|
Na
marginesie Signal To Noise
Neil
Gaiman i Dave McKean należą do tego pokolenia twórców komiksowych, które
nie musiało już walczyć o uznanie dla uprawianej przez siebie sztuki. Są
jednak autorami poszukującymi, eksperymentującymi, podejmującymi ryzyko
przekroczenia granic tego, co zyskuje akceptację. Spotkali się w 1986 roku
w Anglii i w rok później opublikowali swój pierwszy wspólny komiks Violent
Cases. Trafili na dobry moment dla eksperymentów: akurat święciły triumfy
takie komiksy jak Watchmen Moore'a i Gibbonsa, Elektra: Assassin Millera
i Sienkiewicza, Maus Spiegelmana1. Komiks nie zrobił furory, ale spodobał
się krytykom, artystom i wydawcom za oceanem. Ci ostatni byli mniej zainteresowani
wydaniem albumu, bardziej zaś zatrudnieniem jego utalentowanych autorów.
W 1988 roku Gaiman i McKean zrobili razem
dla wydawnictwa DC Comics Czarną Orchideę - miniserial, rozgrywający się
w świecie zamieszkałym przez klasycznych bohaterów komiksowych - Supermana,
Batmana, Swampthinga. Bohaterką tego komiksu też była superbohaterka, poświęcająca
się walce ze Złem (i ginąca w czasie tej walki już na ósmej stronie opowieści).
Scenariusz Czarnej Orchidei był niezwykle poetycki i niekonwencjonalny,
zgrabnie wplatał w fabułę wątki ekologiczne i feministyczne, wpisywał się
też w nurt rewizji opowieści o bohaterach w trykotach. McKean jako ilustrator
utemperował znacznie swój artystyczny temperament i zrobił obrazki "grzeczne" (jak
na niego) i momentami wręcz pocztówkowo ładne.
Komiks był sukcesem, a sukces dawał twórcom możliwość większej swobody.
Obaj zadbali o to, by ugruntować swoją pozycję na amerykańskim rynku:
Gaiman został
scenarzystą serialu Sandman, a Mc Kean namalował opowieść o Batmanie (do scenariusza
Granta Morrisona), w której pofolgował swoim skłonnościom do rozwichrzonej
ekspresji. Jednak obaj pamiętali o tym, jakie komiksy chcieli naprawdę
robić. Dowodem na
to jest właśnie Signal To Noise, opowieść utrzymana w poetyce bliskiej ich
debiutanckiemu albumowi.
Jest to komiks pozbawiony akcji w potocznym sensie tego słowa. Nie ma
tu dynamicznych działań, sprawiedliwych herosów, obrzydliwych czarnych
charakterów, a wszystko,
co w nim się dzieje, rozgrywa się albo w głowie bohatera, albo poza ramkami
kadrów. Jest on różny od rozmaitych komiksów poważnych, opartych na paraboli
i pokazujących
satyryczny wizerunek świata polityki, współczesnych obyczajów itp. Signal
To Noise to opowieść o reżyserze filmowym, który umiera na raka mózgu
i wie, że
nie zrealizuje już następnego filmu. Jednak pracuje nad nim do końca.
Komiks zaczyna się sceną z filmu, ale
jeszcze przed końcem strony orientujemy się, że jest to scena opowiadania
przez reżysera na spotkaniu z publicznością.
Potem okaże się, że i to spotkanie jest wyimaginowane - przyśniło się tylko
bohaterowi. Po przebudzeniu rozmyśla on o tym, że zostało mu tylko kilka
miesięcy życia.
Rozwijająca się opowieść została oparta na technikach strumienia świadomości:
mikroscenki z życia bohatera - spotkania z przyjaciółmi, chwile rozpaczy
i koncentracji, rezygnacji i powrotu do pracy - przeplatają się z wymyślanymi
przez niego scenami
lub wizerunkami postaci; w jedne i w drugie wdzierają się obrazy przypominane
lub obserwowane: rentgenowska fotografia czaszki (dowód choroby), twarz
ze zdjęcia na ścianie, odręczne szkice, fragmenty podartego na strzępy
tekstu,
ekran telewizyjny.
