|
Komiksowe
antologie
"Apres le Mur" - Po Murze
"Patrząc zaś z chóru, widzisz
Olimpu władanie,
I jak Esencje rządzą śmiertelnych krokami,
I jak śmiertelni swoje szerzą panowanie..."
Cyprian Norwid
Na początek zagadka. Z gatunku tych prostych. W jakim albumie możemy zobaczyć
jednocześnie dokonania Gaimana i McKeana, Moebiusa, Manary, Bilala, Gibbonsa,
Sienkiewicza i jeszcze do tego naszego słowiańskiego Bogusława Polcha?
Odpowiedź jest łatwa, bo po pierwsze pisała o tym albumie już "Fantastyka-Komix" (a
pióro dzierżył Jerzy Szyłak), a poza tym obok macie okładkę z wyraźnie
zarysowanym tytułem. Wstyd o takim albumie w tym cyklu artykułów nie wspomnieć.
I od razu zaznaczę - mi się ten album podoba tak średnio. Po pierwsze -
powstał na okoliczność zburzenia muru berlińskiego - zdarzenia, co by nie
było, zwiastującego początek nowej epoki. Ukazał się jednocześnie w trzynastu
krajach (ale nie w Polsce, która była wtedy komiksowym zaściankiem cywilizowanego
świata). Autorzy prac mieli prawo czuć presję - oczekiwano od nich dzieł
wybitnych, na miarę chwili. Ale arcydzieł nie tworzy się na zawołanie, a
już na pewno nie tworzy się arcydzieł z okazji. I to tutaj widać bardzo
wyraźnie, niestety. A teraz po kilka słów o poszczególnych pracach, bo jest
ich bardzo dużo, a nie chcę znów zabierać zbyt dużo miejsca na serwerze
tym swoim tekstem.
1. Bill Sienkiewicz - bez tytułu, 4 strony
Nie znam twórczości Sienkiewicza - widziałem kilka jego prac w internecie
i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że te tutaj nie wyróżniają się
jakoś szczególnie. Nie jest to komiks, tylko zbiór ilustracji. Szkielety
faszystów, tłum domagający się przemian, rozbijanie muru. Takie pitu-pitu
w sumie, ale co Amerykanin może powiedzieć w obliczu przemian zachodzących
w Europie? Historia muru w telegraficznym skrócie, żeby wprowadzić w tematykę
zbioru.
2. Matthias Schulteiss - "Głowa przeciw Murom", 5 stron
To, co jest najciekawsze w tej pracy, to przeciwstawienie sobie dwóch poglądów
na konsekwencje obalenia muru. Izolacjonizm i ksenofobia skonfrontowane
zostały z wyidealizowanym humanizmem. Z perspektywy czasu oba światopoglądy
zostały w pewien sposób skompromitowane. Z punktu widzenia scenarzysty
ten drugi odnosi moralne zwycięstwo, choć nawet wtedy musiało to zazgrzytać.
Dziś komiks ten stanowi odbicie entuzjazmu, który zaćmiewał zdrowy rozsądek,
ale kto by wtedy myślał o tak przyziemnych sprawach jak makroekonomia?
Schulteiss jest moim zdaniem lepszym kolorystą niż grafikiem, ale że komiks
jest w kolorze to wygląda bardzo przyzwoicie.
3. Max Cabanes - bez tytułu, 2 strony
Cabanes nie zadał sobie zbytniego trudu, bo zamiast komiksu sporządził malunek
dziury w murze i siedzącego na nim sfinksa. Nie podejmuję się próby objaśnienia
znaczenia symboliki tego dzieła. Może chodzi o to, że podobnie jak mitologiczny
sfinks terroryzował Teby, tak mur uprzykrzał życie mieszkańcom Berlina?
I widzimy go tu na moment przed rzuceniem się ze skały, kiedy Edyp odgadł
jego zagadkę, o czym świadczy ta wyrwa w murze? A może zamiast sfinksa
miał to być Humpty-Dumpty, tylko Cabanes nie wiedział, co by to miało
znaczyć i w końcu zamienił na sfinksa, żeby trudniej było się zorientować,
że to nie ma sensu? Proszę samemu się nad tym pogłowić, jeśli wola.
