|
Krzysztof
Lipka-Chudzik
KoLeC na obrazku
Gra w kulki
Mam
wrażenie, że żaden serwis komiksowy nie zająknął się u nas nawet słowem
na ten temat, dlatego też ja sobie pozwolę obwieścić radośnie: będzie gra
na podstawie "100 naboi". To znaczy - już prawie jest. Na rynku
powinna ukazać się na jesieni, wyłącznie (przynajmniej na razie) w wersji
na konsole: PlayStation 2 i Xbox. Pierwsze komunikaty w tej sprawie można
było przeczytać jakieś trzy kwartały temu na oficjalnej stronie firmy Acclaim,
teraz zaś witryna www.gamespot.com oferuje wstępny opis produktu będącego
już praktycznie na ukończeniu.
Współtwórcami gry są oczywiście Brian Azzarello i Eduardo
Risso, co ma jakoby znaleźć swoje odzwierciedlenie zarówno w scenariuszu,
jak i w grafice. Piszę: "jakoby", bo - szczerze mówiąc - po obejrzeniu
screenów i zapoznaniu się ze streszczeniem fabuły mam wrażenie, że konsolowym "100
nabojom" o wiele bliżej do "Maxa Payne'a 2", niż do komiksowego
oryginału.
Podobnie jak w opowieści o niezniszczalnym gliniarzu,
gracz ma możliwość wcielania się w dwoje postaci. Pierwsza z nich to znany
wszystkim Cole Burns (zawód wyuczony: Minuteman; zawód wykonywany: lodziarz),
który w garniturku a la "Wściekłe psy" będzie wymiatał całe hordy
niedobrych ludzi. Druga postać została stworzona specjalnie dla potrzeb
gry: to dziewczyna nazwiskiem Snow Falls, która po wręczeniu jej przez agenta
Gravesa walizki z wiadomą zawartością (pistolet, sto kulek, dokumenty i
zdjęcie) wplączę się razem z Cole'em w aferę, z której niełatwo jej będzie
ujść z życiem. Oboje odwiedzą między innymi Paryż (byłoby śmiesznie, gdyby
to właśnie podczas tej wizyty Burns zaliczył pokazaną w "Parlez Kung
Vous" pogawędkę z Dizzy i panem Branchem), Los Angeles, a także - jakżeby
inaczej? - Atlantic City (Minutemanów jakoś dziwnie ciągnie do tego miasta).
Producenci gry obiecują mnóstwo strzelania; o poszukiwaniu odpowiedzi na
pytania dotyczące Trustu i hasła "Croatoa" słychać jakby nieco
mniej.
Nie powiem, żebym się cieszył z takiego obrotu spraw.
Owszem, w "100 nabojach" podoba mi się sensacyjna akcja, najbardziej
godna podziwu jednak wydaje mi się opracowana przez Briana Azzarello niesamowicie
rozbudowana intryga, której poszczególne elementy poznajemy wraz z rozwojem
fabuły. Co naprawdę wydarzyło się w Atlantic City? Na czym polegała "największa
zbrodnia w historii ludzkości", której dopuścił się Trust? Jakiemu
celowi służą wszystkie machinacje agenta Gravesa?... Jeżeli czekam, cały
w nerwach, na kolejne zeszyty "100 Bullets", to dlatego, że chcę
poznać rozwiązanie zagadki - a nie dlatego, że na kartach komiksu Cole Burns
czy ktokolwiek inny rozwala wszystko, co się rusza (pod tym względem i tak
nikt nie może się równać z Lono - i tej wersji będę się trzymał).
Jak powiedziałem, daleki jestem od entuzjazmu. Psioczyć
jednak nie zamierzam. Rynkowy sukces gry bowiem może przyczynić się do uzdrowienia
mało ciekawej sytuacji, w jakiej znalazła się seria spółki Azz/Risso. "100
naboi" to z jednej strony tytuł, który dorobił się grona zatwardziałych
fanów, z drugiej zaś w ostatnich miesiącach jego sprzedaż mocno podupadła.
