|
"Jak na przykład rysuję "Thorgala", to mi się często zdarza
używać... łamać kawałek patyka i mazać patykiem (...)"
wywiad z Grzegorzem Rosińskim
Budynek Kina "Grunwald". Dzień dwudziesty marca 2004 roku. Czwarta
edycja Warszawskich Spotkań Komiksowych. Oczekuję przed wejściem do pokoju
przeznaczonego na wywiady. Kiedy wychodzi telewizja zostaję wpuszczony do
środka. Tuż przede mną z Rosińskim rozmawia pani z Radia Eska. Pyta go,
o czym jest "Zemsta hrabiego Skarbka". Rosiński mówi dłuższą chwilę.
Opowiada o komiksie. Gdy wyznaczony na rozmowę czas się kończy sam zauważa,
że nie odpowiedział właściwie na zadane pytanie.
No i przychodzi pora na mnie. Nie mam na wywiad zbyt wiele czasu, a tak
wiele pytań. Niestety była pewna obsuwa w grafiku. Mówię, że jestem z
internetowego czasopisma poświęconego komiksom "KZ", włączam dyktafon i zaczynamy
rozmowę.
Rosiński odpowiada na pytania powoli, często zastanawia się nad użyciem
odpowiedniego słowa polskiego. Widać, że lata spędzone za granicą zrobiły
swoje. Ale jest chętny do rozmowy...
KZ: Kiedyś na spotkaniu z komiksiarzami powiedział pan,
że scenariusz "Zemsty
hrabiego Skarbka" był robiony niejako pod pana...
Grzegorz Rosiński: Oczywiście. Tak.
KZ: ... że po prostu musiał się pan na niego zgodzić...
G.R.: Nie, nie... ja nic nie muszę.
KZ: Jak zatem wyglądało "kuszenie" Rosińskiego?
G.R.: Kuszenie... Między innymi ten element polski w "Skarbku",
to był właśnie taki element, który miał mnie przekonać, żeby to robić. Ale
mnie w zasadzie jedna rzecz może przekonać tylko. Jedna rzecz: po prostu
musi to być scenariusz znakomity. I oryginalny. Jeśli jest historia oryginalna
i świetna, no to... no to czego więcej trzeba?
KZ: A czy nie była to po trosze erotyka...
G.R.: E, tam.
KZ: ... która jest eksponowana bardziej niż w innych pana komiksach?
G.R.: Bardziej niż w innych, ale dużo mniej, niż w innych... nie moich,
prawda?
KZ: Tak, tak. Ale pan jest uważany za takiego bardziej "grzecznego" rysownika.
Była oczywiście "mocniejsza" scena w "Szninklu", widzieliśmy
nagą Sioban, czy Kriss de Valnor, lecz w tym komiksie jest tego więcej.
G.R.: Dlatego na mnie się cenzura rzuca potem właśnie, bo oni oczekują
tego ode mnie. Ja ze "Szninklem" miałem jakieś tam kłopoty, bo
jakaś pani na przykład... tutaj to historia taka, anegdotka... pretensje
miała... przyszła jakaś mamusia... że kupiła dziecku "Szninkla",
a tam takie obsceniczne rzeczy. To pani w księgarni wydarła tą stronę i
mówi: "Już nie ma, proszę bardzo." Nie, zresztą wszędzie, gdzie
jest to jakaś erotyka, jest ona konieczna. U mnie jest ona łagodna i moim
zdaniem... bo ja jestem bardzo... Ja mam alergię na wulgarność. Staram się
unikać tego po prostu. Nie jest to w mojej naturze.
KZ: Komiks dotyczy fabularnie malarstwa. Sposób podejścia pana do malowania
tego komiksu wynika właśnie z tematyki?
G.R.: No jest to ewidentne. Ja szukałem środków wyrazu najbardziej adekwatnych
do tematu, jaki mi zadano. W szkole nauczyłem się podejścia do każdego tematu
w sposób indywidualny. To nie było tak, żeby powtarzać te same gesty, obojętnie,
jaki temat by nie zadano, tylko, jeśli mam temat, to muszę znaleźć środki
wyrazu adekwatne do tego. Tutaj było to oczywiste, że nie mogłem tego robić
na komputerze. Jak na przykład rysuję "Thorgala" to mi się zdarza
często używać... łamać kawałek patyka i mazać patykiem, żeby zrobić dekor
jakiś, dekorację, tło jakieś mniej odpowiedzialne, bo jest to narzędzie,
które jest bardziej adekwatne do epoki średniowiecznej.
KZ: A dlaczego właściwie zrezygnował pan z kolorowania "Thorgala"?
G.R.: Ja nie mam czasu na to. Czas mi się zacieśniał, zawężał, coraz mniej
go miałem i dlatego nie mogłem jakoś... personalizować tego koloru. Teraz
będzie to bardziej pod kontrolą.
