"...Sie
mi bo... zgubiło "s" na koszulce"
Siódma księga przygód Tytusa była pierwszą, która pojawiła się w mojej
domowej kolekcji. Miałem wtedy sześć lat. Bardzo podobała mi się konwencja
podróży w czasie. Pomysłowy był aparacik profesora T. Alenta pozwalający
na przemieszczaniu się między epokami. Nigdy nie zapomnę tej przypalonej
kaszy, którą Krzyżacy wylewali na oblegających ich warownię i Tytusa, który
pałaszował ją z hełmu podczas oblężenia.
Jako dzieciak nie rozumiałem często wielu motywów z Tytusa. Kiedy uczłowieczany
miał poprawkę z geografii zachodziłem w głowę jak można nie zaliczyć jakiegoś
przedmiotu w szkole i przez wakacje przygotowywać się do niego, by w ostatnich
dniach sierpnia próbować go zdać. Niektóre jego przygody mnie przerażały.
Na przykład pobyt na Planecie Neuma podczas umuzykalniania.
Szczerze mówiąc nie przepadałem nigdy specjalnie za przygodami Tytusa,
Romka i A'tomka. Może chociażby dlatego, że nigdy nie byłem w harcerstwie,
a w roku, w którym przyszedłem na świat ukazywała się już XV i XVI księga
ich przygód. Oprócz tego rysunki Chmielewskiego nie były dla mnie specjalnie
ładne.
Rysunki Papcia Chmiela nie leżą w moim guście. Oczywiście, co Papcio niejednokrotnie
pokazywał, Tytusa narysować jest bardzo prosto i wychodzi mu to nawet nieźle
z zamkniętymi oczami, ale czasami właśnie te obrazki wyglądały tak, jakby
rysownik zasłaniał oczy. Poza tym niektóre części miały okropne kolory,
co obniżało ich wartość. Ale na swoje czasy, było to na pewno coś dobrego.
Nieźle wypadającego na tle "Żbików", "Klossów", czy
komiksów publikowanych w "Relaxie".
Pamiętam jak kiedyś w programie "5-10-15" pokazano krótki animowany
film o początkach Tytusa. Nie posiadając pierwszej księgi nie wiedziałem
nigdy jak to wszystko się zaczęło. Ten krótki film rysunkowy utwierdził
mnie w przekonaniu, że warto zbierać komiks, skoro mówią o nim aż w telewizji.
Nie mniej jednak nie zebrałem zbyt wielu części.
O Tytusie przypomniałem sobie ponownie, kiedy w Gazecie Wyborczej pojawiały
się kolejne odcinki jego przygód. Badał on środowisko szalikowców (motywem
przewodnim komiksu było wejście do NATO) i ten temat wydał mi się nawet
ciekawy. Starałem się zbierać kolejne paski i niemal mi się to udało.
Potem znowu była pustka. Dwa lata temu zdecydowałem się na zakup XXVI księgi.
To ta, w której Tytus wyrusza w podróż poślubną dość kontrowersyjnie napędzanym
statkiem powietrznym. I co się okazało? Że dziś ten komiks trafia do mnie
jeszcze mniej, niż te kilka lat wcześniej.
Egmont wypuszcza właśnie na rynek pełną starych historyjek "Księgę
80-lecia" z okazji osiemdziesiątych urodzin Henryka Chmielewskiego,
wciąż też wydaje nadal powstające części. Prószyński i S-ka wznawia zbiorczo
stare
księgi. A ja wciąż zachodzę w głowę, kto w gruncie rzeczy jest ich odbiorcą.
Młody czytelnik, czy koneser? Wszystko skłania się raczej ku tym drugim.
Ale mogę być w błędzie.
Może i jest to klasyk, ale próba jego uwspółcześniania wychodzi mu tylko
na gorsze. Tytus miał być harcerzem, promował niejednokrotnie pewne idee
minionego systemu. Wiele umiejętnie prześmiewał. Tak było. A nakłady sięgały
300 000 egzemplarzy.
Co by się jednak nie działo i jakie znaki na niebie by się nie pojawiały
wkład Henryka Chmielewskiego w polski komiks jest znaczący i niepodważalny.
Ileż to ludzi wychowało się właśnie na przygodach Tytusa? Ileż radości
przyniósł on młodszym i starszym czytelnikom. O tym wszystkim świadczy
przecież nieustająca
popularność tej serii. Wyrazy podziękowań za pracę Papcia to długa lista
pozytywnie nacechowanych przymiotników.
Tytus wszedł do NATO, niedługo zapewne także do UE (o ile zdrowie
na to pozwoli nie pierwszej już młodości Papciowi). Mimo wszystko moim zdaniem
jego miejsce jest w PRL-u. Tam wyrósł i tam było mu najlepiej. Czasy
świetności minęły. I jeśli spotkałbym go kiedyś, to nawet, jeśli nie miałby
odlepionej ostatniej litery swojego imienia na koszulce to i tak zapytałbym
go: "Ty tu
? Przecież twoja epoka już się skończyła."
Jakub "Tiall" Syty |