4. Bane Kerac - "Wczorajsze Wspomnienia", 4 strony
Antologia nosi tytuł "Po Murze", więc powinniśmy tu zobaczyć refleksję
nad nową wizją Europy, nowym obliczem ludzi. Taka jest ta historia. Pokazuje
systemowego oprawcę, który nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca w nowym świecie,
ucieka w alkoholizm. Widząc nędzę tego osobnika nie potrafimy go już nienawidzić,
czujemy do niego wstręt i pogardę, ale też współczucie. Rysunki trochę chyba
inspirowane "Strażnikami", co dowodzi, że było to dzieło przełomowe
nie tylko dla komiksu amerykańskiego (Komboj się ucieszy jak to napiszę).
5. Jacques Tardi - bez tytułu, 2 strony
Ci, którzy próbowali stworzyć tutaj głębokie, artystyczne dzieło w większości
polegli. Tardi jest na tyle starym wyjadaczem, że nie popełnił tego
błędu. Jego ilustracja dowodzi, że ucieczka w groteskę nie musi takiemu
tematowi
zaszkodzić. Jego pomysł jest prosty, ale działa bardzo skutecznie -
nie popełnię tu faux pas wzorem komiksiarzy z lat siedemdziesiątych,
opisujących
to, co i tak widać na obrazku. Ale nie sam fakt wykonywanej czynności
jest tu tak wyrazisty, tylko znak parującego sierpa skrzyżowanego z
młotem, w jaki rozlewa się strużka cieczy. "Oto co myślę o waszej "kiblowej" ideologii" -
sygnalizuje kloszard i nawet nie uznaje za stosowne otworzyć przy tym
ust. Bardzo dobre - i jak dla mnie ścisła czołówka tego albumu.
6. Miguelanxo Prado - "Kawałki zrzeczenia się", 4 strony
Gdyby Prado napisał pracę na zadany temat, wyszłaby świetna historia o
ludzkich wyborach, bardzo aktualna i bliska współczesnym mieszkańcom
Europy Wschodniej
u progu Unii Europejskiej i wolnego świata. Ale zamiast pisać o tym,
co będzie po murze, napisał (jak większość) o tym, co było przed. I
niestety
wyszła kolejna opowieść o tym, że "najlepiej nam było przed wojną".
To wciąż jest bardzo dobre, ale ja na przykład nie potrafię identyfikować
się z kimś, kto świadomie wybiera niewolę. To jest idealizm posunięty
do absurdu - gorzej: to męczeństwo u progu nowej epoki. I końcówka jest
tego najlepszym dowodem. No i to nie jest komiks. Ale rysunki fajne.
7. Francois Boucq - bez tytułu, 2 strony
Boucq jest świetnym grafikiem, ale nic mu to nie pomoże. Albo temat
mu nie podszedł, albo nie miał czasu na ten projekt. Widzimy tu ludzi kupujących
fragmenty muru w supermarkecie. Być może w czasie, kiedy ten komiks
powstał,
taka wizja była czymś rewolucyjnym. Dziś jednak nie wydaje się zbyt
odkrywcza i chyba pomysł ten przegrał z czasem, przynajmniej z mojego punktu
widzenia.
Ale tak to jest, kiedy ktoś z publicystyki robi sztukę. Zresztą - wielka
sztuka to też nie jest, bo Boucqa stać na dużo więcej.
8. Lothar Draeger/Zonic - "Wandlitz", 4 strony
Tym razem na temat. Tytułowe Wandlitz, to miejscowość, w której rozgrywa
się akcja komiksu. Pomysły scenarzysty budzą moją życzliwość. Podoba mi
się reakcja głównego bohatera, kiedy łoś wlecze w nieznane trabanta z
jego dziewczyną w środku (mówi, że nikt mu w to nie uwierzy). To jest
jak najbardziej komiksowe podejście do tematu. Dalej w ten sam sposób,
trochę w manierze Kica Przystojniaka. Szkoda, że nie ma więcej panienek
na rysunkach, bo to wychodzi grupie artystycznej Zonic zdecydowanie najlepiej.
Puenta bez rewelacji, ale też biczego nadzwyczajnego nie oczekiwałem.
Ogólnie rzecz biorąc - średniak, ale całkiem sympatyczny.