KZ: Jak nadzoruje pan pracę Grazy? Pytam, ponieważ coraz więcej jest głosów,
że ona się coraz mniej przykłada...
G.R.: To nie jest jej wina, ja tu muszę ją bronić. To nie jest jej wina,
to jest wina presji, niesamowitej presji wydawcy, żeby to było "już", "szybko" i "mniej
jakość, tylko szybkość". To musi być zawsze na wczoraj i ta dziewczyna
jest po prostu zmuszona do robienia rzeczy niemożliwych. To ja powiedziałem: "Basta
teraz", miałem długą dyskusję z moim wydawcą, "ona musi mieć czas
też na zrobienie, spokojne wykonanie swojej pracy."
KZ: Skończył pan malowanie "Złotych dłoni". Jak postępują prace
nad "Kriss de Valnor"?
G.R.: No, jestem już... pół albumu mam zrobione. Mam okładkę zrobioną.
Nawet zrobiłem dwie, bo się nie mogłem zdecydować.
KZ: A może pan zdradzić, co przedstawia?
G.R.: Tak... Oczywiście Kriss de Valnor (śmiech), bo przecież jest taki
tytuł.
KZ: Album ten jest retrospektywny?
G.R.: Nie, nie. To jest jakby... ciągnie się historia. Jest to kontynuacja
z poprzedniego albumu. Jest to oczywiste, bo kończy się to... Thorgal zdawać
by się mogło nie żyje. Ale też to jest sposób... ja to lubię też van Hamme'a
za to, że on się rzadko odwołuje do sił nadprzyrodzonych, żeby bohaterów
wyciągnąć z opresji, w jakiej się znaleźli. I tutaj jest... on ożywa...
Oczywiście Thorgal będzie żył... dalej. W sposób bardzo prosty jest wyjaśnione,
jak on ożył.
KZ: Czy sposób, w jaki malował pan teraz "... Skarbka" przełożył
się jakoś na kreskę w "Thorgalu"?
G.R.: To... jest to oczywiste, bo ja miałem ten okres taki szalony trochę...
takiej szalonej wolności twórczej w "Skarbku". Bo to, co widzimy
w albumie, ta precyzja taka, to nie jest... Jak ja to w dużym formacie malowałem,
to... to jest bardzo, bardzo takie malarskie. I ta swoboda mnie teraz...
teraz muszę wrócić z kolei do dyscypliny straszliwej, więc ja się... przyznam
się, że się męczę nad tym, ale robię wszystko, co mogę, żeby... Ja z góry
już się zastrzegam, że jeśli będą mi zarzuty stawiane, że to jest jakoś
puszczone, czy coś, co nie jest prawdą zupełnie, bo ja pracuję teraz bardzo
nad tym, żeby to był najlepszy album.
KZ: Mam teraz takie pytanie o okołokomiksowe publikacje, między innymi
o ilustrowany scenariusz "Westernu". Jest to dość nowe przedsięwzięcie.
Jak ono zostało przyjęte?
G.R.: To, jest to w ogóle rewolucyjne przedsięwzięcie, ponieważ... ja nie
wiem, czy to jest rewolucja wygrana czy przegrana, w każdym razie jest nowatorskie.
Nazwijmy to tak. Przyjęte zostało po prostu w kręgach bardzo... Bardzo interesujące
przyjęcie w kręgach, które do tej pory nic nie miały wspólnego z komiksem.
Na przykład prasa zajmująca się filmem. Bo my w końcu operujemy tym samym
językiem. Jest całe przygotowanie... To jest scenariusz filmowy. To jest
to samo, tylko, że później ja jestem całą ekipą. Rysownik jest ekipą całą.
KZ: Kiedy wychodził "Western", pana syn zrobił multimedialną
prezentację. Czy tego typu wydarzenia będą wpisane teraz w komiks, czy tego
będzie coraz więcej?
G.R.: My coraz bardziej próbujemy to robić. Jest to... wiem, że są próby
różnego rodzaju na ten temat. Coraz częściej, coraz więcej. Drogi są właściwie
otwarte, nie wiadomo, co nas czeka. Wiele dróg jest, wiele sposobów, żeby
łączyć media wzajemnie, między sobą, żeby się jakoś przenikały i przeplatały,
ale nie wiadomo, co czeka na końcu każdej z tych ścieżek... nie wiadomo,
co nas czeka. Może klęska, może sukces. No, próbuje się w każdym razie.
Taki ciekawy okres teraz przeżywamy w tym wszystkim.
KZ: Niedawno została wydana antologia "Cykl Qa", uzupełniona
dodatkowymi szkicami. Pana szkice znalazły się również w kolorowym wydaniu "Szninkla" we
Francji. Czy planuje pan może jakiś artbook?
