|
Nowości
z USA
Witam
w nieco zmienionej rubryce "nowości z USA". Zmienił się prowadzący
i formuła działu. Zamiast pobieżnych, skrótowych opisów kilkunastu pozycji,
proponujemy Wam bardziej dokładne omówienia kilku tytułów, które niedawno
miały swoją premierę na rynku amerykańskim. Piszcie co sądzicie o tych
zmianach na [email protected]
pookie
Na pierwszy ogień trzy dość świeże komiksy kręcące się
wokół jednego zagadnienia. Wygląda bowiem na to, że w chwilach, gdy twórcy
amerykańskiego mainstreamu
nie wymyślają historii o superbohaterach, temat nadzwyczajnych zdolności
nadal nie pozwala im zasnąć. Nie wiem, czy wynika to z osobistych inklinacji
czy, jak chcieliby niektórzy, ze specyfiki dość hermetycznego rynku komiksowego
w Stanach, fakt faktem, że każda z opisanych niżej pozycji to wariacja
na dość już zgrany temat, czyli: "supermoce nie są takie wspaniałe,
jak mogłoby się wydawać". (Ok, trzeci komiks, jest troszkę mniej
o tym, ale i tak mu to nie pomaga).
Na początek Hero, jako rzecz najlżejsza. Pomysł prosty aż strach - małe
pudełko przemienia właściciela w losowo wybranego superbohatera o specyficznych
zdolnościach. Gadżet przechodzi z rąk do rąk, różni ludzi mają okazję trochę
się poprzeistaczać, co oczywiście różnie wpływa na ich życie. Zakończenia
raz ku pokrzepieniu serc, raz ku przestrodze, na szczęście obywa się bez
ratowania świata. Zamiast tego czytelnik znajdzie trochę bardziej przyziemnych
motywów i perypetii, TPB reklamuje się bowiem jako próba "realistycznego
spojrzenia na to co przeciętny Jaś zrobiłby z supermocami", co z jednej
strony jest prawdą, z drugiej zaś Hero zapadł mi w pamięć przede wszystkim
jako komiks humorystyczny. Autorzy żonglują wprawdzie bardzo różnymi nastrojami
(pierwsza historia opowiada o kandydacie na samobójcę), jednak im dalej
w las tym łatwiej o dystans wobec całości i komizm supermocy zderzających
się ze zwyczajnym życiem ciekawi bardziej niż losy bohaterów.
Trzeba przyznać, że choć nie jest to komiks pod żadnym względem przełomowy,
jako przyjemnie narysowane czytadło na kawałek wieczoru sprawdza się nienajgorzej,
o ile, rzecz jasna, sam temat nie przyprawia kogoś o mdłości i nie żal
mu na czytadło 10 papierów :-)
H-E-R-O: Powers and Abilities
scenariusz: Will Pfeifer
rysunek: Kano
144 stron, kolor
DC, 2003
cena: 9.95$
21
Down przybiera ton poważniejszy. Nadzwyczajne cechy po raz kolejny odnajdują
sobie nosicieli wśród Bogu ducha winnych (młodych) ludzi, tym razem jednak
wiąże się to z nie byle jakimi konsekwencjami. Każdy obdarowany mocą kończy
swój marny żywot w dniu 21 urodzin, nic więc dziwnego, że jeden z nich,
niejaki Preston Kills, stara się za wszelką cenę wyjaśnić zagadkę kłopotliwego
prezentu (tym bardziej, że właśnie stuknęła mu dwudziestka). Jeśli dodamy
do tego tajemniczą blond agentkę FBI, dość sztampowy choć sprawny rysunek
z wyraźnie komputerowym kolorem oraz okładki w rodzaju załączonej obok,
całość nie zapowiada się ani oryginalnie ani nadzwyczaj ciekawie.
