|
"Trzeci Testament" album 4: "Jan,
czyli dzień kruka"
Gdybyśmy wiedzieli wszystko o świecie, jego
eksploracja byłaby po prostu nudna. Łatwy dostęp do odpowiedzi na
każde nurtujące ludzką
świadomość
pytanie całkowicie oddaliłby nas od nauki. I nie tylko od nauki,
ale również od twórczych wyobrażeń na wszystkie tematy nas fascynujące,
niezbadane. Możemy powiedzieć, że to szczęście, że tak właśnie nie
jest. Między innymi dzięki wszelakiego rodzaju domniemaniom na niezbadanych,
interesujących i intrygujących ludzi płaszczyznach powstają coraz
to
nowe historie próbujące ugryźć pewne zagadnienia w nowy, niejednokrotnie
ciekawy sposób. Para Dorrison i Alice wpadła na pomysł opowiedzenia
historii o Trzecim Testamencie: pergaminie, na którym spisana miała
zostać wola Boga, a o który to walczą wykreowani przez nich bohaterowie,
święta inkwizycja, templariusze oraz tajemne moce. Opowieść powstała
na kanwie pamiętników z Elsenor, a postać hrabiego Marburga jest
jak najbardziej historyczna. "Jan, czyli dzień kruka" wieńczy
ich dokonania na tym polu.
Elizabeth żyje. Budzi się w klasztorze, do którego została przyniesiona.
Tam też poznaje prawdziwe rozwiązanie zagadki wskazującej na miejsce,
gdzie znajduje się Trzeci Testament. Bezzwłocznie decyduje się ruszyć
w drogę, by powiadomić o tym Konrada, który w jej mniemaniu szuka kartografów
mających pomóc mu znaleźć niewłaściwe miejsce. Ale w wyprawę do celu
nie ruszy sama. Zbyt wielu instancjom zależy jednocześnie, aby poznać
treść zaginionych zwojów.
Niespotykaną kwestią jest objętość ostatniego albumu serii. Czy ten
komiks, ma aż, czy może tylko siedemdziesiąt cztery strony? Przyznam,
że jego lektura tak mnie pochłonęła, że miałem wielką ochotę na więcej.
No, ale wszystko musi mieć swój koniec. Na pewno założeniem było stworzenie
czterech epizodów, w tytule każdego miało znajdować się imię jednego
z uznanych przez kościół ewangelistów. Dość detaliczne zarysowywanie
intrygi w trzech częściach sprawiło, że by dojść do efektownej kulminacji,
przed którą jeszcze w ostatnim odcinku wciąż budowano nastrój, nie wystarczyłoby
klasyczne czterdzieści sześć stron. Autorzy widząc to doszli zapewne
do wniosku, że jak już przekraczać standard, to w sposób konkretny, a
nie raptem kilkoma stronami. Całości wyszło to tylko na lepsze, jak uważam.
Oprócz objętości wypada zwrócić uwagę na przypisy, które zredagował
Artur Szrejter. To bardzo dobre uzupełnienie tego komiksu, które podpowiada
niejednokrotnie sposób, w jakim można spojrzeć na jakiś fakt. Wskazuje
również na różnice między historią, a tym, co serwują nam w swojej opowieści
autorzy. Z drugiej strony analiza ta, obnażająca wiele różnic między
rzeczywistością historyczną, a opisaną w komiksie, burzy prawdopodobnie,
aczkolwiek w stopniu nieznacznym, ideę autorów, którzy chcieli chyba,
by ich opowieść była jak najmocniej osadzona w świecie realnym. Dlatego
też określenie świata Trzeciego Testamentu, jako "alternatywnego" nie
jest może do końca trafnym.
Strona graficzna części czwartej zadowala. Alice robił moim zdaniem
postępy z albumu na album. Myślę, że dobrze czuł się w obranej konwencji,
a rysowanie tego komiksu sprawiało mu wiele przyjemności. Po raz kolejny
mocniejszą stroną artysty są narysowane krajobrazy, ale postacie również
są nieźle przedstawione. Podoba mi się również kolorystyka tego komiksu.
Recenzując poprzedni album starałem się uniknąć oceny serii, czekając
na jej zakończenie, by móc to zrobić już całościowo. Dziś, po lekturze
wszystkich części, czuję się usatysfakcjonowany tym, co zaserwowała mi
ta dwójka twórców. "Trzeci Testament" okazał się być bardzo
dobrym komiksem, z dobrze przemyślaną od samego początku linią fabularną.
Jako zamknięta całość wpisze się niewątpliwie w kanon komiksu fantastyczno-historycznego.
Dążenie do celu, ocenianego jako ważny, zawsze jest pasjonujące. Wciąga.
Tak też pogoń za tytułowym Trzecim Testamentem wciągnęła opisanych bohaterów.
Wciągnęła pewnie też wielu czytelników, którzy przeżyli z Konradem Reinhardtem
Markiem, hrabią Marburga i Elizabeth Elsenor wiele fantastycznych przygód.
Czy było warto? Bez cienia wątpliwości powiem, że jak najbardziej. Autorzy
zrealizowali moim zdaniem swój projekt w sposób profesjonalny. Dobrze
zaczęli i dobrze skończyli. Czy ktoś w ogóle waha się, by poznać finał
tej historii? Przecież wszystko musi się jakoś i gdzieś kończyć. A na
wszystkie pytania i tak nigdy nie uzyskamy odpowiedzi.
Jakub "Tiall" Syty
Niezłe zakończenie serii. Można było spodziewać się czegoś więcej, można
było spodziewać się czegoś mniej, ale generalnie jest dobrze. Wielki
finał na lodowcu i śliczne, epickie ilustracje, które powalają na kolana.
Historia niebanalna, choć też nie jakoś wielce odkrywcza. Mimo to bardzo
dobra lektura. Taka cena, za taką objętość, to coś, co cieszy.
Paweł "Kurczak" Zdanowski
Jedna z lepszych serii z rynku frankofońskiego, które zostały zaprezentowane
na naszym rynku. Mimo, że finał jest imponujący, to odczuwam pewien
niedosyt. Bo czy przy tak monumentalnej sadze zakończenie może być
satysfakcjonujące? Długo się przekonywałem do tej serii, ale w końcu
pochłonęły mnie całkowicie (przynajmniej na te 4 x kilkadziesiąt minut)
i historia, i rysunek. Polecam, w całości oczywiście.
Wojciech "dieFarbe" Garncarz
"Trzeci
Testament" tom 4: "Jan, czyli dzień kruka"
Tytuł oryginału: Jean ou le jour du corbeau
Scenariusz: Xavier Dorison
Rysunki: Alex Alice
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 11.2003
Wydawca oryginału: Glénat
Data wydania oryginału: 06.2003
Liczba stron: 80
Format : A4
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 19,90 zł |
|