Cały ten komiksowy spektakl precyzyjnie zakotwicza widza w świadomości
bohatera - czyni z niego medium pośredniczące - bowiem te wszystkie
obrazy zyskują
sens
dopiero jako obrazy czyjeś, pojawiające się z jakiegoś subiektywnego powodu.
Z tego samego powodu tracą one swą ostrość i ciągłość, docierają do odbiorcy,
ofiarowując mu jedynie okruchy znaczenia.
Temat opowieści - śmierć artysty i
wiążący się z jej nieuchronnym nadejściem dylemat, czy kontynuować pracę
i w jaki sposób to zrobić - nowy w komiksie,
nie jest niczym nowym dla innych sztuk narracyjnych. Samo rozwiązanie
problemu, wyrażone
w przeświadczeniu reżysera, że w istocie dziełem dla niego jest pomysł,
wizja wewnętrzna, którą potem realizuje w materiale filmowym, jest zgodny
z głoszonymi
przez ekspresjonistów poglądami na sztukę filmową. W 1922 roku Walter
Bloem napisał słowa, które mogłyby posłużyć za motto lub streszczenie
komiksu
Gaimana i McKeana: "Osobą
łączącą mechanizm i obraz sceniczny jest poeta. [...] Poeta filmu! Z jego duszy
biorą źródło obrazy - nigdy nie widziane. Nie doznaje on łaski ukończenia własnego
dzieła" 2. Historia opowiedziana w Signal to Noise przypomina zarazem opowiadanie
Jorge Louisa Borgesa Tajemny cud, w którym stojący przed plutonem egzekucyjnym
żydowski filozof otrzymuje od Boga możliwość ułożenia w głowie całość swojego
najważniejszego dzieła 3.
Temat, podjęty przez Gaimana i Mc Keana, jest wyzwaniem dla tych, którzy
nie wierzą w zdolność komiksu do artykułowania subtelnych i skomplikowanych
treści,
ale zmierzenie się z nim nie stanowi głównego problemu dla samych artystów
(oni wierzą w możliwości komiksu). Dla nich wszystkim, co najważniejsze,
jest sam
obraz i charakter wywoływanych przezeń znaczeń i wrażeń. Historia reżysera
i tworzonego przez niego opowiadania jest dla nich pretekstem do zajęcia
się opowiadaniem
jako takim. Chciałoby się powiedzieć: każdym opowiadaniem, czy też
idealnym wzorcem stanowiącym model do wszelkich opowiadań.
Kluczem do takiego rozumienia Signal
To Noise jest cytat ze Wstępu
do analizy strukturalnej opowiadań Rolanda Barthesa, wykorzystany
przez autorów jako
motto opowieści. Pozwolę sobie przytoczyć go tutaj wraz z kontekstem
(fragment stanowiący
motto podkreślam): "Zawsze jednak opowiadanie składa się wyłącznie
z funkcji - wszystko tam, w różnym stopniu posiada znaczenie. To nie kwestia zręczności
narratora, lecz kwestia struktury: w porządku wypowiedzi to, co zostało zanotowane,
było siłą faktu do zanotowania możliwe: nawet gdy szczegół wydaje się zupełnie
pozbawiony znaczenia, opierający się wszelkiej funkcji, posiadać będzie choćby
znaczenie absurdu lub zbyteczności - wszystko ma jakieś znaczenie
lub nic go nie ma. Można więc powiedzieć, że sztuka
nie zna szumów (w znaczeniu teorii informacji):
jest to system czysty, nie ma tu nigdy jednostek zmarnowanych, niezależnie od
tego, jak długa, wątła, swobodna lub napięta będzie nić wiążąca tę jednostkę
z danym poziomem historii" 4.
Dziwaczny tytuł Signal
to Noise opiera się na pojęciach znaku (sygnału
- signal) i szumu (gwaru, hałasu - noise), i zawiera prowokująca
sugestię, iż opowieść
niczego nie znaczy, nie wyjaśnia, nie komentuje - jest po prostu
jeszcze jednym składnikiem powszechnie tworzonego szumu informacyjnego.