Na szczęście pozory mylą, dzięki czemu lektura obejmującego 7 zeszytów
trade'a poszła nieoczekiwanie gładko. 21 Down okazał się całkiem interesującym
thrillerem
detektywistycznym z elementami fantastyki, idącym ścieżkami wytyczonymi
przez Archiwum X i filmy Finchera. Nawiasem mówiąc, połyskliwy realizm
rysunku, sposób montowania scen i poszczególnych kadrów ma w sobie coś
telewizyjnego,
więc skojarzenie z amerykańskimi serialami, nasuwa się w trakcie czytania
wiele razy, wypada jednak przyznać, że w porównaniu z produkcjami o podobnej
tematyce, autorzy komiksu postarali się nieco pogłębić psychologię i rozwinąć
relacje między bohaterami (choć im bardziej bohater cycaty, tym gorzej
to idzie). Oczywiście osią fabuły i głównym motorem 21
Down pozostaje opisana już
tajemnica i stopniowe odsłanianie zagadek każdej postaci. Komiks trzyma
w napięciu
tak jak powinien, zwroty akcji zaskakują, a oryginalne pomysły cieszą,
oby tylko nie okazało się, jak to niestety często się zdarza, że niewiedza
jest
ciekawsza od wyjaśnienia i czar pryska tuż przed napisem "The End".
Na odpowiedź przyjdzie nam niestety poczekać do drugiego TPB, gdzie 12 częściowa
(jak na razie) miniseria podobno się kończy.
21 Down: The Condiut TP
scenariusz: Justin Gray, Jimmy Palmiotti
rysunek: Jesus Saiz
kolory: Paul Monts
DC Wildstorm, 2003
cena: 19.95$
Na koniec, coś co stara się być najpoważniejszym komiksem z całej trójki,
niestety wychodzi mu to tak sobie. Zresztą skóropodobna okładka ze złotymi
tłoczeniami, musi budzić wątpliwości, tym bardziej jeśli na obwolucie
utoporzony barbarzyńca i Adolf Hitler stoją z poszarpaną amerykańską flagą
w tle na jednym stosie trupów (patrz załączony obrazek). Ponieważ ostatnio
staram się usilnie nie oceniać książek po okładce, przeczytałem The
Life Eaters i nie żałuję o tyle, że zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Moja
dziewczyna nie przeczytała i też nie żałuje, bo trafnie przewidziała ogólny
zarys i końcowy morał historii. Ale do rzeczy.
Scenarzysta, który jest ponoć uznanym pisarzem SF, postanowił zignorować
pół wieku prób zrozumienia, jak jedni normalni z pozoru ludzie mogli tak
potraktować innych i przyjął, że za systematyczną hitlerowską rzezią,
musiał stać cel nie z tej ziemi. Podążył przy tym tropem nazistowskich
obsesji
na punkcie pogańskich mitologii i wyobraził sobie, że chodziło o przyzwanie
pradawnych bogów, aby pomogli w walce o lebensraum. Szalone marzenie spełnia
się i oto II Wojna Światowa ciągnie się do lat 60-tych, a Alianci są w
poważnych opałach, mając po swojej stronie tylko jednego, w dodatku
niezupełnie przewidywalnego
boga.
Dołożone tu zostają: ekologia, światowy pokój, religia jako opium dla
ludu i tradycyjnie już, problem nadczłowieczeństwa i prawdziwego, ludzkiego
bohaterstwa.
Niestety, wszystko to zebrane do kupy nie wychodzi za dobrze, mimo b.
szczytnego przesłania. Komiksowi szkodzi przede wszystkim nadmierny
patos oraz wyraźne
pęknięcie miedzy prologiem a resztą historii, wywołujące wrażenie ogólnej
niespójności. Rzeczony prolog zajmuje trochę ponad jedną trzecią stukilkudziesięciostronicowego
komiksu i utrzymany jest w leniwym tempie. Przedstawiona akcja trwa
najwyżej kilka godzin, bohaterowie prowadzą nie wnoszące wiele dialogi,
budowany
jest nastrój, zarysowane zostają charaktery, aż tu nagle prolog dobiega
końca, przenosimy się kilkadziesiąt lat później i nagle autor zmienia
zupełnie koncepcję narracji, rezygnując z wszelkich spowalniaczy. W
ciągu kilku rozmów
i trzech albo czterech epickich scen, których skali trzeba się niestety
czasem domyślać, zostaje wprowadzona zupełnie nowa sytuacja geopolityczna,
inni niż dotąd bogowie i nowi bohaterowie (w tym cała wolna ludzkość).
