: Todd McFarlane
Szkic: Todd McFarlane
Tusz: Todd McFarlane, Danny Miki
Kolory: Brian Haberlin, Dan Kemp, Todd Broeker
Tłumaczenie: Orkanaugorze
Wydawca: Mandragora
Data wydania: 12.2003
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania oryginału: 06.1996
Liczba stron: 24
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: salony prasowe
Cena: 8,00 zł |
|