|
Sendilkelm
Stosunkowo
niedawno poznaliśmy Piotra Zwierzchowskiego jako twórcę ciekawego komiksu "Świat
Kropli- Sommo". Gościliśmy go w naszym VIP-roomie, a pieczę nad
ostatnim KZ sprawowała Kizia w jego wykonaniu. Dzisiaj pora na zapoznanie
się z Piotrem powieściopisarzem i jego nietypową powieścią z gatunku
fantasy, a może raczej, jak określa ją twórca, pierwszą polską powieścią
crazy-fantasy.
Lubię fantasy. A przynamniej lubiłem, bo po wyrośnięciu z wieku, w
którym zachwycały mnie wszystkie opowieści o smokach, elfach i wojownikach
zacząłem dostrzegać
dosyć nieprzyjemną cechę charakterystyczną tego gatunku. Otóż większość książek
fantasy jest schematyczna do bólu i banalna w warstwie fabularnej, nie mówiąc
już o tym, że właściwie zdecydowana większość nawet nie próbuje stworzyć własnego
świata i opiera się na opracowanym przez Tolkiena podziale na rasy i strony
dobra, czy zła.
Nic więc dziwnego, że do Sendilkelma podszedłem trochę jak do jeża.
Szczerze mówiąc bałem się trochę, że wdepnę w kolejne pogonie za
orkami i utarczki słowne
krasnoludów z elfami, że o wyprawach o smoczy skarb nie wspomnę. Jak jednak,
że lubię dawać szansę polskiej literaturze, a Sommo wydaje mi się jednym
z najciekawszych (drugim dla ścisłości po "Szmince") polskich komiksów ubiegłego roku...
sięgnąłem po książkę i przeczytałem krótką, zabawną notkę, zatytułowaną "Zamiast
Wstępu" - w tym momencie właściwie wpadłem. No bo jak, ma nie zaciekawić
czytelnika, jeżeli w miejscu, w którym spodziewa się nudnych dywagacji autora
na temat bólu, w jakim powstało dzieło, albo rozważań wydawcy dlaczego powinieneś
kupić tę książkę, znajduje się opis ćwiczeń magii do wykonania przez czytelnika?
A na dodatek napisany tak, że wywołuje uśmiech na każdej twarzy.
O czym jest więc ta powieść? Zaraz napiszę, a Wy pomyślicie - "banalne",
ale nie. wcale tak nie jest. Otóż najwyższy mistrz magii i czarii (coś zupełnie
innego niż magia i nieskończenie bardziej potężne) królestwa Atrim- Karcen wysyła
wielkiego wojownika- Sendilkelma (oczywiście z odpowiednio dobraną kompanią indywiduów)
na wyprawę, która właściwie nie ma celu. Sendilkelm ma po prostu wyruszyć i czekać
na dalsze instrukcje od kierującego się magiczną intuicją czarodzieja. Wiem,
co teraz myślicie. Gambit rozpoczynający opowieść jest dosyć mało odkrywczy,
ale zaufajcie mi, nie w nim tkwi bowiem siła tej książki. Ta bowiem, ukryta jest
w niezwykle rozbudowanym świecie i galerii niezwykłych postaci, od planującego
zniewolenie rasy ludzkiej sokoła wędrownego (tak- zwykłego ptaka), poprzez zachowującą
się niczym "blondynka" kobiecą personifikację Śmierci, aż po szereg
bogów i nadbogów (do których niebios trafiają zmarli bogowie).
Całość powieści przyprawiona jest olbrzymią ilością świeżego humoru
i licznymi opisami pobocznymi, jak wtedy np., gdy bohaterowie wpadają
w zasadzkę szczuroludzi,
a autor serwuje nam opis zachowań całej rasy, że o wojowniczych wiewiórkach,
czy rybkach gnildusznych nie wspomnę. Na końcu książki znajduje się nawet
słowniczek z opisami gatunków zwierząt i roślin, a wszystko napisane
w naprawdę niezłym
stylu.
Gdybym miał porównać tę książkę do innej, to chyba zdecydowałbym się
na Świat Dysku. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie twierdze, że P. Zwierzchowski
od kogoś
zrzyna, bo na pewno ma swój własny wypracowany styl, ale jestem pewien,
że gdyby usiadł razem z Prachettem, to Ci dwaj szybko znaleźliby wspólny
język
i rozśmieszali
się nawzajem naprędce wymyślonymi historyjkami i dowcipami.
Książkę ilustruje zbiór czarno-białych, utrzymanych w tonacji podobnej
do tej ze Świata Kropli rysunków, które choć mniej dopracowane spełniają
swoją
rolę,
a przynajmniej jeden, czy dwa przedstawiające Anielicę Śmierci chciałoby
się z pewnością mieć.
Żeby nie było za różowo powiem teraz o wadach. Na szczęście nie ma
ich zbyt wiele, ale uważnego czytelnika razić mogą pewne niekonsekwencje,
jak np.
to, że w słowniczku
autor opisuje trzy znane odmiany minerału zwanego smokolitem: białą
szarą
i czarną, a w książce umieszcza wannę wykonaną z zielonego. Generalnie
jest to
szczegół,
ale boli. Na szczęście inne wpadki, nawet jeżeli się pojawiają są
równie nieznaczące, a więc łatwe do przeoczenia, a tym samym nie
psujące zabawy.
No ostatecznie,
jeszcze denerwować może nie do końca sprecyzowany poziom interwencji
bogów i nadbogów w sprawy ludzi, bo to co w jednym miejscu książki
jest niemożliwe
w
innym staje się całkiem realne, ale na to również można przymknąć
oko, zwłaszcza, że nie jest to istotne dla fabuły.
Ja czytając tę książkę bawiłem się świetnie. Naprawdę. Może nie jest
to literatura najwyższych lotów. Może pan Zwierzchowski nigdy nie
dostanie za nią Nobla,
ani nie zmusi czytelnika do głębszych przemyśleń, ale na pewno
jest to pozycja, która
dostarcza sporo dobrej rozrywki i zadowoli każdego fana gatunku.
Z czysty sumieniem polecam, a sam czekam na zapowiedzianą kontynuację.
Paweł "Kurczak" Zdanowski Wydawca: Pracownia Słów
Cena: 37 zł
Ilość stron: 560 |
|