Od tej pory dzieje się multum rzeczy, akcja przenosi się co chwilę o
tysiące kilometrów, Ziemi grozi zagłada i trzeba temu szybko zaradzić
- trudno
się
więc dziwić, że niemal anonimowi bohaterowie, choć wymalowani farbkami
jak żywe fotografie, przypominają papierowe postacie ze starych Supermanów,
co biorąc pod uwagę poważny ton i przesłanie (i pseudoskórzaną okładkę)
cholernie drażni.
Podobno opowiadanie na podstawie, którego powstał scenariusz otrzymało
w swoim czasie nagrodę Hugo. Jeśli tak, najwyraźniej adaptacja komiksowa
została
nieco popsuta. Z trzydziestoma amerykańskimi dolarami w ręku (bo tyle
to introligatorskie cacko kosztuje), można kupić sporo ciekawszych
komiksów.
The Life Eaters
scenariusz: David Brin
rysunek: Scott Hampton
kolory:
144 strony, kolor, twarda okładka
DC Wildstorm, 2003
cena: 29.95$
W telegraficznym skrócie: Hero powinno zadowolić miłośników TM Semiców,
21 Down przypomina pod wieloma względami mandragorowe Midnight Nation, skrzyżowane
ze 100 naboi, zaś co do The Life Eaters, sam nie wiem. Może przypadnie do
gustu amatorom wielkich słów i bohaterskich czynów?
Vertigo w drugiej lidze Słaby, ale nie na tyle żeby prowokować żywą reakcję, Barnum! zasługuje
najwyżej na krótką wzmiankę. Wyraźnie inspirowany Ligą Niezwykłych Gentelmanów,
osadzony jest w steampunkowych początkach XX wieku i opowiada o trupie cyrkowej
niejakiego P.T. Barnuma, zwerbowanej przez rząd USA do schwytania szalonego
naukowca, pragnącego zniszczyć ojczyznę Lincolna. Rzecz jasna, każdy członek
grupy posiada niezwykłą moc lub umiejętność, która we właściwym czasie uratuje
siedzenia naszych bohaterów i oddali od znużonego czytelnika upragniony
finał. W nadziei, że nie będzie to spoiler niewybaczalny, wyjawię, że rozwiązanie
zasilają tysięczne szeregi happy endów poprzedzonych finałową walką z bossem
- nic tylko ziewnąć i odłożyć na półkę.
Nie potrafię znaleźć właściwie żadnego elementu usprawiedliwiającego czas
poświęcony lekturze. Komiks cierpi na nijaką, bezpłciową fabułę i nieco
nieudolny rysunek połączone ze sobą w sposób utrudniający czytanie. Można
odnieść wrażenie, że rysownik w nikłym stopniu kontroluje swoje rzemiosło,
a trudności sprawiają mu niemal wszystkie elementy, począwszy od techniki,
na anatomii, perspektywie i kompozycji kadrów kończąc. Doskwiera to zwłaszcza
w scenach teoretycznie naładowanych akcją - o dynamice wnioskujemy pośrednio,
widząc że się biją albo ścigają, tymczasem widywałem więcej dramatyzmu
w rysunkach martwej natury.
