"Wilki w ścianach"

Dla kogo są "Wilki w ścianach"? Dla dzieci, czy dla dorosłych? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka oczywista. Z jednej strony media przedstawiają tę książeczkę jako nową pozycję dla najmłodszych, z drugiej nazwiska Gaimana, to przede wszystkim, ale również McKeana, kierują w jej stronę oczy dojrzałych czytelników fantasy i komiksiarzy.

Problem, który chciałbym tutaj krótko omówić, nasunął mi się na myśl jeszcze przed zakupem opisywanej książki. Nie za bardzo wiedziałem, co dostanę do ręki. Podawana w zapowiedziach liczba stron budziła moje wątpliwości, tym bardziej, że cena książki wydawała mi się być bardzo wysoka, jak na niewielką jej objętość. Ponadto wspomniana prezentacja "Wilków..." jako nowej pozycji dla dzieci rozbudzała moje zastrzeżenia, czy zakup przyniesie mi przyjemność czytania. Jak się okazało po lekturze, moje wątpliwości nie zostały rozwiane, dlatego też chciałbym się podzielić moimi przemyśleniami.

Zacznę dobitnie i powiem wprost: dorosły czytelnik może nie odnaleźć w lekturze "Wilków..." prawdziwej rozrywki. Tej starcza tu ledwie na dziesięć minut. Opowiedziana przez Gaimana historia raczej nie powala na nogi. Nie jest wybitna, nie urzeka esencją świeżości. Jest prostą, przy tym nieco straszną opowiastką. Wydana niedawno "Koralina" także jest historią grozy oscylującą w granicach horroru, nie mniej jednak czystą prozą, uzupełnioną kilkunastoma szkicami McKeana. Inaczej jest w omawianej książeczce. "Wilki w ścianach" przemawiają do czytelnika w obydwu płaszczyznach: poetyckiej i czysto wizualnej. Skłaniałbym się nawet do twierdzenia, że bardziej w tej drugiej. Wydaje mi się, że przytaczana książeczka to bardziej popis ilustratora niż autora. Nie chciałbym wytykać Gaimanowi, że nie napracował się zbytnio nad książką, która dodaje mu sławy (mając dodatkowo w pamięci to, że pomysł na tę historię płynie ze snu jego córki, a nie wyobraźni pisarza), lecz cała historia mogłaby być bardziej rozbudowana.

Gdybym jako dziecko dostał w swe ręce "Wilki w ścianach" to uważam, że mógłbym mieć pewne problemy z zasypianiem, a najmniejszy szmer gdzieś w głuchej ciszy nocy stanowiłby dla mnie powód do lęku. Ale nie byłoby tak przede wszystkim dlatego, że Gaiman opowiada nam swoją bajkę bardzo sugestywnie. To ilustracje McKeana potrafiłyby sprawić, że cień rzucany przez jakikolwiek przedmiot na ścianę mógłby zacząć kojarzyć się z wychodzącym z niej wilkiem. I nie tylko z wilkiem, a bardziej z bezosobowymi postaciami, które spróbował ożywić ilustrator.

No właśnie, czy słowo "ożywić" jest w tym przypadku trafne? Bohaterowie wykreowani przez McKeana są niczym figurki wystrugane z drewna. Patrzą na czytelnika pustymi oczami, ciemnymi oczodołami, w których brak ludzkiego uczucia. Czy taka wizja świata może spodobać się dziecku? Czy nie wywoła u niego niezrozumiałego uczucia strachu? Wydaje mi się, że styl brytyjskiego ilustratora bardzo różni się od wszystkiego, co pokazywane było w książeczkach dla dzieci. Nie jest to przecież ciepła, przyjemna rzeczywistość, a raczej niemiła i odpychająca. Dość ryzykowny to zabieg.

Z drugiej strony warto zwrócić uwagę na to, że dzięki tej pozycji polski czytelnik może wreszcie zapoznać się z większą pracą Brytyjczyka zajmującego się ilustrowaniem. Dzieciom nazwisko McKeana nie mówi nic, tymczasem czytelnicy komiksów znają doskonale jego okładki do "Sandmana". W tym momencie bardzo żałuję tego, że wydanie "Wilków..." nie związane było w żaden sposób z wizytą artysty w Polsce. Prawdę powiedziawszy polski czytelnik mógł mu dać do podpisania albo któryś z tomów gaimanowskiego cyklu o Władcy Snów, albo "Koralinę". W żadnym przypadku wkład grafika nie był tak duży, jak to jest w przypadku "Wilków..."

Czy miłośnicy prozy Gaimana mogą poczuć się zawiedzeni "Wilkami w ścianach"? Lubię Gaimana, tymczasem opisywana pozycja nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Jest bardzo dobrze skonstruowana, zawiera pewną treść, ale jest strasznie krótka i właściwie kończy się równie szybko, jak zaczyna. Tutaj można postawić sobie zupełnie innego typu pytanie, a mianowicie: czy Gaiman musi wciąż pracować na swoją reputację, czy po prostu wolno mu popełniać proste rzeczy, za które i tak zostanie oceniony bardzo wysoko. Przypomnę, że "Wilki..." otrzymały w tym roku prestiżową nagrodę British Science Fiction Association, a także znalazły się na liście dziesięciu najlepszych ilustrowanych książek dla dzieci roku ubiegłego w plebiscycie The New York Times. To luźnie rzucone pytanie pozostawię bez rozstrzygnięcia.

