|
Polonius
Człowiek i miasto
" A long train held up by page on
page
A hard reign held up by rage
Once a railroad
Now it's done..."
Andrew Eldritch Tytuł
komiksu dość frapujący - czyżby chodziło o przygody naszego rodaka? A może
to rzecz o sukcesach trenerskich Apoloniusza Tajnera? Po komiks Tardiego
i Picareta siegnąłem z zainteresowaniem, mimo że po napisaniu kilku tekstów
na temat francuskiego rysownika do tego numeru miałem już trochę dość. Było
warto!
Pewnie część z Was zastanawia się skąd to całe halo wokół mało znanego
w naszym kraju artysty, którego kreska obok np. Rosińskiego wydaje się
być
trochę nie z tej ligi. Sam muszę przyznać, że nie jestem jakimś zapalonym
fanem takiej maniery i choć - rzecz jasna - doceniam olbrzymi wkład Tardiego
w rozwój tzw. ambitnego bądź autorskiego komiksu, to jednak nie mogę powiedzieć,
żebym dostawał erekcji na widok jego prac. Z Poloniusem jest jednak trochę
inaczej. Komiks ten ukazał się po raz pierwszy nakładem szwajcarskiego wydawnictwa
Humanoides Associes w roku 1977, więc to już kawał komiksowej historii.
Jest on narysowany w sposób zupełnie odmienny od późniejszych prac twórcy.
Choć oczywiście widać, że jest to ta sama ręka, to jednak realistyczna
kreska zastosowana w albumie dość mocno odróżnia komiks od innych rzeczy
sygnowanych
przez Tardiego, jakie miałem okazję zobaczyć. Pewnie jest to kwestia gustu,
jednak mi się taki styl bardzo podoba - nie jest to sterylny, dopieszczony
rysunek, ale szybki, czasem pobieżny ale za to w 100% naturalny sposób
przedstawiania świata. A skoro Tardi udowadnia tutaj, że potrafi narysować
znakomity, klasyczny
komiks (Polonius graficznie troche kojarzy mi się z zeszytami Conana,
które wychodziły w latach osiemdziesiątych), to w pewien sposób daje
mu to większy
mandat do promowania własnej stylistyki (czy się ona komuś podoba czy
nie).
Ale, wbrew temu co tu dotąd napisałem, to nie świetne rysunki Tardiego
przemówiły do mnie najbardziej w Poloniusie, tylko kompaktowy scenariusz
Picareta.
Ten komiks to tylko 42 plansze, więc nawet jak na standardy francuskie
- króciutki. Jednak na tych zaledwie 42 planszach Picaret zdołał skomponować
przekonujący, niebanalny świat, który zaskakuje czytelnika niemal na każdym
kroku, a jednak cały czas śledzimy wydarzenia z przekonaniem, że wszystko
to mogłoby się zdarzyć naprawdę (pod pewnymi warunkami). Czytając Poloniusa trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to komiksowa adaptacja
jakiejś powieści i to takiej na ładnych paręset stron. Fani literatury
często mówią, że zaletą czystej prozy jest to, że obrazy powstają w
umyśle czytelnika.