9. Francois Thomas - bez tytułu, 4 strony
Jakoś tak jest w tej antologii, że po kilku zdaniach widać, po której stronie
muru mieszkał autor danej pracy. Krótko mówiąc - po zachodniej stronie
ludzie nie bardzo chyba rozumieli, czym dla nas był upadek muru. Dla nich
to było chyba coś jakby happening, stąd pewnie ta tendencja, żeby pisać
o (za pozwoleniem) duperelach. No bo ja przepraszam, ale pomysł z socrealizmem
jako modą podbijającą zachód
to przecież nie miało prawa nastąpić. Jasne,
że to zabawne, że patos byłby czymś znacznie gorszym, ale jednak - z jednej
strony jutrzenka swobody na horyzoncie, a z drugiej kobiety na traktorach
w paryskim haute couture
Jeszcze ze śniegiem na kołach. Wstrzymuję się
od głosu na takie dictum.
10. Maciej Parowski/Bogusław Polch - "Martwe Posągi",
4 strony
Parowski (zwany w notce biograficznej "Marciejem Parofskim")
do spółki z Polchem dzielnie bronią tu honoru polskiej sceny. Ich praca
jest
naprawdę fajna na tle pozostałych, choć nie dałbym jej osobiście miejsca
w pierwszej trójce. Trochę mnie zraziło to narzucanie się światu z naszą
wizją historii. Spodziewam się protestów po tych słowach, ale jest coś
takiego, że każdy kraj w swoich książkach historycznych przedstawia się
w odrobinę
lepszym świetle niż można to zaobserwować u jego sąsiadów. I jakoś nikt
oprócz Polaków, nie mówi w obliczu upadku muru, że to Polska powstrzymała
najazd czerwonych barbarzyńców na Europę w 1920. Tam chyba już nikt o
tym nie pamięta. Ale biorąc pod uwagę, że to towar eksportowy - rozumiem
to
stanowisko i jak najbardziej popieram. Nawet kosztem obiektywnej hierarchii
dziejowej.
11. Jean-Claude Mezieres - bez tytułu, 2 strony
Skoro antologię tę przygotował Pierre Christin, to nie mogło tu zabraknąć
ani Mezieresa ("Valerian"), ani Bilala ("Polowanie", "Falangi").
Mezieres zrobił coś, na co nie odważył się tutaj nikt poza nim. Powiedział,
że tak naprawdę, upadek muru niewiele zmienił w mentalności przeciętnego "enerdowca".
O ile wcześniej siedział bezczynnie nad parówą i kuflem piwa, teraz robi
to samo z hamburgerem i Colą. I choć oczywiście jest to karygodne uproszczenie,
to z mojej perspektywy - osobnika, który w zeszłym miesiącu odwiedził
dawne ziemie NRD - jest to być może najbardziej przenikliwa myśl w tym
albumie. A zaznaczę, że "Valeriana" niezbyt lubię.
12. Milo Manara - "Żywe Obrazy", 4 strony
Dobrze, że przynajmniej Manara nie odwalił tutaj obrazka jedną ręką przy
jednoczesnym jedzeniu kanapki. Otrzymujemy ciekawą, pełnowartościową pracę,
w dodatku całkiem udaną pod względem scenariusza i jak zwykle perfekcyjną
od strony graficznej. Można styl Włocha lubić lub nie, ale trzeba przyznać,
że w tym co robi, jest naprawdę dobry. Rysownik doskonale zagrał komediowym
medium, kładąc kolory tam gdzie trzeba (Brama Brandenburska skąpana w
szkarłacie zachodzącego słońca) i zostawiając czerń i biel tam, gdzie
uznał za stosowne (prawie wszędzie poza samym murem). Nie pada tu ani
jedno słowo, ale też nie jest potrzebne.
13. Dimitri Savitski/Jean-Louis Floch - "Moskwa, Wczoraj i Jutro",
2 strony
Pomysł nietypowy - Savitski opisuje swoje radzieckie doświadczenia - Floch
ilustruje swoją wizję przyszłości. Ale pomysł to tutaj pikuś. Te kilka akapitów,
które napisał Dimitri ukazuje nam stalinowski reżim, ale nie jako obraz
uciśnionego społeczeństwa, tylko bardziej jako szarą codzienność bez nadziei,
ani przyszłości, ani celu. To słowa człowieka, który tam był i to widział.
Nie jest to przecież Sołżenicyn, ale każdy Rosjanin ma historię do opowiedzenia
i tego chyba nawet my - w Polsce - nie będziemy w stanie do końca zrozumieć.
Natomiast wizja graficzna Flocha razi swoją naiwnością. Zresztą, co jest
dla mnie wielkim szokiem, nikt tutaj nie przewidział upadku Związku Sowieckiego.
