Fortune and Glory

 

Fortune&Glory to komiks Bendisa memu sercu najbliższy, autobiograficzna humoreska na Hollywood, kwintesencja jego dokonań na polu twórczości niezależnej, potem autor oddał się komercji i wielkiej forsie - fakt nie stał się totalną komercyjną dziwką, zachował swój styl i zwykle trzyma dobry poziom (Powers, Alias).

Ale fakt faktem - sprzedał się komercji, aha... i przestał rysować. Właśnie rysunki Bendisa z F&G podobają mi się u niego najbardziej, zmienił tutaj realistyczny styl stosowany w swoich pierwszych autorskich komiksach: Fire, Jinx, Goldfish i Torso (które stały się jego trampoliną do sławy) na uproszczoną, kreskówkową, zabawną i lekką krechę. Dotychczas najciekawszym osiągnięciem BMB było Torso, gdzie jego styl opowiadania kryminału czarno-białym, a właściwie często pełnym czerni, gdzie biel tylko zarysowuje kontur twarzy i postaci, rysunkiem, jest najbardziej dojrzały i dopracowany. W sumie nie ma co się dziwić, że rysunek w F&G jest zupełnie inny - to nie jest czarny kryminał, pełen przemocy i okrucieństwa, zaludniony przez złych i bezwzględnych i tych mniej złych, acz równie bezwzględnych. Bendis bardzo dobrze dostosował rysunek do historii, historii jego flirtu z Hollywood, w której usiłuje sprzedać scenariusze filmowe Goldfish, a później Torso. Przez całe F&G próbuje sprzedać komiksy przerobione na filmy, spotyka się z ludźmi filmowej branży, gada przez telefon z agentem i tak w kółko. I talent Bendisa sprawia, że nawet dziesiąte spotkanie nie nudzi, że śmiejemy się podróżując przez galerie debili, idiotów, mitomanów, tumanów, zboczeńców, straceńców, chamów i pedantów. Przemierzamy setki metrów kwadratowych ich gabinetów, poruszamy się po Hollywood od jego "intelektualnego" zaplecza. Zabawna i pouczająca to podróż, bo prócz lekkich rysunków BMB serwuje nam świetne dialogi i jak to zwykle bywa w jego komiksach (czasem także tych nieautorskich i komercyjnych) bardzo dobre kadrowanie. Bendis potrafi kadrować niemal filmowo, współopowiadać kadrem, budować fabułę i kreować postacie niemal samym dialogiem. Właśnie w F&G widać to znakomicie.

Dwa wyimki z fabuły F&G (z pamięci):

Do Bendisa dzwoni gruba ryba z jakiegoś wielkiego studia, chwali bardzo scenariusz, rozpływa się wręcz i nagle krzyczy do słuchawki, że mu autor dupę zawraca, że nienawidzi komiksów i w ogóle nie wie czemu mu BMB czas zabiera. Na to Bendis: "Przecież, to pan do mnie dzwoni...".

BMB trafia do gabinetu ponoć jednego z najinteligentniejszych macherów hollywoodzkich, chce sprzedać scenariusz Torso, historii opartej dość ściśle na faktach, w której Eliot Ness (pogromca Ala Capone) prowadzi śledztwo w sprawie pierwszego seryjnego mordercy w USA i nagle całe rozmowy się sypią, bo przedstawiciel zacnego studia zaczyna gorączkowo myśleć "kto ma prawa do tego, jak mu tam Nessa?". "Ale Ness to postać historyczna, nikt nie ma do niej prawa, to prawdziwa postać." - ripostuje Bendis. "Nie nie, ktoś musi mieć do niego prawa!"...

Po F&G BMB nie stworzył już komiksu autorskiego, szkoda, bo robił je z tytułu na tytuł coraz lepsze. Może kiedyś? Bo Bendis to człek utalentowany i produkując niemal masowo komercyjne czytanki robi je dobrze, czasem bardzo dobrze, ale potrafi więcej, czego dowodem jego pierwsze komiksy i na deser Fortune and Glory właśnie.

Adam "mykupyku" Gawęda

PS. Oba scenariusze Hollywood zakupiło i leżą jak tysiące innych, żeby ich konkurencja nie podkupiła, leżą na wieczne nigdy...

Scenariusz/Rysunki:
Brian Michael Bendis

Wydawca:
Oni Press, Lipiec 2000
Cena: $14.95
Stron: 136
Kolor: czarno-biały