Aby podsumować, przypuszczalnie najrozsądniejszą tezą byłoby stwierdzenie, że prezentowana książeczka znajdzie się w poważaniu zarówno młodej, jak również starszej grupy odbiorców, tymczasem ja jestem bardziej przekonany o tym, że nie jest ona konkretnie skierowana do żadnej z powyższych grup, a raczej tkwi gdzieś w zawieszeniu. Czemu? Z jednej strony jest ona graficznie bardzo wyrafinowana i poprzez to skierowana do starszego odbiorcy szukającego dokonań utytułowanego McKeana, z drugiej zbyt prosta dla nich, jeśli chodzi o jej treść. Przeciwnie zupełnie jest, w moim odczuciu, w przypadku dzieci, które znajdują niewymagającą, acz straszną historię do poduszki, lecz graficznie nie do końca skierowaną do nich.

Czytelnicy komiksów powetują sobie bez problemu niespecjalnie wymagającą historię o wilkach wychodzących ze ścian nowym tomem "Sandmana", czy też "Arlekinem i Walentynkami", a obserwowalny wyraźnie boom na twórczość Gaimana powinien przynieść wkrótce kolejne jego wybitne historie. Jednak z "Wilkami..." warto się zapoznać. Do księgarń trafiła dość nietypowa rzecz, która tak naprawdę wcale nie jest jednoznacznie zdefiniowanym produktem i może zostać różnie odebrana. Trudno pozostać obojętnym.

Jakub "Tiall" Syty

 

"Wilki w ścianach" pewnie przeszłyby kompletnie bez echa, gdyby nie wzięli się za nie dwaj gwiazdorzy: uznany pisarz Neil Gaiman i nie mniej ceniony ilustrator Dave McKean. Dzięki temu zwykłą, prostą książeczką dla dzieci zainteresowały się środowiska czytelników fantastyki i komiksów. Ci drudzy zaczęli nam nawet wmawiać, że to nie książka, tylko komiks. Eksperci "KKK" wciągnęli "Wilki" na swoje listy przebojów kwartału, naczelny KZ zapragnął zobaczyć książkę wśród recenzji komiksów, zamiast dawać ją do działu pekaef, gdzie znaleźć się powinna.

A to naprawdę książeczka dla dzieci. Jej fabuła jest prosta i szalenie krótka, z dobrym zwrotem akcji i przyjemnym zaskoczeniem. Tekstu w niej niewiele, więc można przeczytać ją w parę chwil. Dla dzieci jakaś frajda jest, dorośli, skuszeni nazwiskiem Gaimana, pewnie by odłożyli ją szybko zniechęceni, gdyby nie ilustracje McKeana.

Muszę przyznać, że biorąc do ręki "Wilki w ścianach" spodziewałem się czegoś pokroju "Koraliny" - po prostu kolejnej powieści. Nie pasowała mi tylko ta twarda okładka. A tu proszę, zaskoczenie - środek w pełni ilustrowany. Po prostu tekst na obrazkach, tak jak w wielu książeczkach dla najmłodszych. Różnica jest tylko jedna i to bardzo wyraźna. Zazwyczaj w takich książeczkach mamy do czynienia z cukierkowymi, baśniowymi obrazkami, czasem w stylu studia Disneya. Ilustracje McKeana są diametralnie inne.

Są nowoczesne, są odważne, są niebanalne. Grafik z niezwykłym wyczuciem łączy techniki malarskie, rysunkowe i fotografię, tworząc przy pomocy komputera wyjątkowo smakowity kolaż. Równie wspaniale zaprojektowane są wszelkie dodatki - strona tytułowa czy okładka - dopasowane doskonale do historii. Osoby, które pokochały twórczość McKeana oglądając okładki do "Sandmana" powinny być zadowolone. Dla samej warstwy graficznej warto nabyć "Wilki w ścianach". Są one przy okazji przedsmakiem przed pierwszym komiksem, który zamierza wkrótce wydać Mag - "Mr. Punchem" tych samych autorów.

Jarek Obważanek - WRAK

 

Gaiman zaskarbił sobie łaskę czytelników z kraju nad Wisłą. Najlepszym dowodem potwierdzającym tą tezę jest wydanie Wilków w ścianach - ekskluzywne i co za tym idzie, bardzo drogie. 30 zł za kilka minut lektury i dość prostą historyjkę to zdecydowanie za dużo, ale na pocieszenie pozostają kapitalne grafiki (bo rysunki, to nie jest odpowiednie słowo) wykonane przez McKeana. Bardziej do oglądania, niż czytania. Ciekawe, czy Mag pójdzie za ciosem i za podobnie zbójnicką cenę wyda zapowiadanego Mr Puncha?

Sławek "pookie" Kuśmicki

 

Tytuł oryginału: The Wolves in the Walls
Tekst: Neil Gaiman
Ilustracje: Dave McKean
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Mag
Data wydania: 2004
Liczba stron: 56
Format: 23 x 23,5 cm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 29,00 zł