|
"Fantastyczna Czwórka"
- raz, dwa, trzy no i cztery
"Wszyscy
ludzie, nawet najszlachetniejsi są kierowani przez te same podstawowe odruchy"
Wydana
jeszcze w początkowym okresie działalności imprintu Marvel Knights, czteroczęściowa
mini-seria "Fantastic Four: 1234" była zapowiedzią
tego, co miało nadejść oraz na pewno miłą odmianą od innych kolorowych i
cukierkowych przygód Fantastycznej Czwórki. Teraz, gdy klimaty tego typu
zagościły w większości regularnych serii Marvela, a większość z nich ma
swoje odpowiedniki w tym imprincie (Spider-man, Fantastic Four, Captain
America) lub też została tam po prostu przesunięta (X-statix, Hulk czy Wolverine)
takie rzeczy przestały dziwić. Jest mroczno, czasem niełatwo i na pewno
przejmująco.
Więc co oznacza "1234"? Są to na pewno numery kolejnych rozdziałów.
Jest to też opowieść o Fantastycznej Czwórce, czyli najsłynniejszej rodzinie
superbohaterów i wzorze do naśladowania dla zwykłych amerykańskich obywateli.
Okazuje się ona jednak tworem sztucznym i całkowicie dysfunkcyjnym. Kolejne
rozdziały poza opowiadaną historią skupiają się na jednym z członków Fantastycznej
Czwórki, po kolei Benie, Sue, Johnnym i chyba najmniej wyeksponowanym Reedzie.
Benjamin Grimm, czyli Rzecz jest zgorzkniałym i zamkniętym w sobie cierpiętnikiem,
któremu tylko kłótnie z Johnnym oraz nieustanna walka z potworami pozwalają
na zapomnienie o swoim wyglądzie. Sue, czyli Niewidzialna Kobieta jest niedocenioną
i opuszczoną małżonką, która z trudem utrzymuje w ryzach stadko w postaci
rozszalałego brzydala, dziecinnego braciszka oraz ciągle nieobecnego męża.
Jej przeznaczeniem miało być stanie u boku prezydenta czy księcia, a nie
naukowca. Nie bez powodu cały czas myśli o... Namorze. Johnny, czyli Człowiek
Pochodnia wydaje się być niedorozwiniętym uczuciowo chłopaczkiem. Tak naprawdę
jest młodzieńcem, którego życie nagle się zmieniło i do tej pory nie może
się odnaleźć w roli młodego gwiazdora, zmieniającego kobiety i samochody
jak rękawiczki i nie mogącego znaleźć tej jedynej. Reed, czyli Pan Fantastyczny
jest po prostu panem niedostępnym. Fizycznie, zamknięty przez wiele godzin
w swoim laboratorium, oraz psychicznie, gdyż najmniejszej cząstki jego myśli
nie są w stanie pojąc nawet osoby, które kocha.
"1234" są to też kolejno figury szachowe, jakimi stają się członkowie
Fantastycznej Czwórki, a które zbija na swojej szachownicy Victor von Doom.
Ben Grimm pozbawiony ostatecznie swojej okropnej formy oraz siły po amputacji
ręki i bliski utraty zmysłów. Sue Richards-Storm w miłosnej niewoli księcia
Namora w głębinach jego wodnego państwa. Johnny Storm oślepiony i okaleczony
jako niewolnik w podziemiach, krainie Mole Mana. Reed Richards odizolowany
przez swój umysł od "rodziny" i ostatecznie pokonany przez olbrzymiego
robota Dr. Dooma. To rzeczywistość, jaką wymarzył sobie Victor von Doom,
i do której spełnienia z pełna determinacją dąży. Stworzył bowiem maszynę,
dzięki której może zmieniać otaczająca nas rzeczywistość. Nie przewidział
jednak, że do gry włączy się Reed Richards i będzie w stanie go pokonać
dzięki sile swojego intelektu. Nie przewidział także determinacji i więzi
istniejących między członkami Fantastycznej Czwórki, która mimo rozbicia
i niedostatków walczy dalej. Nie przewidział, a może i nie chciał przewidzieć.