G.R.: Zawsze. Tak, no oczywiście. Ale nie ode mnie zależy... To zależy,
jakie wydawca ma plany na ten temat. Ale to jest tak... bo na przykład Intégrale,
jak to się nazywa, to póki albumy się sprzedają, pojedyncze dobrze, to wydawca
nie ma interesu robić integralnych, większych albumów. To zmniejsza sprzedaż
pojedynczych. To się wydaje wtedy, kiedy mija taka fascynacja tym głównym
nurtem i ludzie zaczynają zapominać troszkę.
No, oczywiście mam projekty, dużo różnych takich making-of. Teraz na przykład
jest fenomen dossier prasowego. To się trochę zaczynało, jak mój syn zaczął
robić te dossier prasowe, Piotrek, wydawcy zaczęli zwracać uwagę na to coraz
większą i zrobił się taki fenomen kolekcjonowania dossier prasowych. Są
bardzo poszukiwane te dossier. Często towarzyszą temu jakieś CD-romy, jakieś
materiały dodatkowe, jakieś szkice niewydane. To ma uwieść dziennikarzy,
żeby dobrze pisali (śmiech) o tym. Dlatego wydawcy wydają często duże pieniądze
na promocje tego typu.
KZ: Coraz częściej do Polski przyjeżdżają zagraniczni artyści. Na te Warszawskie
Spotkania Komiksowe zawitał Dave McKean. Kiedy przyjedzie van Hamme?
G.R.: No, on zawsze chętnie. On w tej chwili gdzieś tam w Wietnamie jest
znowu, bo on jeździ właściwie po całym świecie. Ale on nie jeździ profesjonalnie,
on jeździ dla przyjemności, podróżuje. Jest to taki globtroter, podróżnik.
On ma to w naturze.
KZ: Jakie plany na przyszłość?
G.R.: Plany do 2007 mamy dość konkretne, a później... a później już mniejsze.
KZ: W takim wypadku jak to będzie z "Thorgalem"? Czy seria, jak
to się coraz częściej mówi, rzeczywiście skończy się na trzydziestym albumie?
G.R.: Nie, nie skończy się. Oczywiście, że się nie skończy i ja tu z całą
odpowiedzialnością mówię, że to się nie skończy. Skończy się, w jakim sensie?
To, że van Hamme nie będzie robił już może i scenariusza, a będzie go robił
kto inny? Jest masa świetnych scenarzystów. On jest za, on nie będzie blokował
dalszego ciągu, bo to już dawno zostało tak ustalone. I nie jest tak pewne,
czy ja będę to rysował również. Jeśli ktoś będzie rysował następny, to tylko
ten, kto będzie to robił lepiej ode mnie. My wszystko robimy w tym kierunku,
żeby to było jeszcze lepsze, żeby nie było to, że "a bo trzeba kontynuować".
Wszystko idzie w dobrym kierunku.
Trzeba sobie zdawać sprawę z jednej rzeczy: "Thorgal" to jest
rzadki komiks bardzo, gdzie bohater się starzeje. Bohater się starzeje,
ma dzieci, żonę, tak jakby historia się toczyła w czasie naturalnym. I teraz
co? No... Thorgal. No, co on może już? On już zrobił swoje w zasadzie. Teraz
jego dzieci mają coś do roboty, do działania. Dlatego nie musi się to nazywać
nawet "Thorgal". Wszystko jest otwarte, mamy jeszcze czas, jeszcze
historia nie jest zakończona. I ona nigdy się nie zakończy. Przede wszystkim
wydawca nigdy do tego nie dopuści. Jeśli autorzy są zgodni i są zadowoleni
żeby ktoś to kontynuował to trzeba być chyba samobójcą albo idiotą... wydawca,
żeby nie skorzystał z tej sytuacji. I zapewniam, że nic się nie kończy.
KZ: Dziękuję serdecznie za rozmowę. Rozmawiał: Jakub "Tiall" Syty
Po krótkiej rozmowie proszę jeszcze o autograf z jakąś ilustracją dla czytelników "KZ".
Rosiński szybko stawia kolejne kreski; śpieszy się na warsztaty, które mają
lada moment się rozpocząć. Dosłownie po chwili narzeka już i marudzi, że
coś ten rysunek mu nie wyszedł. Natychmiast przeszukuje swój czarny piórnik
w poszukiwaniu kolorowego mazaka, coś jeszcze poprawia cienkopisem, ciemnym
markerem zamazuje ubranie narysowanej kobiety. Gdyby była w negliżu, pewnie
byłoby jeszcze szybciej. Na końcu jeszcze dymek z wpisaną nazwą KZ, ciapnięte
serduszko i dedykacja z podpisem.
Wychodząc
oglądam jeszcze raz rysunek, aż w końcu chowam album, dyktafon i przygotowane
materiały do plecaka. Już po wszystkim... |
|