"Tytus Romek i A'Tomek"
- "Księga 80-lecia"

 

"Wiwat Srebrny Jubileusz!"

Na 80 urodziny Papcia Chmiela Egmont zrobił jego fanom piękny prezent wydając w ramach serii Klasyka Polskiego Komiksu zbiór trudnych do zdobycia prac artysty, które publikowane były w prasie na przestrzeni, bez mała, 45 lat. Już we wstępie wydawca podkreśla ile pracy edytorskiej trzeba było włożyć, by ten album mógł się ukazać w tak efektownej formie. Okazało się, że komplet materiałów posiadała jedynie warszawska Biblioteka Narodowa (czyżby "narodowcy" też lubili Tytusa?). Niektóre prace, niepublikowane dotąd, pochodzą, jak mówi nota, ze zbiorów własnych autora.

Wydawca zapewnia na ostatniej stronie okładki, że razem z wydaną uprzednio księgą zerową, album ten stanowi kompletny przegląd dziejów Tytusa. I tak chyba rzeczywiście jest, ponieważ zamieszczono tu takie varia, jak choćby świąteczne karty z Tytusem a nawet jakiś rebus. Niektóre prace były publikowane całkiem niedawno w Krakersie, ale bez koloru, więc trzeba chyba się cieszyć, że także trafiły do tego zbioru.

Dość ciekawe jest, w jaki sposób poczucie humoru i styl rysunku Papcia ewoluowały na przestrzeni dekad. Szczególnie interesujące pod względem graficznym są pierwsze prace, które co prawda wyglądają strasznie archaicznie, ale można w nich wyczuć ducha jakiejś dawno minionej epoki. Jeśli idzie o scenariusz, to początki mogą być dla czytelnika trudne do przetrawienia. Wydaje się, że w owych ponurych czasach komiks musiał nieść za sobą jakieś pokłady dziwnie rozumianej dydaktyki, no i nie możemy także zapominać o obowiązkowym w tamtym okresie nasyceniu kontekstem ideologicznym. Łatwo nam się dziś z tego śmiać, ale w latach 50-tych to chyba mało komu było w Polsce do śmiechu i należy się cieszyć, że w ogóle dzieła takie jak "Tytus" mogły być publikowane. Większą część ówczesnych "dzieł literackich" zakrył litościwy czas, choć czasem gdzieś wychylą się z jakiejś zakurzonej skrzyni na strychu ku przestrodze przyszłych i dzisiejszych koniunkturalnych "twórców". Natomiast w przypadku "Tytusa" te wcinki są tak marginesowe i wplatane od czapy, że ich pojawienie się po prostu zwiększa poziom surrealizmu i przyczynia się do lepszego humoru czytelnika. Przykładowo bohaterowie lecą śmigłowcem, a pilot mówi do nich: "Chłopcy, spójrzcie w dół, płynie radziecka flotylla na Antarktydę". Za inny ciekawy cytat może posłużyć ramka pod jednym z obrazków mówiąca: "W ten sposób stali się nie wiadomo kiedy, największymi dostawcami zegarków na rynek i na rękę. Blady strach padł na cyferblaty kapitalistycznych producentów." Bardzo dobrze się stało, że autor nie ocenzurował tych tekstów i nie nadał im bardziej współczesnego brzmienia, bo nie mielibyśmy możliwości porównać jak się komiksy robiło kiedyś, a jak się robi dziś. A przecież wiele ksiąg zostało narysowanych na nowo, nierzadko zmieniając znacząco swą wymowę, jak choćby słynna księga czwarta - wojskowa.

Sporo z umieszczonych tu przygód zostało potem opublikowanych w mniej lub bardziej zmienionej postaci w samodzielnych księgach, jednak gdzieniegdzie można się natknąć na niewykorzystane pomysły.

Z roku na rok styl rysunku się wygładza, przekształca w to, co znamy z pierwszych albumów. Zresztą żarty wymyślane przez autora również stają się coraz lepsze, w okolicach roku 1968 album czyta się już z prawdziwą satysfakcją i aż trudno się oderwać od przygód Tytusa - są to właśnie takie historie, dzięki którym Tytus zdobył takie uznanie i popularność wśród polskich czytelników. Następnie pojawiają się różne dodatki i bonusy doskonale uzupełniające ten tom, choć dla niektórych przemiana Tytusa w warszawskiego cwaniaczka-dorobkiewicza może budzić zastrzeżenia, a sama wizja kraju po przemianach też nie natchnie czytelnika otuchą. Jednak ten okres przejściowy mamy już chyba szczęśliwie za sobą i teraz taki właśnie humor oceniany z perspektywy czasu może znów być dla nas zabawny.

Chmielewski czasem nie powstrzymuje się od własnego komentarza na temat polskiej rzeczywistości i jego życiowe doświadczenie sprawia, że czasem ten osąd może być wydany dość stanowczo, na przykład, kiedy wypowiada się na temat więzień, w których opływający w luksusy bandyci są utrzymywani prze ubogich, uczciwych podatników.

Ogólnie mówiąc, ten album to ważny wkład Egmontu w promowanie polskiego komiksu. To także miły gest wobec setek fanów z całego kraju, którzy od tej chwili mogą bez trudu zapoznać się z całym nieznanym dorobkiem artysty. Warto też wspomnieć, że album ten ma okrągły numer 300 w Klubie Świata Komiksu - jest to zapewne sposób, w jaki wydawca postanowił uhonorować rysownika.

Cóż - wypada na koniec podziękować z okazji tego jubileuszu Papciowi Chmielowi za to, że swoimi opowieściami rozweselał nas i naszych rodziców (a być może też nasze dzieci) przez tyle lat, a także ekipie Egmontu, że włożyła tyle pracy, abyśmy tę okazję mogli świętować przy własnym egzemplarzu księgi 80-lecia. No i że zdążyła z tym jeszcze przed Nowym Rokiem.

Arek "xionc" Królak  

 

Czytam, czytam i skończyć nie mogę. Trudno przechodzi się przez te infantylne wypociny Papcia z przeszłości. Teraz dopiero wychodzi, czym jest sentymentalizm. Jedyną przyjemnością podczas czytania tej pozycji jest chyba wyszukiwanie fragmentów, które zostały później umieszczone w księgach. A i to jest chyba zarezerwowane dla fanatyków. Polecam, ale tylko zapaleńcom.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz  

 

Scenariusz: Henryk Jerzy Chmielewski
Rysunki: Henryk Jerzy Chmielewski
Wydawca: Egmont Polska
Kolekcja: Klasyka Polskiego Komiksu
Data wydania: 12.2003
Liczba stron: 200
Format: 17 x 26 cm
Oprawa: twarda
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały i kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 35,00 zł