Kosmiczna Odyseja - czyli jak grupka bohaterów znowu uratowała galaktykę.

 

 

"Lecz ciemna moc nie była usatysfakcjonowana jedną, nic nie znaczącą planetą. Jej apetyt był galaktycznych rozmiarów. "

 

 

 

Był rok 1990, a ja jako 10-letni bachor w czasie zagranicznych wojaży zakupiłem szósty numer niemieckiego wydania "Supermana" opowiadającego o jego pobycie w kosmosie. Wśród przedstawionej w nim oferty wydawniczej, pomiędzy okładkami komiksów, na których zobaczyłem dziwacznych ludzi w różnokolorowych wdziankach zauważyłem jedną, która bardzo mnie zaintrygowała. Widniał tam statek kosmiczny o bardzo ciekawym "designie" (nie wiedziałem wtedy, że to nie był statek), była też postać o dziwnych kształtach (nie wiedziałem, że to Był Darkseid) trzymający na smyczy demona (nie wiedziałem też wtedy, że był to Etrigan). Okładka ta wyróżniała się na tle innych nie tylko dzięki temu, co na niej zobaczyłem, lecz także dzięki rysunkowi Mike`a Mignoli (wtedy nie wiedziałem, że jej autor za kilka lat stanie się jednym z moich ulubionych rysowników, a tak w ogóle, co ja wtedy wiedziałem).

Teraz jest rok 2004 i w końcu po długim okresie, gdy nie miałem zielonego pojęcia, czym była ta pozycja, która kiedyś mnie tak zaintrygowała wreszcie dostałem ją w swoje ręce. Musiało minąć aż 14 lat i mimo tego, że "Cosmic Odyssey" nie jest niczym specjalnym dużą przyjemność sprawiło mi obcowanie z lekturą tej czteroczęściowej pangalaktycznej sagi. Pewnie gdyby nie Mignola wcale bym po tą pozycję nie sięgnął Dla mnie jak i wielu fanów Mignoli, którzy poznali go w pełni i pokochali jego charakterystyczny rysunek dopiero z chwilą pojawienia się "Hellboya", możliwość spojrzenia na wcześniejsze dzieła tego pana była wręcz świętem. Dlatego też lektura tego tomiska cieszyła mnie po dwakroć bardziej.

A zaczęło się to w roku 1988, gdy właśnie ukazało się na rynku amerykańskim dzieło Jima Starlina i Mike`a Mignoli. Jim Starlin był i jest twórcą specjalizującym się w kosmologicznych historiach wszelakich uniwersów superbohaterskich. To on dla Marvela tworzył opowiadania z Thanosem i Warlockiem, czego zwieńczeniem stała się trylogia nieskończoności ("Infinity Gauntlet", "Infinity War" i "Infinity Crusade") a z postaci DC upodobał sobie Batmana, o którym napisał między innymi "Batman: a Death in the Family" i "Batman: the Cult". Mike Mignola pod koniec lat osiemdziesiątych był już artystą o wyrobionym nazwisku, który od krótkich historyjek i nakładania tuszu przeszedł do tworzenia rysunków w bardziej poczytnych seraich. Do jego prac należały bardziej mainstreamowe produkcje jak ta czy mini-seria "World of Krypton" czy też epizody w "the Incredible Hulk" i "Powerman & Iron Fist", ale także bardzo dziwne, wykręcone i mroczne pozycje jak "Phantom Stranger", "Rocket Racoon" czy "Chronicles of Corum"

O czym jest jednak "Kosmiczna Odyseja"? Żeby to wytłumaczyć trzeba cofnąć się w odległą przeszłość uniwersum DC, kiedy to rozgorzała wielka wojna między światłą i wysoko ucywilizowaną rasą, a bardziej prymitywną, ale o wiele bardziej waleczną. Sposobem na zakończenie tej wielowiekowej wojny było odkrycie, które nazwano "równaniem anty-życia" (anti-life equation). Za jego pomocą opracowano technologię, która pozwoliła stworzyć broń ostateczną, dzięki której rasa wyższa mogłaby zniszczyć barbarzyńców. Nie docenili oni jednak siły, którą przyszło im uwolnić, czego efektem była zagłada ich planety i wymazanie z istnienia całkiem pokaźnego obszaru kosmosu. Ocalał jedynie jeden układ planetarny z dwoma światami - New Genesis z żyjącymi tam Nowymi Bogami oraz Apokolips rządzone przez pragnącego stale większej potęgi Darkseida. Moc wtedy uwolniona, która jest zaprzeczeniem obecnego w naszym świecie życia pozostawała w uśpieniu, aż do teraz.

