Ballada o smutnym pająku

"Spider-Man: Blue"

Gdy piszę te słowa, na ekranach amerykańskich kin rządzi już "Spider-Man 2", a w Polsce komiksowi maniacy odliczają dni do sierpniowej premiery (albo - he, he - ściągają sobie właśnie film na DivX). Myślę więc, że to znakomita okazja, by przedstawić jeden z ciekawszych komiksów o Pająku, jaki w ostatnich latach ukazał się w Ameryce. Mowa o sześcioodcinkowej miniserii "Spider-Man: Blue" Jepha Loeba i Tima Sale'a.

"Blue" należy do "kolorowego" cyklu Loeba i Sale'a, w skład którego wchodzą także: "Daredevil: Yellow" oraz "Hulk: Gray". Choć poszczególne albumy nie są ze sobą powiązane, łączy je tematyczne podobieństwo. W każdej historii główny bohater, powodowany stratą ukochanej osoby, rozpamiętuje początki swojej kariery, a wraz z nimi rozkwit swej nieszczęśliwej miłości. W "Yellow" Matt Murdock pisze list do Karen Page, w "Gray" Bruce Banner zwierza się psychiatrze na temat związku z Betty Ross, w "Blue" zaś Peter Parker nagrywa na starym dyktafonie swoje wyznania do nieżyjącej Gwen Stacy.
Dzisiejszym czytelnikom może trudno w to uwierzyć, ale Mary Jane Watson nie była jedyną dziewczyną, do której Parker smalił cholewki. Rudowłosa miała poważną konkurencję w postaci uroczej blondyneczki - Gwen Stacy właśnie. Przez długi czas panna Watson musiała się zadowalać drugą pozycją, jako że Peter nie widział świata poza Gwen (no, może nie całkiem, ale fakt jest faktem, że na jej widok robił cielęce oczy). I gdy wszystko wskazywało na to, że ci dwoje będą żyli długo i szczęśliwie, wydarzyła się tragedia, której nikt nie przeczuwał. W 1973 roku (odcinek 121 "The Amazing Spider-Man") Green Goblin zabił Gwen Stacy, zrzucając ją z Mostu Brooklyńskiego*. Spider-Man nie zdołał jej uratować - ba, niektórzy sądzą nawet, że próbując złapać ją w sieć, nieświadomie sam przyczynił się do jej zgonu. Dla czytelników, przyzwyczajonych do tego, że w opowieściach o superbohaterach wszystko dobrze się kończy, był to gigantyczny szok. Można wręcz powiedzieć, iż śmierć Gwen stanowiła pewnego rodzaju punkt zwrotny w dziejach wydawnictwa Marvel. Nawet teraz, po upływie lat, wielu artystów wciąż odwołuje się do tego wydarzenia: Kevin Smith w "Daredevil: Guardian Devil", Kurt Busiek i Alex Ross w "Marvels"... a także Jeph Loeb i Tim Sale w "Spider-Man: Blue".

Jest 14 lutego, Dzień Zakochanych. Człowiek-Pająk jak co roku zostawia różę na moście, na którym zginęła Gwen. Jakiś dziwny wewnętrzny impuls sprawia, że pogrąża się we wspomnieniach. Wraca myślą do młodzieńczych czasów, gdy obok walki z superłotrami musiał stawiać czoła szkolnym problemom... a pewnego dnia w jego życiu pojawiła się efektowna blondynka.
W odróżnieniu od "Yellow" i "Gray" autorzy nie cofają się w czasie do momentu, w którym główny bohater zamienia się w superbohatera. W retrospekcjach w "Blue" Peter Parker od razu pojawia się w kostiumie Spider-Mana. Jest nawet - można powiedzieć - odrobinę zaprawiony w boju. Zdążył już narobić sobie wrogów: od Green Goblina, poprzez Rhino, Lizarda i Vulture'a aż po tajemniczego osobnika, który kryje się w mroku i czeka na odpowiedni moment, by uderzyć. Jednocześnie wśród znajomych Parker nadal uchodzi za lokalnego safandułę, a Flash Thompson nie przepuści żadnej okazji, żeby wbić mu szpilę.
Wydarzenia - jak to w życiu superbohatera - rozwijają się dwutorowo. W swoim "cywilnym" wcieleniu Peter wprowadza się do mieszkania Harry'ego Osborna, który nie ma pojęcia, że jego ojciec to morderczy psychopata. Młody kujon kompletnie traci głowę na widok pięknej Gwen, ale - by nie było za prosto - na jego drodze pojawia się druga ślicznotka, Mary Jane. I bądź tu, człowieku, mądry, pisz wiersze: którą teraz wybrać? Zwłaszcza że obydwie mizdrzą się do Parkera jak zwariowane... Spider-Man z kolei również nie ma łatwo. Tuż po tym, jak po wygranej walce z Green Goblinem oddaje Normana Osborna w ręce władz, z niewiadomych przyczyn zaczynają atakować go dawni przeciwnicy. Sprawcą ich dziwnej aktywności jest wspomniany wyżej kryjący się w cieniu osobnik (jak się okazuje, również zaprzysięgły wróg Pająka, ale nie zdradzę, kim jest).
Obydwa nurty wydarzeń tworzą, o dziwo, całkiem spójną całość, jako że incydenty z jednego nurtu wpływają bezpośrednio na drugi - na przykład, wskutek przedłużającej się walki z Vulture'em Peter "nie wyrabia się" na parapetówkę u Harry'ego i jest towarzysko podpadnięty. Z kolei dzięki sugestii Gwen w szkolnym laboratorium Parkerowi udaje się opracować nową formułę sieci, dzięki której jest w stanie pokonać rozszalałego Rhino.