W przypadku Poloniusa jest tak, że obrazy mamy na papierze, ale cała koncpcja
świata i opisywane zdarzenia powstają w istocie w głowie odbiorcy, ponieważ
scenarzysta tylko sugeruje nam pewne elementy tej wizji. Czyli nie mamy
tu do czynienia z częstym w komiksie streszczeniem/skrótem. Zamiast tego
Picaret pokazuje nam migawki z róznych spotkań, rozmów, zdarzeń a zadaniem
czytelnika jest wymyślenie sobie tego wszystkiego, czego w komiksie nie
ma. Rewelacyjny pomysł, tylko proszę teraz nie myśleć, że komiks nie ma
fabuły, bo to ścieżka donikąd. Komiks ma fabułę. Jednak podobnie jak w dziewiętnastowiecznej literaturze,
fabuła jest tu pretekstem do pokazania kunsztu pisarza-scenarzysty, który
wokół opisywanych zdarzeń potrafi utkać misterną konstrukcję przedstawionego
świata. Jednak, o ile pisarz ma do swojej dyspozycji setki drobno zapisanych
stron i wciąż pozostawia sporo miejsca na niedopowiedzenia, scenarzysta
komiksowy ma tylko okazję pokazać swoich bohaterów w kilku sytuacjach
i na ich podstawie czytelnik musi sam stworzyć własną, kompletną wizję
takich
postaci. W przypadku bohaterów drugoplanowych może się zdarzyć, że istotna
z punktu widzenia danej sceny postać pojawia się w niej po raz pierwszy
w komiksie, a w przedstawionym świecie widzimy że wystąpiła już wiele
razy, tylko "poza planszą". W ten sposób duża część komiksu dzieje się
jedynie gdzieś w świadomości czytelnika - każda scena implikuje jakieś inne
sceny, które musiały kiedyś wystąpić, jednak autor uznał, że odtworzenie
ich przebiegu należy pozostawić odbiorcy. Dzięki temu kilkudziesięcioplanszowy
album ma rozmach porównywalny z kilkusetstronicową księgą. Jeśli nie taka
będzie przyszłość komiksu realistycznego, to sam nie wiem jaka, bo komiks
z samej głębi swej istoty ma tendencję do dokonywania skrótów (proszę zwrócić
uwagę, że dwuzdaniowy dialog przedstawiony w komiksie jest dla nas do zaakceptowania,
podczas gdy w powieści odebralibyśmy go jako streszczenie rozmowy). Ale nawet nie w tym tkwi cały "power" Poloniusa. Wypychanie niektórych
scen poza kadry komiksu znamy już choćby z Thorgala (naprawdę - strasznie
lubię tę serię, choćby za to). Najbardziej niesamowite jest to, że autor
posługuję się jakąś trudną do rozszyfrowania symboliką i to w taki sposób,
jakiego bym się nigdy po komiskie realistycznym nie spodziewał. Kojarzycie
na pewno takie filmy, w których akcja toczy się zupełnie normalnie, a nagle
pojawia się jakaś scena, o której wiemy na pewno, że nie ma znaczenia dla
fabuły, ale ma nam coś powiedzieć. Tutaj też tak jest, ale zanim do tego
dojdę, muszę napisać coś na temat samej opowiedzianej historii. "
Trzepały się nad tym żywym trupem,
wzlatywały, spadały i krążyły wron całe gromady.
Zorza szybko gasła. Zza świata szła noc, rozpacz i śmierć."
Stefan Żeromski Komiks opowiada historię młodego mężczyzny - Poloniusa, który wychował
się na stepie, jednak marzy o zamieszkaniu w wielkim mieście Ru. Akcja komiksu
dzieje się w czasach antycznych (choć Tardi w przedmowie wspomina coś o
fantastyce i rozwijaniu się akcji w przyszłości). I wszystkie realia są
świetnie pokazane (a właśnie czytam ostatnio mnóstwo literatury antycznej,
więc mam odniesienie), aż w pewnej chwili Polonius wyciąga z kieszeni zegarek
na łańcuszku - taką dziewiętnastowieczną busolę - i zaczyna się nią bawić.
