|
"Liga
Niezwykłych Dżentelmenów 2"
W
2003 r. Egmont mile zaskoczył nas wydaniem kilku komiksów Alana Moore'a.
Z ciekawym przyjęciem czytelników komiksu (i nie tylko) spotkała się Liga
Niezwykłych Dżentelmenów - od zachwytów po żółć zawodu. To nie pierwszy
przypadek w karierze Moore'a, by jego tytuł wzbudzał tyle kontrowersji.
Wydaje się, że sława i głód tego autora w Polsce zaburzyły niektórym zmysł
percepcji i zupełnie niepotrzebnie uważano, że niemal każdy komiks Moore'a
musi być genialny, skomplikowany i mądry. Liga była już dobrze znana na
zachodzie, a wieść gminna przyniosła do Polski famę jej wyjątkowości.
Zapewne
dlatego oczekiwania wielu skończyły się opiniami zbyt krytycznymi, na
które Liga zupełnie nie zasługuje. A Moore się bawi: Tomorrow Stories, Top
Ten,
SMAX, Tom Strong, LXG także - wybitny twórca nie jest jednowymiarowy,
a pomysłów, którymi można by obdarować kariery co najmniej kilku scenarzystów,
posiada bogactwo. Chyba czasy, w których komedia była gorszym gatunkiem
sztuki już przeminęły? Chyba fani komiksu powinni wiedzieć co nieco o
dyskryminacji,
która wywodzi się z ignorancji i niezrozumienia. Zatem bawmy się. I wy
sztywniacy też dajcie ponieść się kolejnej uroczej fantazji człowieka wielkiej
erudycji
i nieposkromionej, wręcz magicznej wyobraźni.
Na maj 2004 r. Egmont przygotowuje drugą część Ligi, nie tyle kontynuację,
co zawartą oryginalnie w 6 zeszytach nową historię, oczywiście ze znanymi
z poprzedniej bohaterami.
A zatem kolejne arcydzieło? Nie. Dobre czytadło? Tak, na najwyższym komiksowym
poziomie. I nie rwijmy włosów z głowy, że to się nie godzi, by Moore pisał
czytadła, że ten pan jest geniuszem komiksu i nie ma prawa opowiadać lekkich,
przyjemnych historii. Hmm... lekka i przyjemna była Liga vol. 1, bo kolejny "sezon" jest
momentami obsceniczny, okrutny i odrobinę wulgarny. I dobrze, bo dzięki
temu zabiegowi już i tak sprawnie i ciekawe nakreślone postacie części poprzedniej
nabierają jeszcze kolorytu i pikanterii.
Liga vol. 2 fabularnie jest ciekawsza od swej poprzedniczki, choć zakończenie
jest przewidywalne i niezbyt szczególne. Moore serwuje nam więcej zwrotów
akcji, więcej napięcia i momentami tak dynamicznie żongluje kadrami, przeplatającymi
różne wątki akcji, że mamy niemal do czynienia z komiksowym teledyskiem.
Koncept fabularny jest prosty - "Marsjanie" atakują, a znan nam
już Liga staje w obronie kochanej Anglii. Dzięki literackim konotacjom i
ciekawie przedstawionej psychologii bohaterów nie jest to bynajmniej jednowymiarowa
banda idiotycznych superbohaterów. A umieszczenie tak zacnych dla naszej
wyobraźni postaci w Anglii minionego (no dwóch) wieku okraszonej szczyptą
fantastyki a la Verne (choć tym razem Moore odkurzył HG Wellsa) czyni ten
koktajl bardzo wytrawnym. Zaskakuje dość śmiała erotyka (ach ten Hyde, sam
Tarrantino nie powstydziłby się takiego rozwiązania wątku). Moore nie boi
się też śmierci swoich bohaterów, a lęk to u wielu twórców szczególnie silny.
Których i jak trafił szlag nie powiem, bo warto zobaczyć. Ligę Dżentelmenów cenię najbardziej za umiejętne połączenie, bardzo udane,
kilku podstawowych elementów komiksu - rysunku, koloru i opowieści. Rysunki
O'Neilla wydają się wręcz stworzone, by pokazywać Anglię w nieco krzywym
zwierciadle steampunku, by kreślić postacie głównych bohaterów Ligi, a
kolor znakomicie podkreśla aurę miejsc i zdarzeń. Łapię się na tym,
że właściwie
komiks w takiej oprawie plastycznej, z dialogami, jak to u Moore'a bywa,
na bardzo dobrym poziomie i z tak skonstruowanymi bohaterami może opowiadać
w zasadzie o niczym, a i tak daje mi wielką przyjemność przewracania kolejnych
kart opowieści. Kiedy oglądam film dobrego reżysera z odpowiednią wrażliwością
obrazu, mam podobne odczucia - mogę z kina nie wychodzić, nie ważne co
się dzieje, ważne że wykreowany świat zaspakaja moje potrzeby, a w zasadzie
nie moje tylko mej wyobraźni. I mam nadzieję, że nie będę znowu czytał
recenzji
Ligi, w których oskarżycielskim tonem mówi się, że "wszyscy" twierdzą,
że Liga jest genialnym komiksem, a tak nie jest i dlatego koniecznie trzeba
Lidze i jej ojcu przykopać. Kochajmy awanturnicze przygodowe historie, one
są elementem bogactwa naszej kultury, z którego Moore czerpie inspiracje
całymi garściami. Adam "mykupyku" Gawęda
PS. Czy tym razem Egmont zapomni o tym, że kurewsko integralnym elementem
Ligi jest niemal 80 stron dodatków? I czy spełni obietnicę, że dodatki z
części poprzedniej znajdą się w tej?
Tekst ukazał się pierwotnie w KKK nr 23
|
|