Wszędzie wizji przyszłości towarzyszą gwiazdy, sierpy i szturmówki. Skąd
takie czarnowidztwo?
14. Daniel Torres - "Błękitna Planeta", 4 strony
Torres to kolejny twórca, który nie przestraszył się ironii w tym ważnym
temacie i dobrze na tym wyszedł. Jego krótka historia jest spojrzeniem
z przymrużeniem oka na przepaść kulturową dzieląca wschód od zachodu,
która za sprawą upadku muru z dnia na dzień zniknęła. Bohaterami nowelki
są Bóg i Diabeł, którzy dyskutują nad wyrwą w murze, do której obaj, choć
z innych powodów dążyli. Przemianom na świecie przygląda się też para
ufoludków, zachęconych przez reklamy biura podróży. Rysownik tworzy plastyczne,
surrealistyczne wizje przyszłości, w których akcentuje obecność komunistycznej
ideologii wśród atrybutów cywilizacji zachodu. Ogólnie komiks ten prezentuje
się nad wyraz pozytywnie.
15. Neil Gaiman/Dave McKean - "Czwarty Mur", 2 strony
Gaiman jest kimś w rodzaju bożka współczesnego komiksu i tutaj postanawia
zatrząść czytelnikiem przy pomocy istnej lawiny aforyzmów. Zdania budowane
przez niego brzmią. Odczytywaniu kolejnych zdań towarzyszy głęboka refleksja.
Laski z klas o profilu humanistycznym prężą ciała w intelektualnej ekstazie.
Problemem jest tylko urywanie tych pięknych myśli w pół słowa i brak jakiegoś
wypływającego z nich wniosku, przemyślenia czy morału. I już, kiedy wydaje
się, że mistrz nie wybrnie z trudnego zadania, na sam koniec potrafi zabłysnąć
efektowną klamrą kompozycyjną i wplecionym przenikliwym osądem o charakterze
głęboko filozoficznym. Ilustracje Dave'a McKeana, choć mało komiksowe,
nadają tym kontrowersyjnym frazom pozór artystycznego namaszczenia. Ale
ogólnie rzecz biorąc pseudogotycki styl Gaimana raczej lubię, więc z tego
epizodu też się cieszę.
16. Zeljko Pahek - "Czarna Blizna", 6 stron
To jest moja ulubiona historyjka w zbiorze. Mimo wykorzystania konwencji
SF, najlepiej chyba oddaje stan dusz naszej zniewolonej części Europy.
Ukazanie niewidocznej bariery dzielącej dobrobyt od nędzy jako betonowej
skały wywiera presję na czytelniku i uświadamia mu jak głęboki podział
umownie dobiegł końca. Natomiast widok ludzi, którym z dnia na dzień na
drodze do pracy, znajomych, rodziny wyrósł potężny mur, przez który nie
ma przejścia i nigdy nie będzie jest szokującym obrazem rozpaczy mieszkańców
Berlina, obok którego trudno przejść obojętnie. Kiedy przez otwory w rozbijanej
ścianie w symbolicznym geście wyciągają się dłonie trudno oprzeć się wzruszeniu.
I w końcu, gdy zjednoczona Europa unosi się w przestworza, wspólnie z
narratorem opowieści cieszymy się, jakby w ścisłe atomy marmurów przeniknęła
istność jaka i błądziła tam po śnieżnym labiryncie głębi. Do mnie to trafia,
bo ja tak właśnie to widzę. Jest to jednak uczucie całkowicie subiektywne
i własne.
17. Victor Mora/Annie Goetzinger - "Jedynie na Wschodzie?",
2 strony
I znów coś, co nie jest komiksem. Entuzjastyczny felieton Victora Mory,
w którym zadaje on pytanie, czy mury padają tylko na wschodzie, czy może
nadszedł czas, aby cała ludzkość wspólnie stawiła czoła wyzwaniom XXI wieku.
Zdaniem autora, historia wreszcie się rozpoczęła. Jest to ciekawy dokument
mówiący jak wielkie oczekiwania towarzyszyły tamtym wydarzeniom. Tekst ilustruje
obrazek Annie Goetzinger, na którym panie zszywają flagi krajów wschodu
i zachodu w jedną płachtę. Jako anegdotę mogę powiedzieć, że Annie rozpoczęła
swoją przygodę z komiksem, gdy na uczelni powiedziano jej, że aby dostać
dyplom musi zrobić jakiś komiks. I widać jej się spodobało. A jak wynika
z poprzedniego felietonu Szyłaka jest to trochę inaczej niż u nas.