Wszyscy czekają na wersje TPB, coraz mniej czytelników zaś kupuje pojedyncze
zeszyty. Jakby tego było mało, władze DC same odcinają kroplówkę schorowanemu
pacjentowi, kierując swoich autorów do innych zadań. Od kilku miesięcy Brian
Azzarello i Eduardo Risso męczą się nad sześcioodcinkową historią o Batmanie "Broken
City" i widać, że dopasowanie się do reguł mainstreamu sprawia im wyraźne
trudności. Stać ich, rzecz jasna, na autoironiczne dowcipy w stylu "agent
Graves na gościnnych występach w Gotham City", ale to nic nowego, w "Nabojach" np.
pojawia się parę razy Dex z "Jonny'ego Double", innego wspólnego
komiksu Azz/Risso (to ten Murzynek Bambo, który dostaje w tryby podczas
rozmowy Gravesa z Dizzy w pociągu). Jak dotąd ukazały się trzy odcinki "Broken
City", o których można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że rzucają
na kolana.
Praca nad "Batmanem" i nie tylko (Azzarello
ma jeszcze na głowie miniserię "Lex Luthor: The Man of Steel",
a Risso, jeśli wierzyć plotkom, przymierza się do "Flasha") spowodowała,
że zeszyty "100 naboi", zamiast co miesiąc, zaczęły ukazywać się
co dwa miesiące, potem co trzy, a teraz to w ogóle nikt nie wie, kiedy wyjdzie
następny. To znaczy: 10 marca ukazał się na rynku odcinek 49 zamykający
trzyczęściową historię "In Stinked" (w roli głównej ponownie długowłosy
narkoman Jack Daw). A co z numerem 50?
Pytanie jest o tyle nurtujące, że w odcinku stanowiącym
półmetek serii autorzy, zgodnie z zapowiedziami, mają ujawnić wiele tajemnic
intrygi (kim był człowiek spalony żywcem w Atlantic City?), a także... uśmiercić
jedną z pierwszoplanowych postaci. A ponieważ w najbliższych zapowiedziach
DC (do maja włącznie) nie ma nawet śladu po "100 nabojach", nie
pozostaje nic innego, jak tylko wbić zęby w ścianę i w błogim spokoju czekać
na zmianę pogody.
My w Polsce i tak jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że
przed nami jeszcze całkiem sporo epizodów do nadrobienia, czas oczekiwania
nie powinien więc tak bardzo się dłużyć. Problem jednak w tym, że Mandragora
najwyraźniej dostosowała swoje tempo do rytmu działań DC Comics, a nawet
spowolniła je jeszcze bardziej. W grudniu 2002, anonsując wydanie TPB "The
Counterfifth Detective", Jarek Obważanek pisał na WRAK-u: "Amerykańscy
recenzenci wskazują, że Garret (Milo, główny bohater "Counterfifth..." -
KLC) jest jedną z najbarwniejszych postaci cyklu. Skory do bijatyk, upadły
detektyw, wiecznie przesiadujący w klubach ze striptizem. Wszystko to przypomina
klimatem "Sin City". Jeśli Mandragora utrzyma szybkie tempo wydawania
polskiej wersji "100 naboi", to o faktycznym podobieństwie Garreta
do Marva czy Dwighta przyjdzie nam się przekonać jeszcze w 2003 roku".
No i co? Mamy już rok 2004, a wydawca z Wrocławia dopiero teraz zapowiada
dokończenie "Straconego jutra" (mam nadzieję, że zdążą chociaż
na WSK). Ja już przez grzeczność nie wspominam o innych seriach Mandragory,
które kiedyś się zaczęły i ciągu dalszego nie widać (ktoś jeszcze pamięta "Hitmana" czy "Transmetropolitan"?),
bo to jest temat na osobny rozdział. Tak się tylko zastanawiam, czy warto
kosztem naprawdę dobrych tytułów marnować czas i środki na półamatorskie
opowiastki rodzimej produkcji - ale nie zamierzam wyciągać zbyt daleko idących
wniosków, bo być może o polityce wydawniczej Mandragory decydują jakieś
obiektywne względy, o których ja nie mam pojęcia. I nie będę ci ja księdza
uczył pacierza.
Jednego jestem pewien: chciałbym, aby niedobra passa "100
naboi" wreszcie się zakończyła. Jeżeli stanie się tak za sprawą przygotowanej
przez Acclaim konsolowej gry, to choćby nie wiem jak bardzo mi się nie podobała,
nie powiem na jej temat jednego złego słowa. Na razie natomiast mam wrażenie,
że oficjele z DC Comics sami za bardzo nie wiedzą, co z tym tytułem począć.
I w związku z tym od jakiegoś czasu bez większych skrupułów grają - i z
autorami, i z czytelnikami - po prostu w kulki.
Krzysztof Lipka - Chudzik |
|