Powers: bohaterowie inaczej

 

Lata osiemdziesiąte wywróciły świat superbohaterów do góry nogami. "Strażnicy" Alana Moore'a i "Powrót Mrocznego Rycerza" Franka Millera to komiksy, które zrekonstruowały mit bohatera komiksowego. Obaj autorzy posługując się różnymi metodami, w odmienny sposób, "uczłowieczyli" śmiałków w śmiesznych kostiumach, wyznaczając tym samym ramy dla nowej drogi opowiadania o superherosach. Przez prawie dwadzieścia lat komiksy o pogromcach zbrodni nie wykraczały poza ustalony schemat, ograniczając się do przetartego szlaku: jeśli superbohater to paranoja podwójnej osobowości bądź problem przystosowania się do otaczającego i zmieniającego się świata.

"Powers" autorstwa Briana Michaela Bendisa i Michaela Avona Oeminga to seria, która zrywa z taką konwencją opowieści o superbohaterach. Odcinając się tym samym od tego, co w ciągu ostatniej dekady XX w. stało się prawdziwym wyznaniem wiary dla twórców komiksów z udziałem zamaskowanych herosów. Bendis, scenarzysta tej serii, rezygnuje z przyjętego i zaakceptowanego wizerunku superbohatera - masochisty. Nie ogranicza się jedynie do nieprzystosowanego społecznie psychopaty, wyposaża on swoich bohaterów we wszystkie cechy właściwe przeciętnemu człowiekowi. Jest to tym samym kolejny krok w dalszym "uczłowieczaniu" mścicieli w rajtuzach.

Komiks ten, w wielkim skrócie, to opowieść o dwójce policjantów z wydziału zabójstw. Christian Walker i Deena Pilgrim, bo o nich mowa, specjalizują się w sprawach, w które uwikłani są superherosi. To ta para, a nie postacie w lateksowych strojach, ratujący świat przed zagładą, jest głównym "bohaterem" tej historii. Paradoksalnie to właśnie dzięki temu autorom tej serii udało się uzyskać nową formułę prezentowania komiksowych superbohaterów. Bendis zastosował, bowiem bardzo prosty zabieg polegający na odwrócenia "komiksowej kamery", w ten sposób, że bohaterów obdarzonych super mocami oglądamy oczami zwykłych ludzi. A obraz, który otrzymujemy jest daleki od tego, co znamy z komiksów Millera i Moore'a.

Jest to wizerunek przedstawiający "normalnego" superbohatera. Takiego, który nie jest socjopatą jak Rorschach Moore'a, ani tym bardziej opętanym poczuciem misji szaleńcem jak Batman Millera. Mówiąc "normalny" mam na myśli bohatera współczesnego, bardziej przypominającego gwiazdę pop niż pogromcę zła, otoczonego przez wianuszek reporterów i kamer, wokół którego krążą stada grouppies, postać, którą bardziej niż problemy egzystencjalne interesuje jego wizerunek w mediach i honorarium za udział w reklamach. Ta "normalność" na tym się nie kończy. Poza swoim życiem "zawodowym" superbohaterowie posiadają rodziny, żony, kochanki, tak samo jak inni są próżni, zadufani w sobie, samolubni, wreszcie tak jak inni popełniają przestępstwa.

W trzecim zbiorczym wydaniu Powers pt. "Little deaths" jeden z superbohaterów umiera w dziwnych okolicznościach. Nagie ciało odnaleziono w tanim motelu. Ale rozwiązanie zagadki kryminalnej nie jest tu - dla Bendisa - najistotniejsze, ważniejsze jest to, co niesie za sobą ta śmierć. Interesuje go to, jak w jednej chwili do góry nogami wywraca się świat żony nieżyjącego herosa, pokazuje też sposób w jaki media oraz liczne kochanki zamaskowanego mściciela wykorzystują fakt jego śmierci. W efekcie otrzymujemy wizerunek bohatera, który niczym nie wyróżnia się w tłumie przeciętnych ludzi. Potrafi być kochającym mężem, a jednocześnie korzystać w określony sposób z uroków popularności. Jednym słowem, pozostaje normalnym człowiekiem bez problemów z osobowością, czy też z przeświadczeniem o pełnieniu zbawczej dla świata roli.