I to jeszcze można by uznać za artystowskie pitu-pitu, zupełnie nie na miejscu,
gdyby nie pewnien szczegół. Polonius postanawia zorganizować wyprawę do
miejsca pochodzenia zegarka (oczywiście tylko czytelnik wie, że jest to
zegarek) i po wielu przygodach (pamiętamy - 42 plansze...) odnajduje tory
kolejowe i wykolejony pociąg. Czarna lokomotywa do połowy zasypana piaskiem
a wokół niej rozrzucone kufry i walizy. Czytelnik pewnie odruchowo czeka
na wyjaśnienie - o co chodzi z tym pociągiem. Ale właśnie z nim o nic nie
chodzi. Ten wątek się tu kończy. Z punktu widzenia dalszej opowieści nie
jest dłużej istotny. Proszę samemu pomyśleć - mówi nam autor. Sporo jest
tu takich momentów, kiedy można sobie pomyśleć, jeśli tylko ktoś lubi zastanowić
się nad czytanym dziełem.
Czy łatwo będzie mi Was przekonać, że komiks ukazuje poza tym ewolucję
głównego bohatera, początkowo wypełnionego ciekawością świata, następnie
brutalnie
sklepanego przez rzeczywistość, jednak wciąż pełnego nadzieji i hartu
ducha, potem wyniesionego na wyżyny z kótrych dobrowolnie zejdzie prowadzony
chęcią
moralnego odnowienia, tylko po to by w chwili załamania pogrążyć się w
rozpuście i rezygnacji, jak większość otaczających go ludzi, a wreszcie
na końcu przechodzącego
jeszcze jedną przemianę, która będzie swoistym zwieńczeniem tego albumu? Czy uwierzycie bez trudu, że komiks ten opowiada historie wielkiego i
wspaniałego miasta, opisuje jego stosunki społeczne, zwyczaje, elity,
a wreszcie jego
ponury upadek? Na tle tego miasta rozgrywają się wszystkie opisane w komiksie
wydarzenia, zresztą we wstępie rysownik zapowiada pewną klamrę kompozycyjną
na która składa się pierwsze i ostatnie spojrzenie Poloniusa na potężne
Ru. Czy dacie się przekonać, że komiks, w gruncie rzeczy mainstreamowy, nie
zawierający żadnych specjalnych udziwnień mogących zaklasyfikować go w
poczet nurtu eksperymentalno-artystycznego, wydany w drugiej połowie
lat siedemdziesiątych
zawiera kilka spośród najmocniejszych scen, jakie można zobaczyć na kartach
tego medium? W Poloniusie Tardi pokazuje, że rysowanie makabrycznych scen
to dla niego żadne tabu. Potem daje temu ponownie wyraz w "Wojnie Okopów",
ale "Wojna" ukazała się jednak sporo później. Zresztą tematyka
wojenna rządzi się nieco innymi prawami.
W posłowiu scenarzysta pisze, że w czasach, kiedy album powstawał, to
jeszcze nawet nie był komiks, tylko przygoda graficzna bądź estetyczna,
która podówczas
nie obchodziła prawie nikogo. Polonius cofa nas w czasie do roku 1974
(rok jego ukazania się w magazynie Metal Hurlant), kiedy to we Francji
rozpoczęło
się coś, co wkrótce miało pojawić się też w USA - autorzy, którzy wydawali
się sami, kpiąc sobie z nakazów i zakazów komercyjności. Według Picareta,
było to naprawdę ekscytujące. Wszystkie te elementy składają się na całość, której nie zawaham się określić
mianem "wybitnej" i jestem przekonany, że jeśli chodzi o szeroko
rozumiany komiks środka (nie mylić z komiksem młodzieżowym), Polonius ma
do zaoferowania coś co wyróżnia go z ogromnej masy pozycji na rynku francuskim.
Więc jeśli miałbym polecić jeden komiks Tardiego, komuś kto nie chce tracić
czasu na czytanie wszystkich interesujących pozycji, to na dzień dzisiejszy
byłby to właśnie Polonius.
Arek "xionc" Królak
Polonius
Scenariusz: Jacques Tardi
Rysunki: Picaret
Wydawca: Futuropolis-Gallimard
Wydanie: trzecie
Data wydania: wrzesnień 2000
Liczba stron: 56
Cena na okładce: 75 FF lub 11,43 Euro
|
|