Ciekawość jednego z Nowych Bogów - Metrona spowodowała przedostanie się czterech aspektów ciemnej mocy, których zadaniem było zniszczenie galaktyki, co doprowadzi do pojawienia się "anty-życia" w naszym wymiarze. Groźba ponad możliwości samego Darkseida i Nowych Bogów jest powodem do zebrania drużyny, która ma na celu powstrzymanie zagłady. Składa się ona z Oriona, Lightraya i Foragera z New Genesis, Supermana z Kryptona, J`onn J`onzza z Marsa, Starfire z Tamaranu oraz Batmana, Johna Stewarta - Zielonej Latarni i demona Etrigana z Ziemi. Ich zadaniem jest powstrzymanie aspektów przed zniszczeniem czterech układów słonecznych, w tym naszego. Jak wszyscy wiecie wszystko udaje się, mimo różnych machinacji Darkseida, doskonale, no prawie doskonale. Z akcji nie wraca, bowiem Forager, a wskutek nonszalancji i pewności siebie Johna Stewarta ginie także jeden układ planetarny wraz z miliardami istnień.

Scenariusz całkiem typowy i nawet przewidywalny, wydawałoby się. Muszę jednak przyznać, że nie jest najgorszy i nawet całkiem dobrze przemyślany. Okres, w którym Jim Starlin wymyślił tę mini-serię nie mógł być lepszy. Był to czas, gdy po "Kryzysie na nieskończonych Ziemiach" uniwersum DC i zamieszkujący go bohaterowie zostali przedefiniowani i śmiało można było z nimi eksperymentować. Bardzo dobry dobór postaci i skonfrontowanie ich bardzo różnego sposobu bycia pozwalają na bardzo łatwa analizę ich charakterów bez zbytniego popadania w zawiłości psychologicznej przesady. Starlin zastosował tu porównanie poprzez kontrast. Mamy, bowiem na przykład Supermana, dbającego o życie harcerzyka i Oriona, nie przebierającego w środkach rzeźnika. Jest tez butny, wierzący bezgranicznie w swój pierścień John Stewart i pełen pokory świadek zagłady swojego świata ostatni Marsjanin J`onn J`onzz.

Teraz może trochę o rysunku. Dla tych, którzy myślą, że historia twórczości Mike`a Mignoli zaczęła się dopiero z Hellboyem zdziwieni byliby widząc sposób, w jaki ten pan tworzy rysunki do tej opowieści. Czy to naprawdę Mignola? Jego rysunek pod koniec lat osiemdziesiątych znajdował się pomiędzy tym, co widzimy teraz, a rysunkiem typowym dla historyjek superbohaterskich. Mam wrażenie, że obecnie byłoby mu ciężej dopasować się do takiego komiksu niż wtedy. Niektórym mogłoby się wydawać, że to nie jest miejsce Mignoli i powinien on tylko rysować historie o mroczniejszym zabarwieniu, ale jednak tak nie jest. Jego styl sprawdza się tu doskonale. Wiele lat minęło nim sam zrozumiałem, że w komiksie nie jest najważniejszy artyzm rysunku (chociaż i to jest mile widziane), ale sposób, w jaki rysunek prowadzi nas przez opowiadaną historię a "Kosmiczną Odyseję" czyta się mimo kilku scenariuszowych niedorzeczności bardzo dobrze.

To, co widzimy otwierając karty tego komiksu jest też różne od "Hellboya" w inny sposób. Rysunek jest na pewno bogatszy w szczegóły a przez to, że jest to komiks superbohaterski cała akcja toczy się o wiele szybciej, a atmosfera nie jest tak senna i mroczna, jaką Mignola tworzy sam będąc twórcą scenariusza swych opowieści. Na jeszcze jedną rzecz trzeba zwrócić uwagę. Mignola bardzo dobrze sprawdza się w tworzeniu obrazu odległych światów. Jestem pewien, że gdyby nie został rysownikiem komiksowym mógłby z powodzeniem być twórcą sztuki nowoczesnej lub wziętym architektem. Projekty urządzeń, przedmiotów użytku codziennego czy też budynków zapierają dech w piersiach przez swoją niepowtarzalność i pomysłowość. Wielu artystów tworzących futurystyczne światy powinno obowiązkowo wziąć u niego korepetycje.

Ogólnie mówiąc "Cosmic Odyssey" to perełka, ale nie pod względem opowiedzianej historii, których w uniwersum DC co roku wysypuje się tysiące, ale raczej pod względem rysunku, a już na pewno dla fana Mike`a Mignoli. Jest to też przykład dla niedowiarków, którzy uważają, że komiks superbohaterski nie może być na dobrym poziomie, a niestandardowy rysownik nie ma, czego w nim szukać. Dla mnie było to jeszcze coś więcej. Było pewnym powrotem do dzieciństwa. W końcu osiągniętym marzeniem z dzieciństwa, kiedy wkraczałem w intrygujący i jednocześnie przerażająco nieznany świat komiksu amerykańskiego. Takich właśnie przyjemności życzę Wam wszystkim jak najczęściej.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz

Scenariusz: Jim Starlin
Szkic: Mike Mignola
Tusz: Carlos Garzon
Kolor: Steve Oliff
Wydawnictwo: DC Comics
Wielkość: Cosmic Odyssey #1-4 - 48 stron
TPB - 200 stron
Rok wydania: seria - 1988
TPB - 2001