Przy
czym sugestia
ta może odnosić się zarówno do tego, co tworzy bohater komiksu, jak
i do efektów pracy jego autorów. Wykorzystując ją, twórcy komiksu
stawiają pytanie,
jakie
znaczenie i dla kogo ma twórczość, o ile je w ogóle posiada.
Wybór filmowca na bohatera wzbudza oczekiwanie, że Gaiman i Mc Kean
stworzą jakąś artystyczną wizję sztuki kina. Jednak tak się nie
dzieje. Ich reżyser
jest jednocześnie
scenarzystą i głosi pogląd, że dzieło powstaje najpierw w jego
głowie i dopiero potem zyskuje kształt konkretny - czasem różny od "prawdziwego". To
całkowite uwewnętrznienie procesu tworzenia nieco go odrealnia i zamazuje, ale
pozwala na swoiste uogólnienie, którym zostają objęte wszystkie sztuki posługujące
się narracją wizualną. Przypisane wyobraźni konkretnej osoby obrazy, które pojawiają
się na kartach komiksu, w równym stopniu reprezentują komiks, film i sztuki plastyczne.
Jednocześnie zaś to, że przy pomocy rysunków przedstawiane są tu obrazy zdefiniowane
jako filmowe przypomina odbiorcom, że obcują z wizją bohatera w sposób pośredni:
na kartach komiksu nie pojawiają się obrazy zrodzone w jego głowie, ale obrazy
tych obrazów. Tym sposobem odpowiedzialność za właściwe odczytanie (zrozumienie)
dzieła bohatera zostaje przerzucone na czytelnika, jako tego, który musi prawdziwy
kształt filmu zrekonstruować we własnej wyobraźni.
Wszystkie te upośredniczenia wpisane w konstrukcję przekazu są
zaznaczone w Signal to Noise z pełną świadomością, że jest to
model powszechnej
zabawy w
komunikacyjny "głuchy
telefon". Barthes powiada, że sztuka nie zna szumów i stwierdzenie to ma
precyzyjny sens teoretyczny, bowiem nakazuje szukać i dociekać znaczenia każdego
elementu dzieła. Gaiman i McKean - nie negując zdania francuskiego badacza -
skupiają się na trudnościach, jakie mogą się pojawić podczas próby poszukiwania
w praktyce tego sensu, o którym wiemy, że w dziele istnieje.
Do pójścia tym tropem skłania nas cała konstrukcja komiksu. Przede
wszystkim nie poznajemy w nim tego dzieła, które bohater tworzy,
choć dysponujemy
możliwością zajrzenia w głąb jego umysłu. Owszem, wiemy (sam
bohater to mówi), że ma
to być opowieść o ludziach, którzy w ostatnią noc 999 roku
czekali na nadejście końca
świata, ale widzimy tylko kilka scen z tego wyimaginowanego
filmu. Oprócz nich
pojawiają się rysunki, szkice, cytaty z Biblii, pomysły odrzucane
na etapie realizacji (scena z zegarem, z której reżyser rezygnuje,
bo
w 999 roku
nie było jeszcze
mechanicznych czasomierzy), jakieś zdjęcia mogące być źródłem
inspiracji, resztki podartego maszynopisu, fragmenty wywiadów,
hasła wypisane
ze słownika. Wszystkie
te drobiażdżki są spajane przedstawieniami reżysera przy pracy,
czy w trakcie innych, codziennych zajęć. Fakt, że "wszystko ma znaczenie", każe stawiać
pytania o związek łączący powstający film ze scenami, które bohater ogląda w
telewizji, rozmowami, jakie prowadzi, i odczuwanym przez niego bólem.
Inny trop stanowi stosunek samego bohatera do jego dzieła i
fakt, że stawia on pytanie, jakie znaczenie ma ono dla niego
samego.