"Spider-Man: Blue", oprócz licznych zalet, to przede wszystkim bardzo przyzwoity, pogłębiony emocjonalnie retelling, czyli znana już historia opowiedziana na nowo (wszystkie komiksy z "kolorowej" serii Loeba i Sale'a należą do tej kategorii). Miłośnicy Pająka znajdą tu kilka smacznych nawiązań do przeszłości. Np. scena, w której Mary Jane po raz pierwszy pojawia się w całej okazałości, wygłaszając przy tym tekst: "Face it, Tiger, you just hit the jackpot!", to dokładne powtórzenie identycznej sekwencji z zeszytu 42 "The Amazing Spider-Man" (MJ pojawiała się we wcześniejszych odcinkach, zawsze jednak z zakrytą twarzą. Dopiero podczas pierwszego spotkania z Peterem ruda panna ukazała swe nadobne oblicze czytelnikom). Z kolei całostronicowy rysunek, na którym Spider-Man łapie w powietrzu spadającego Flasha, swoją kompozycją w oczywisty sposób nawiązuje do okładki 15. numeru "Amazing Fantasy", w którym zadebiutował Człowiek-Pająk.

Podróż do przeszłości przynosi Pająkowi ukojenie, nie jest jednak w stanie zniweczyć drzemiącego w nim poczucia winy. Parker wyrzuca sobie, że miał okazję zabić pokonanego Green Goblina i w ostatniej chwili darował mu życie. Gdyby nie zdobył się na tę niepotrzebną litość, Gwen do dziś mogłaby żyć. Czy jednak Peter nadal godny byłby miana superbohatera? Podejrzewam, że choćby nagrał i sto kaset na swoim dyktafonie, to nie znajdzie rozwiązania gnębiącego go dylematu. Dlatego przerywa sesję, dochodząc do najszczęśliwszego momentu, gdy z panną Stacy pocałowali się pierwszy raz. Podobnie robi też Daredevil w "Yellow". Zamiast wspominać złe zakończenie, lepiej pamiętać dobry początek.

Tak sobie myślę, że powyższa zasada znajduje też zastosowanie w odniesieniu do komiksów. Gdy scenarzyści ciągnących się latami serii prześcigają się w mnożeniu coraz bardziej wydumanych wątków, dobrze jest czasem cofnąć się do korzeni i przypomnieć sobie, jak to się wszystko zaczęło. "Spider-Man" był kiedyś bardzo kameralną, rodzinną historią, w której skomplikowane relacje między postaciami miały większe znaczenie, niż efektowne pojedynki. Autorzy historii "Blue" nie zapomnieli o tym. Miejmy nadzieję, że twórcy filmowego "Spider-Mana 2" również nie będą mieli kłopotów z pamięcią.

Krzysztof "KoLeC" Lipka - Chudzik

* - dla jasności: autorzy strony www.spiderfan.org stanowiącej niezastąpione kompendium wiedzy na temat Pająka, precyzują, iż według scenariusza był to Most Waszyngtona, rysunki jednak wyraźnie wskazują na Most Brooklyński.

"Spider-Man: Blue"
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Wydawca: Marvel
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 120
Oprawa: miękka
Cena: 14,99 USD