Podobne problemy występują na każdym kroku. Owszem, można się domyślić
w którym miejscu Barnum! miał być zabawny, gdzie czytelnik powinien
wstrzymać oddech, a gdzie otrzeć pot z czoła, nie ma natomiast ani grama
rzeczywistych
emocji. Dlatego, przebrnąwszy z recenzenckiego obowiązku przez całe
sto z hakiem stron, powtarzanie mojego doświadczenia - odradzam. Barnum! In Secret Service to the USA
scenariusz: Howard Chaykin i David Tishman
rysunek: Niko Henrichon
kolory: Lee Loughridge
128 stron, kolor, twarda okładka
DC Vertigo, 2003
cena: 29.95$
Kto zabił Selinę Kyle? Jak wiadomo, o życie Batmana troszczy się nie tylko wierny Alfred, ale
i zespół marketingowców z DC Comics wyznaczających scenarzystom i rysownikom
właściwą drogę twórczą. Na szczęście pomysł pod nazwą Elseworlds pozwala
na realizację pomysłów oderwanych od kontinuum, choć czerpiących zeń pełnymi
garściami. Powstają w ten sposób komiksy stanowiące odrębną, ale niesamodzielną
całość, której urok opiera się przede wszystkim na grze z tradycją.
Dean Motter i Michael Lark umieścili Batmana wraz z inwentarzem wrogów
i przyjaciół w latach czterdziestych znanych z czarnego kryminału i
stworzyli
historię doskonale wykorzystującą potencjał Elseworlds. Na pierwszy rzut
oka mamy tu świetny pastisz detektywistycznej historii w stylu noir, z
prywatnym detektywem w roli głównej, usypianiem na pończochę i galerią
podejrzanych
reprezentujących niemal całą społeczną drabinkę. Poza krążącym gdzieś
na obrzeżach historii Batmanem, znane z Gotham postacie nie występują
w swych
tradycyjnych kostiumach - przyjmują role odpowiadające nowej konwencji
i nieraz tylko drobne aluzje wskazują z kim mamy do czynienia. Selina
Kyle
nosi futro z lamparta, a jej śmierć uruchamia intrygę splatającą tytułowe,
kocie dziewięć żyć należące do dziewięciu podejrzanych o morderstwo mężczyzn.
Tyle zostaje z Kobiety Kot, podobnie rzecz ma się z pozostałymi bohaterami,
a porozrzucane tu i ówdzie aluzje i perskie oczka, sprawią czytelnikowi
przynajmniej trochę obeznanemu z komiksami o Batmanie sporo radości. Dwa
razy większą frajdę będzie on miał, jeśli nieobce są mu klasyczne pozycje
czarnego kryminału, autorzy postarali się bowiem oddać hołd obu tradycjom
i trzeba przyznać, że udało im się połączyć je w bardzo dobrą, spójną
konstrukcję.
Nielichy udział miał w tym Michael Lark, którego rysunek pędzelkiem jest
nieco delikatniejszą odmianą stylu Mazzuchelli'ego z Roku Pierwszego.
Dzięki umiejętnemu stosowaniu kontrastów czerni i bieli oraz bardzo
dobremu kadrowaniu,
zachowuje czytelność i wyrazistość bez zbytnich uproszczeń - ładnie
oddana jest scenografia ze smaczkami w rodzaju willi Wayne'a łączącej
przedwojenny
modernizm i Art Deco, czy górującego nad miastem wieżowca "Darling".
Poziomy układ komiksu uprzywilejowuje takież kadry, co wraz z "plakatową" okładką
nadaje całości nieco kinowy charakter. Pozytywne wrażenie dopełnia świetna
jakość wydania i starannie dopracowany projekt graficzny albumu, za który
dostał on w zeszłym roku nagrodę Eisnera.
Nine Lives można bez dwóch zdań polecić amatorom Batmana i klimatów
noir gdyż do nich przede wszystkim jest skierowany ten tytuł, pozostałym
miłośnikom
komiksu pozostaje dość ciekawa, sprawnie opowiedziana historia. Jeśli
lubicie dobry komiks rozrywkowy, a szczególnie, jeśli podobał wam
się Rok Pierwszy,
nie powinniście się zawieść.
The Batman in Nine Lives
scenariusz: Dean Motter
rysunki: Michael Lark
kolor: Matt Holingsworth
122 strony, kolor, układ poziomy
DC Comics, 2002
cena: 17.95$
Konrad "konrad" Grzegorzewicz |
|