|
Ici Meme
Niektóre
tytuły trudno przetłumaczyć. Spytałem znajomego Francuza, co to dosłownie
znaczy po angielsku i odpowiedział: "Here it is". A potem zaczął
mi wyjaśniać, co znaczą poszczególne wyrazy. Tylko, że "Meme" to
także nazwisko głównego bohatera, a ponieważ na okładce widać, że telefonuje,
można założyć, że są to także słowa, jakimi zaczał rozmowę. Dlatego zostawiam
tytuł w oryginale - być może czytelnicy lepiej władający językiem francuskim
wymyślą jakieś ciekawe rozwiązanie.
"Ici Meme" to potężna księga o objętości bitych dwustu stron,
z czego 163 to plansze komiksu. Nie jest to jednak wydanie zbiorcze miniserii
komisowej, tylko premiera albumu drukowanego wcześniej w odcinkach w magazynie "A
Suivre", o czym informuje stosowny symbol na okładce. Zresztą umieszczone
na wspomnianym oznaczeniu słowo "roman" - powieść, pasuje tu doskonale,
gdyż w takiej objętości komiks staje się już "powieścią graficzną" -
zamkniętą całością fabularną pozbawioną uproszczeń, często cechujących krótsze
formy rysunkowych historii.
Polscy czytelnicy mający niedawno okazję zapoznać się z albumem Hugo Pratta "Corto
Maltese na Syberii" mogą sobie wyobrazić, w jakiej postaci ukazywały
się komiksy autorskie na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
w południowo-zachodniej części Europy. W odróżnieniu od współczesnego komiksu
frankofońskiego istotne było tam nie to, aby wypałnić kadrami 46 standardowych
plansz albumu, lecz by opowiedzieć swoją historię w sposób, który najlepiej
wykorzysta możliwości komiksowego medium. Ograniczenia, takie jak: czarno-biała
stylistyka i częsta konieczność prepublikacji na łamach magazynów, wynikające
z oczywistych wzgledów finansowych nie utrudniały zbytnio życia twórcom.
Wydaje się wręcz, że przeciwnie - pozwoliły wyewoluować gatunkowi i uczynić
z tego regionu świata komiksową potęgę.
O komiksie tym można by powiedzieć wiele w oparciu o wstęp Jean-Claude'a
Foresta - scenarzysty, który rzuca światło na opisane wydarzenia i sposób
powstawania opowieści, jednak pozwólmy dziełu, by mówiło samo za siebie,
czasem tylko powołując się na samego autora.
Motorem opowieści jest dość niezwykła sytuacja. Istnieje oto wyspa podzielona
na działki budowlane. Oddzielone są one od siebie szerokim murem, układającym
się w labirynt ścieżek dla osoby, która chciałaby po nim chodzić. Główny
bohater - Arthur Meme jest właścicielem tego muru, łącznie z bramami do
wszystkich posesji. Zajmuje się konserwacją muru i otwieraniem bram mieszkańcom
posiadłości, z czego czerpie zyski. Dodatkowo - czego dowiadujemy się już
na pierwszych stronach komiksu - próbuje on odzyskać całą wyspę, która kiedyś
należała do jego rodziny od wielu pokoleń, zanim wskutek przegranego procesu
nie przepadła na rzecz dalszych krewnych. Jak łatwo zgadnąć obecni właściciele
nie darzą Arthura estymą i tolerują go na murze tylko dlatego, że muszą,
niemal wszyscy serdecznie go nienawidząc.
Ta dość absurdalna, a jednak w gruncie rzeczy chyba możliwa sytuacja, mogłaby
pewnie prowadzić do jakiejś prostej historii sensacyjno-kryminalnej, jadnak
zupełnie nie o to chodziło scenarzyście. Oczywiście im bliżej finałowego
procesu, tym gwałtowniejsza będzie eskalacja wzajemnych pretensji i uprzedzeń
między mieszkańcami wyspy, ale na tle tych zdarzeń Forest zaczyna wprowadzać
zupełnie inne wątki i odniesienia.