Chyba tylko człowiek nie będący zdrowy umysłowo może cały czas popełniać
te same błędy. A może po prostu zamknięte koło rywalizacji pomiędzy Reedem
i Victorem jest zbyt silne by je przełamać? W opowieści tej dominuje klimat
mroku i wszechobecnej beznadziei. Pomimo, iż na końcu opowieści pojawia
się ocalenie pozostaje jednak poczucie spustoszenia i pewnego niedosytu.
Klimat tej opowieści jest na pewno zasługą jej twórców, czyli Granta Morrisona,
Jae Lee oraz Jose Villarubia. Morrison, znany u nas z "JLA: Ziemia
2", sprawia, że żadna z postaci nie jest jednowymiarowa. Udaje mu się
to dzięki mistrzowskim scenom jak choćby kilkustronicowa rozmowa Sue z Alicją
Masters(Alicja jest ślepa, a Sue w tym momencie niewidzialna). Napięcie
w tej dosyć statycznej historii (nawet, gdy coś się dzieje) budowane jest
w sposób mistrzowski i prawie do końca, mimo tego, że opowieść musi zakończyć
się happy-endem, towarzyszy nam uczucie niepokoju. Za rysunki odpowiada
rysownik stworzonej też dla tego imprintu mini-serii "Inhumans" -
Jae Lee. Styl rysowania nie odbiega od tego, co tam zobaczyliśmy. Dalej
jest to pełen napięcia i dynamizmu, obfity w plamy czerni, przepiękny rysunek.
Tym, na co chciałbym tutaj zwrócić uwagę jest jednak sposób kadrowania i
kształt paneli. Współgra on jakby z opowiadaną historią. Z początku widzimy
różne dla kolejnych rozdziałów sposoby ułożenia kadrów, ale jednak całość
sprawia wrażenie bardzo uporządkowanej. Dalej wszystko się rozsypuje. Kolejne
strony wyglądają jak oglądane przez stłuczone okulary. Powoduje to coraz
większe trudności w odbiorze historii i tak, jak bohaterowie tak i czytelnik
traci powoli grunt pod nogami. W tym miejscu komiks ten staje się dosyć
ciężkawą lekturą. Dopełnieniem artystycznej strony opowieści są malowane
kolory Villarrubii. Chyba nie można było użyć jeszcze cięższej palety barw,
by spotęgować mrok na każdej ze stron, którą przeglądamy. Wszystko dzieje
się w nocy, podczas, burzy a słońca chyba w tej opowieści nie ma. Lepszego
teamu dla tej historii nie można by sobie wymarzyć.
Komiks ten jest kwintesencją "nowego Marvela" i tym, co miał
prezentować imprint Marvel Knights. Mrok, wieloznaczność postaci i niełatwe
wybory, a przede wszystkim mimo trudnego do uniknięcia w komiksie amerykańskim
powtarzania schematów coś, co dalej będzie interesowało czytelników. Komiks
ten dowodzi, że eksploatowane przez lata postacie kryją w sobie jeszcze
wielki potencjał. By potencjał ten był jednak wykorzystany potrzebny jest
dobry scenarzysta (najlepiej, jeśli będzie to Anglik), rysownik o ciekawej
kresce, a także pewna swoboda twórcza. Tu jest to wszystko i dlatego jest
to komiks wart poznania, choć nie pozbawiony pewnych mankamentów charakterystycznych
dla typowego komiksu superbohaterskiego. Módlmy się tylko, by Egmont wydał
tę mini-serię tak jak "Czarną Wdowę", a nie tak jak "Inhumans",
bo wtedy forma graficzna straci przynajmniej 50% swojej atrakcyjności.
Wojciech "dieFarbe" Garncarz
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunek: Jae Lee
Kolor: Jose Villarrubia
Wydawnictwo: Marvel Comics
Wielkość: Fantastic Four: 1234 #1 - 22 strony
#2-4 - 23 strony
TPB - 96 stron
Rok wydania: seria - 2001
TPB - 2002
|
|