Poinformowany o tym,
że ma
umrzeć, reżyser najpierw rezygnuje z dalszej pracy, a potem
podejmuje ją na nowo, ze zdwojonym zapałem. W scenie bezpośrednio
poprzedzającej
jego
śmierć,
rozgrywającej
się w świecie z obmyślanego przezeń filmu, bohater pojawia
się wśród oczekujących i na stwierdzenie, że w chwili takiej
jak
ta powinien
być ze swymi ukochanymi,
odpowiada: "Wy jesteście moimi...". Miłość do dzieła, pasja twórcza
stanowi znakomite uzasadnienie dla sensu pracy, ale - prawdę powiedziawszy -
nie jest ona przekładalna na znaki komunikatu, który można przekazać innym.
Do nieoczekiwanej konkluzji prowadzi bliższe przyjrzenie
się sekwencji kadrów następującej bezpośrednio po scenie
śmierci
bohatera. Oto
na powrót trafiamy
do świata jego filmu - noc się skończyła i ludzie orientują
się, że koniec świata nie nastąpił. Jakaś kobieta mówi: "To nie koniec. Nikt nie umarł. Nikt nie
umarł". I nieodparcie nasuwa się sugestia, że pomiędzy życiem bohaterów
filmu a śmiercią ich kreatora istnieje paralela, że zestawienie faktów z jednego
świata ze słowami z innego jest nieprzypadkowe (bo - według Barthesa - nic nie
jest przypadkowe). Jednak nie możemy mieć pewności, czy zdanie: "Nikt nie
umarł" należy rozumieć jako synonim sentencji Non
omnis moriar, czy jako
wyraz zależności pomiędzy śmiercią reżysera i życiem jego kreacji (on musiał
umrzeć, żeby oni mogli żyć).
Na ostatniej stronie komiksu producentka wszystkich filmów
reżysera czyta pozostawiony przez niego scenariusz. Lekturze
tej towarzyszą
obrazy.
Są one podobne do tych,
które pojawiły się na pierwszej stronie komiksu, gdy
reżyser opowiadał pierwszą scenę filmu, ale tylko podobne. Tekst
przepuszczony przez
świadomość odbiorcy
objawia się w innym kształcie. Dla tej kobiety łączy
się z pamięcią o zmarłym i dlatego jego postać pojawia się
w tłumie.
Jednak
nie to jest
najważniejsze,
ale fakt, że obrazy, które ona widzi (czy przeczuwa),
są inne niż te myślane przez niego. Być może znaczą to samo,
ale z
pewnością nie znaczą
tak samo.
Nad całym komiksem unosi się dekonstrukcjonistyczne pojęcie
misreading, dookreślane formułą "każde odczytanie jest nieodczytaniem"5. Sprzyja mu głoszona
przez bohatera opowieści koncepcja, że prawdziwy - idealny, wyobrażony - film
powstaje w jego głowie, a ten nakręcony potem jest już interpretacją - odtworzeniem
w innym "języku", czy też powtórzeniem "innymi słowami" tamtej
historii. Sprzyja mu też fakt, że mamy do czynienia właśnie z filmem, czyli z
dziełem wymagającym współpracy wielu osób w trakcie realizacji. Reżyser, który
patronuje całemu przedsięwzięciu i jest odpowiedzialny za ostateczny kształt
dzieła, ma nieporównalnie mniejszą władzę nad tworzywem (aktorami, kamerami,
światłem, dźwiękiem, taśmą filmową, kostiumami, a przede wszystkim nad światem,
który tylko fotografuje). Sprzyja mu i to, iż mamy do czynienia z opowiadaniem
obrazami.
Janusz Lalewicz napisał o rysunku humorystycznym, że "[...] przedstawiając,
znaczy - jak znak ikoniczny - i znacząc, przedstawia. Pokazywanie rzeczy i znaczenie
dają się w nim rozróżnić jako skrajne sposoby semiotycznego funkcjonowania. W
obrazie jednak są splecione w jedną całość, która ma globalny sens ikoniczny,
choć jest, przypominając formułę Levi-Straussa, <w pół drogi między imitacją
a znakiem przedmiotu>"6 . Zarówno z komiksem jak i z fabułą filmową jest
podobnie. Obrazy, które przedstawiają jakiś świat, nie są jedynie znakami, które
go nazywają, ale posiadają też swoistą nadwyżkę potencjału artykulacyjnego -
tworzą obraz świata (jego imitację) i uchylają się od obowiązku zdefiniowania
(a więc, przekształcenia w znaki) tego, co pokazują.