Bendis potrafi znakomicie korzystać z potencjału, jaki daje komiksowe medium. Kolejna opowieść w tym zbiorze to przykład na przenikanie się światów, komiksowego i jak najbardziej rzeczywistego. Gwiazdą tej historii jest nie kto inny a Warren Ellis, nie jako scenarzysta ale jako bohater, scenarzysta komiksowy który chce poznać pracę policjantów z wydziału zabójstw. W ciągu jednej nocy w policyjnym radiowozie Ellis prezentuje swoją własną "komiksową" filozofie, to jakie komiksy tworzy, chce tworzyć i czym jest dla niego to medium. Sprawa, którą przyjdzie mu podglądać oczywiście dotyczy super złoczyńcy, a splot akcji i zakończenie czyni tą krótką fabułę jedną z najbardziej nietypowych historii stworzonych przez Bendisa. Oto bowiem w wyniku kolejnych zdarzeń Warren Ellis jest postawiony przed wyborem - albo zastrzeli Walkera albo sam zginie. I w tym momencie historia się urywa. Akcja ni stąd ni zowąd przenosi się do sklepu z komiksami gdzie dwóch młodzieńców rozmawia na temat tego komiksu. Jeden z nich czytał już tą historie i namawia kolegę na kupno, mówiąc że jej zakończenie wgniecie go w fotel (zakończenie którego nam czytelnikom nie dane było poznać). Bendis przewrotnie zamyka opowieść miksując świat komiksu z rzeczywistością dzięki czemu trudno rozróżnić co jest realne, prawdziwe a co jedynie zmyśloną historią. Tego rodzaju elementy, gierki fabularne wprowadzają czytelnika w świat, w którym superbohaterowie żyją naprawdę.

Nietrudno zauważyć, iż pomysł na prezentowanie komiksowych herosów z perspektywy przeciętnego człowieka nie jest oryginalnym tworem Bendisa. Mam tutaj na myśli komiks "Marvels". Jednak historia Kurta Busieka i Alexa Rossa jest jedynie nostalgiczną podróżą poprzez uniwersum Marvela, a próby zanurzenia się w obyczajowości są jedynie przerywnikiem pomiędzy kolejnymi przełomowymi momentami dla tego uniwersum. Busiekowi brakuje tego co scenarzysta "Powers" ma w nadmiarze. Dysponuje on bowiem niesamowitym talentem do kreowania wiarygodnych postaci niezależnie od tego czy ustawia je na pierwszym, drugim czy trzecim planie. Seria "Powers" jest jak dobry tasiemiec policyjny, akcję napędzają statyczne sceny w zamkniętych pomieszczeniach opierające się na rozmowach i zeznaniach, które wciągają czytelnika mocniej niż strzelaniny czy pościgi. Każdą z popełnionych zbrodni poznajemy kawałek po kawałku z opowieści poszczególnych bohaterów. Bendis to mistrz dialogu, potrafi sprawić, że czytelnik przestaje widzieć kartkę papieru z rysunkiem i tekstem w dymku, dostrzega on opisywane przez bohaterów zdarzenia.

To właśnie wyróżnia "Powers" na tle innych komiksów (nie tylko superbohaterskich). U Bendisa łatwo można zauważyć wyraźną tendencję do tworzenia historii z pogranicza komiksu obyczajowego, w którym mimo tego teatrzyku, tej superbohaterskiej blagi autor opowiada historie, którym nie można odebrać waloru realności.

Seria ta nie jest może kamieniem milowym w historii komiksu, ale to mniejszy kamyczek uruchamiający lawinę, dzięki której opowieściom o pogromcach zbrodni udaje się (przenosząc środek ciężkości prezentowanej fabuły w stronę komiksu obyczajowego) uwolnić z klinczu ciągłego kalkowania post-moore'owskich, post-millerowskich schematów.

A o tym, że istnieje zapotrzebowanie na tego typu historie najlepiej świadczy fakt, iż w tym roku ruszył nowy inprint wydawnictwa Detective Comics: DC Focus, w którym prezentowane opowieści zbudowane mają być na podobnej do "Powers" zasadzie: dotyczyć będą zwykłych ludzi uwikłanych w superbohaterskie (a jakże) historie.

Karol Konwerski

Tekst w skróconej wersji ukazał się pierwotnie w 21 numerze KKK