18. Dave Gibbons - "Szef", 4 strony
Kwintesencja tego, czego nie lubię w popkulturze, czyli obiegowe stereotypy,
uproszczenia, siermiężne żarty. Tyle w kwestii scenariusza. Jeśli chodzi
o rysunki, to Gibbons potrafi i jeśli ktoś lubi ten styl, będzie zadowolony.
Mi szczególnie utkwił w pamięci potężny atleta ledwo mieszczący się
w trabancie. Co dziwne, on tym trabantem ewidentnie przyjechał z Berlina
Zachodniego. Potem zaczął rozdawać ludności jakąś chińską tandetę, która
była wtedy u nas synonimem luksusu. Następnie wtargnął na posiedzenie
jakichś smutnych panów w garniturach i zmajstrował sobie tabliczkę z
napisem "Boss".
Na końcu porozumiewawczo puszcza oko do czytelnika. Dla mnie ta postać
jest synonimem cwaniaczka, który w wątpliwych okolicznościach dzięki
chwilowemu zamieszaniu dzięki podejrzanym metodom działania zdołał zająć
intratne
stanowisko w nowo kształtującej się gospodarce rynkowej. Nie wiem, co
on powinien symbolizować zdaniem Gibbonsa, ale myślę że chyba coś innego.
19. Moebius - bez tytułu, 1 strona
Górnik świdrem węgiel kruszy, czy jakoś tak to leciało. Moebius to już się
zupełnie nie wysilił. Widzimy tu pana pomalowanego na biało w czarne kreski,
który rąbie mur. Pewnie to też coś symbolizuje, ale nie mam jakiejś oszałamiającej
interpretacji, więc może ktoś to lepiej rozumie. Może to nawiązanie do
jakiejś książki, której nie czytałem i znów bym wyszedł na matoła.
20. Andre Juillard - "Mury w Głowie", 4 strony
Wyjątkowo udany plastycznie komiks, niosący smutne, przenikliwe
spostrzeżenie. Im ładniejsze rysunki, tym lepiej się takie spostrzeżenie
prezentuje.
Tutaj jest jeszcze taki ciekawy zabieg, że narrator opisuje rzeczy,
których już nie ma - martwe strefy, druty kolczaste, puste drogi donikąd,
ale
wszystkie te elementy są pięknie odwzorowane na obrazkach. Dobre zakończenie,
które może pozostać w pamięci, choć może lepiej, jeśli zostaną te optymistyczne.
21. Enki Bilal - bez tytułu, 1 strona
Bilal to taki niezwykły twórca, że nawet jeden jego rysunek może dać do
myślenia. I tak jest w tym przypadku. Bilal przedstawia osoby ukazane
na okładce albumu po latach. Nad ich głowami wisi obrazek (zdjęcie), które
posłużyło za okładkę antologii. Nie wiemy, o czym myślą starsi już ludzie,
być może konfrontują swe młodzieńcze ideały z życiowym doświadczeniem.
Z ich twarzy możemy odczytać smutek, nadzieję, mądrość. Można by chyba
godzinami wpatrywać się w ten obrazek, ale nigdy nie odgadując tego, co
przeżyli - ich wnętrze jest niedostępną przestrzenią, nieodgadnioną zagadką
i takim już dla nas pozostanie. Choć być może nasi rodzice lub dziadkowie
mogliby coś na ten temat powiedzieć. Lub autorzy tych książek, które stoją
na półce przykryte kurzem i jakoś nigdy nie starczyło zapału by je przeczytać
(u mnie w wynajętym mieszkaniu stoi takich całe mnóstwo).
W podsumowaniu tego albumu jedna rzecz przychodzi mi do głowy, że oto 13
lat po opisanych wydarzeniach w innej części świata powstaje nowy mur i
choć na samo słowo "mur" coś się we wnętrzu człowieka jątrzy i
buntuje, to trzeba chyba zrozumieć, że czasem trzeba się murem otoczyć,
żeby móc po prostu normalnie żyć.
"I - znikli...
... Tu - ciceron sny mi przerwał tkliwe,
Mówiąc, że nas czekają osły niecierpliwe."
Arek "xionc" Królak
"Apres Le Mur"
Les Humanoides Associes
maj 1990, Hamburg/Genewa
80 stron |
|