Totalne znaczenie, o którym mówił Barthes, może wyłonić
się z wypowiedzi artystycznej, która jest tekstem
i tylko tekstem.
Jednak obraz
wizualny opiera się na specyficznym
oddzieleniu sensu, który jest obecny w dziele,
od znaczenia, jakie można zeń wyczytać, nie jest dyskursem,
ale przeżyciem.
Calvin
Pryluck zwraca
uwagę na
to, że "obraz ma dwa podstawowe źródła znaczenia, przedmiot i opis"7.
Oba te składniki pozostają ze sobą w aktywnym związku tworząc grupę różnych rodzajów
znaków i znaczeń, powiększoną jeszcze przez połączenie (montaż) obrazów w ciąg
narracyjny. Do tego wszystkiego należy dodać jeszcze współudział odbiorcy. "Tutaj,
jak i gdzie indziej, znaczenie jest znaczeniem dla indywidualnych widzów; w pojęciu
znaczenia mieści się system wiedzy i przekonań jednostki. Znaczenie, jakie jeden
człowiek dostrzega w przedmiocie, dla drugiego nie istnieje, również opis każdemu
inaczej pomaga w interpretacji"8.
Gaiman i McKean mają dużą świadomość możliwości
i ograniczeń tworzywa, przy pomocy którego igrają
znaczeniami
i
przedstawieniami. Uchylając
się od obowiązku
precyzyjnego
dookreślenia tego, co chcą przekazać, poprzez
powtórzenie i podkreślenie, przymuszają odbiorców do działania
interpretacyjnego, którego
rezultatem musi być misreading.
Jednak to umykanie sensu przed ujęciem go w formuły
znaczenia - tutaj wykorzystane jako temat wypowiedzi
artystycznej
- jest
czymś,
co
towarzyszy każdemu
opowiadaniu obrazem. Warto o tym pamiętać i w
czasie oglądania filmu, i przy czytaniu
komiksu, i również wtedy, gdy w polu naszego
zainteresowania znajdą się związki zachodzące
pomiędzy tymi dwiema sztukami i problemy, jakie
na tym skrzyżowaniu się rodzą.
Jerzy Szyłak
O tym komikse już kiedyś pisaliśmy:
1 Każdy z tych trzech komiksów był - na swój własny sposób - przekroczeniem
dotychczasowych ram gatunku i spotkał się z ożywionym zainteresowaniem czytelników
i krytyków na całym świecie. Wszystkie razem odegrały istotną rolę dla boomu
komiksu artystycznego, jaki rozpoczął się w połowie lat osiemdziesiątych
i trwa do dziś.
2 W. Bloem, Seele des Lichtspiels, cyt. za: M. Hendrykowski, Autor, w: Słownik
pojęć filmowych, pod red. A. Helman, tom 3, Wrocław 1992, s. 15.
3 J. L. Borges, Tajemny cud, przeł. A. Sobol-Jurczykowski, w: tegoż: Opowiadania,
Kraków 1978.
4 R. Barthes, Wstęp do analizy strukturalnej opowiadań, przeł. W. Błońska,
w: Studia z teorii literatury. Archiwum przekładów "Pamiętnika Literackiego" I,
pod red. M. Głowińskiego i H. Markiewicza, Wrocław - Warszawa - Kraków 1977,
s. 162
5 Zob. R. Nycz, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze,
Warszawa 1993, s. 49.
6 J. Lalewicz, Przedstawianie i znaczenie, w: Kino: Gest - ciało - ruch.
Film w perspektywie systemów komunikowania niewerbalnego, Wrocław 1990,
s. 54.
7 C. Pryluck, Źródła znaczenia w filmie i telewizji, przeł. J. Mach, Warszawa
1988, s. 69.
8 tamże, s. 85.
Signal to Noise scenariusz: Neil Gaiman
rysunek: Dave McKean
wydawca: Dark Horse Comics 1992
cena: $14.95
liczba stron: 180
kolor
|
|