|
Jarek
Obważanek
Komiksowa kawa
Fani komiksu
-
Fani komiksu! To jest dopiero pedalska banda (...).
- Czytelnicy komiksu?
- Nie czytelnicy, tylko fani! Fani, pedały, jacyś dziennikarze, licealiści,
rozwódki - to wszystko są zboczeńcy!
[Wilq Superbohater]
Fani potrafią być bardzo męczący. Będąc niejako pomiędzy fanami, a wydawcami
i autorami widzę to wyraźnie. Niektórym fanom wydaje się, że są pępkiem
świata, że trzeba lizać im stopy i ściśle stosować się do ich zaleceń. Uważają,
że bez nich wydawnictwa zginą a autorzy będą tworzyć wyłącznie do szuflady.
Jednak fakty są inne. Fani i ich preferencje nieraz są zupełnie niereprezentatywne.
Bo to są fani: maniacy, zboczeńcy, którzy staną na głowie, by kupić wymarzony
tytuł, a nie zwykli klienci, którzy trzy razy się zastanowią, zanim kupią
cokolwiek, co ma cenę przekraczającą 20 zł.
Trudno dziwić się wydawcom, którzy czasami mogą zwyczajnie nie wytrzymywać
pytań fanów. Dlaczego nie wydajecie "Bamse"? To taki znakomity
komiks. A kiedy wydacie "Muminki"? A czy będziecie wznawiać serie
TM-Semic? A może będziecie je kontynuować? Dlaczego drukujecie to w zeszytach?
Dlaczego w takich chudych tomach? A dlaczego w takich grubych? Dlaczego
razem? Dlaczego osobno? Dlaczego główny bohater nazywa się Jaś a nie Jan?
Dlaczego na stronie piętnastej ostatniego odcinka "Różowej Pantery" było
napisane ręka zamiast dłoń? Dlaczego cena wzrosła o pół grosza? Co będziecie
wydawać w 2045 roku? Kiedy Miller narysuje nowy odcinek "Sin City"?
Dlaczego nas ignorujecie? Dlaczego nas nie słuchacie? Dlaczego przed nami
nie klęczycie? Dlaczego się do nas nie modlicie?
Są tacy fani, którzy są święcie przekonani, że ja wiem znacznie więcej,
niż wypisuję na WRAKu i że się chętnie swą wiedzą podzielę. Wystarczy mnie
zapytać. Sam tyko nie wiem, po co miałbym kisić jakieś informacje tylko
dla siebie. Owszem, zdarza się, że coś wiem, o czym nie napiszę, są to jednak
wiadomości przekazane przez autorów czy wydawców poufnie. Takich nie zdradzę.
Nie ma mowy. Czasami dostaję pytania skrajnie głupie. Aż szkoda cytować.
A czasem ktoś mnie pomyli z wydawcą lub sprzedawcą.
No i jeszcze akcje. Przyznam, że kiedyś dawałem się w to wciągać. Zasypmy
takie i takie wydawnictwo mailami, że chcemy wznowienia "G.I.Joe".
Jak zobaczą, że dostali tyle listów, to na pewno wydadzą. O nie, nie wydadzą.
Jak stwierdzą, że to może im się opłacać, że na tym zarobią - o tak, wtedy
może to wydadzą. Może. A nie na pewno. Jedno grzeczne pytanie czasem więcej
zdziała, niż setki upierdliwych listów, które można nawet spokojnie odfiltrować,
coby od razu lądowały w koszu. Ale fan wie lepiej - napisze do mnie, żebym
ogłosił, że on prowadzi akcję. Więc w końcu tak się zdarzyło, że odmówiłem.
Fan poczuł się dotknięty. Niezrozumiany. "Ale stary, to jest zajebisty
komiks, ja czytałem jeden odcinek i jestem zachwycony" - opisuje mi
taki jakieś straszne gówno, które przestało być wydawane po prostu z braku
zainteresowania. "Oni muszą to drukować, wszyscy to kupią." Skoro
przestali drukować, to znaczy, że jednak nie wszyscy. Że tak naprawdę to
prawie nikt. Ale fan wie lepiej.
Jarek Obważanek, 29.02.2004 |
|