Tutaj małe wyjaśnienie dla zaniepokojonych czytelników - być może część
z Was, podobnie zresztą jak ja, zastanawia się, dlaczego Arthur Meme, będąc
w posiadaniu wszystkich bram, nie zamknie ich na cztery spusty, zmuszając
w ten sposób mieszkańców do daleko idących ustępstw. Scenarzysta nie wyjaśnia
wprawdzie tej kwestii, ale możemy domyślać się, że jest to skutkiem jakichś
dodatkowych ustaleń na przegranym przez jego rodzinę procesie. Być może
chodziło o zapewnienie tzw. "drogi koniecznej", z tytułu czego
Arthur może czerpać korzyści... Warto poruszyć tą kwestię, aby uświadomić
sobie, że zdarzenia tu opisane nie muszą być aż tak niedorzeczne, jak się
to może z początku wydawać.
Kolejną wątpliwością będzie pewnie to, w jaki sposób Arthur dostaje się
na mur, jeśli cała wyspa jest rozparcelowana. Otóż - wcale tego nie robi.
Bohater opowieści mieszka w małym pokoiku zbudowanym na murze (1,66m x 2,48m)
i jak mówi - nigdy nie opuszcza wyspy. Zaopatrzenie dowozi mu znajomy marynarz.
Ze względu na psy, niemal nigdy nie schodzi z muru - aby otworzyć bramę
uwiesza się w cyrkowy sposób stopami za bramę, a zapłatę zbiera do garnka
z metrową rączką, który zawsze nosi przy sobie. Już choćby taki tryb życia
jest bardzo malowniczą sprawą do oddania w komiksie.
Aby lepiej wyjaśnić fabułę albumu oddam na moment głos Forestowi: "Myślę,
że sensu należy szukać w fascynacji, jaką wywołuje we mnie mechanika rzeczy.
W uproszczeniu - machineria świata". Okazuje się bowiem, że nawet ta
mała wysepka, choć początkwo stanowiąca wyodrębiony kawałek kosmosu, nie
pozostaje obojętna na pozornie zupełnie niezwiązane z nią zawirowania polityczne
w innej części kraju. Świat wykreowany przez Foresta składa się z wielu
elementów, które wiązą się ze sobą w logiczny, choć zaskakujący i trudny
do przewidzenia sposób.
Jaką rolę odgrywa tu rysownik? Przede wszystkim musi taką wizję przekonująco
przedstawić czytelnikom. Choć pole do popisu nie wydaje się tu duże, to
ukazanie labiryntu ścieżek, po których porusza się bohater uzbrojony w swój
garnek i pęk kluczy może stanowić nie lada wyzwanie. Trzeba zaznaczyć, że
akcja komisku dzieje się stale na dwóch poziomach - Arthur na murze i wszyscy
inni na ziemi. Dodatkowo, główny bohater, samotny wsród zantagonizowanego
tłumu kuzynów, powoli zaczyna postrzegać rzeczywistość w nietypowy sposób.
Kiedy idąc rozmawia ze swoimi stopami lub z murem, wydaje mu się, że ściana
i buty wyposażone są w uszy. W chwile potem zdaje mu się, że w ślad za nim
podąża ogromna mysz. Wyzwaniem jest tutaj takie przedstawienie świata, żeby
czytelnik nie pogubił się w gąszczu urojeń i przez cały czas wiedział, co
dzieje się naprawdę, a co tylko w głowie Arthura. Szczególnie, że akcja
potrafi przybierać zupełnie nieoczekiwane zwroty.
"Ici Meme" to ważny krok w historii sztuki komiksowej. Nie odkrywa
jakichś niezbadanych obszarów, ale opowiada swoją historię nie oglądając
się na podział na epizody, liczbę stron, bohaterów i anty-bohaterów. Autorzy
opowiedzieli to przy pomocy obrazków, ale chyba równie przekonująca byłaby
wersja filmowa bądź powieściowa, co uświadamia, że komiks nie jest jakimś
wyodrębnionym obszarem kultury, ale po prostu jedną z możliwych form wypowiedzi.
Może, co najwyżej, najmniej zbadaną i wyeksploatowaną z tych wymienionych.
Arek "xionc" Królak "Ici Meme"
Scenariusz: Jean-Claude Forest
Rysunki: Jacques Tardi
Litery: A. Delobel
Wydawnictwo: Casterman
Data wydania: październik 1979
Liczba stron: 200
|
|