|
Spider-Man
2
"Uwielbiam te ciche momenty przec burzą" -
mówi Gary Oldman w filmie "Leon zawodowiec". Ta fraza najdokładniej
ilustruje moje nastawienie do komiksów o superbohaterach. Najbardziej bowiem
lubię w nich te momenty, w których nic się nie dzieje. Wszystkie tytaniczne
nawalanki Dobrych ze Złymi są do siebie podobne jak dwie krople wody, dlatego
też jedyne, co pozwala odróżnić jeden obrazkowy serial od drugiego, to właśnie
sceny, w których protagoniści mają do rozwikłania problemy najzupełniej
przyziemne i prozaiczne: debet na koncie, zatkany zlew, zepsuty samochód...
Takie drobiazgi wprowadzają do komiksów odrobinę realizmu, łatwiej też pozwalają
identyfikować się z postaciami. A tym samym rozbudzają naturalną ciekawość,
co też dalej się z nimi stanie.
Sekret ten zrozumiał w latach 60. Stan Lee, tworząc bestsellerowe komiksy
o Spider-Manie i innych superbohaterach nękanych przez codzienne kłopoty.
Na początku XXI wieku czarodziej z Marvela doczekał się pojętnego ucznia.
Sam Raimi, twórca obydwu filmów o Człowieku-Pająku, już w "jedynce" położył
ogromny nacisk na pokazanie zwyczajnego życia Petera Parkera. W "dwójce" zaś
rozbudował ten motyw do tego stopnia, że demiurgiczne awantury Pajęczaka
wydają się mało znaczącym dodatkiem do opowieści o targanym rozterkami nastolatku.
"Peter Parker budzi się rano jako Peter Parker i dopiero po założeniu
kostiumu przeobraża się w Spider-Mana" - twierdzi David Carradine w
pamiętnym monologu z "Kill Bill, Vol. 2". Coś jest na rzeczy:
właściwym bohaterem filmu Raimiego wydaje się być Parker, nie Pająk. Podwójna
tożsamość coraz bardziej rujnuje mu życie; nieszczęsny Peter traci już rozeznanie,
kim właściwie jest: zwykłym chłopakiem, który od czasu do czasu zakłada
kolorową maskę, czy superherosem wiodącym nudny żywot w przerwach pomiędzy
widowiskowymi pojedynkami? Tego typu dylematy zajmują większą część filmu,
ale na szczęście dzięki talentowi scenarzystów (w tym mojego ulubieńca,
Michaela Chabona) oglądając "Spider-Mana 2", nie sposób się nudzić.
Notoryczny pech, jaki dręczy Petera Parkera, wywołuje raczej rozbawienie,
niż współczucie (do moich ulubionych należy scena w pralni, kiedy wychodzi
na jaw, że kostium Pająka farbuje białe rzeczy). A miotający się coraz bardziej
w labiryncie sprzeczności protagonista zaczyna przypominać sfrustrowanego
bohatera "Dnia świra".
Zaskakujące porównanie? Nie tak bardzo, jeżeli uświadomimy sobie, że film
Raimiego to bardzo nietypowa produkcja, jak na komiksowe kino. Do tej pory
bowiem adaptacje historyjek obrazkowych można było podzielić na trzy kategorie:
a) groteskowe, nierealne, pełne karykaturalnych przerysowań opowiastki (wszystkie "Batmany", "Maska" czy "Dick
Tracy"); b) pełne monumentalnego patosu i moralizatorstwa przypowieści
o ratowaniu świata ("Superman") oraz c) bezpretensjonalne i bezmyślne
nawalanki ("Blade" i obydwa "Punishery"). "Spider-Mana
2" nie da się w ten sposób zaszufladkować. To coś więcej, niż tylko
udana ekranizacja komiksu, to po prostu bardzo dobre rozrywkowe kino (na
tej samej zasadzie amerykańska Akademia Filmowa przyznała "Powrotowi
króla" Oscara w kategorii "najlepszy film roku", a nie "najlepszy
film fantasy"). Oczywiście nie da się zapomnieć o rysunkowej proweniencji
Pająka, Sam Raimi nie wpada jednak w pułapkę obrazkowej stylizacji. Opowiada
historię Spider-Mana po swojemu, tak jakby chciał nakręcić "zwyczajny" film
obyczajowy o facecie, który - trzeba trafu - w wolnych chwilach śmiga pomiędzy
budynkami i bawi się w jednoosobowe służby ratownicze.
Wypada też zaznaczyć, że reżyser wcale nie trzyma się tak wiernopoddańczo
oryginału, jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać. Już w "jedynce" pozwolił
sobie na kilka odstępstw, np. Parker, zamiast zamontować sobie wyrzutnie
na przegubach, emitował sieć z własnego organizmu ("dwójka" rozwija
ten motyw: pajęcze moce opuszczają Petera, co w języku angielskim określa
się ładnie jako "web impotence"). W "Spider-Manie 2" puryści
odnaleźć mogą całkiem sporo zmian w życiorysach bohaterów (m.in. wątek romansowy
pomiędzy Mary Jane i Johnem Jamesonem czy też cały motyw z żoną Otto Octaviusa),
można jednak przymknąć na nie oko. Istotne jest to, że Sam Raimi znakomicie
połączył nowoczesny sposób narracji z nieco staroświeckim nastrojem komiksu
z lat 60. Dzięki temu przygody Pająka ogląda się zarówno z sentymentem ("no
tak, znowu ciocia May palnie mu kazanie"), jak i z pewnym przymrużeniem
oka ("co Peter założy dziś wieczorem: garnitur czy kostium?").
Co ciekawe, reżyserowi udało się także, podobnie jak wcześniej twórcom "X-Men",
stworzyć na ekranie pewien rodzaj fabularnej ciągłości - po ichniemu "continuity".
Obydwie produkcje o Spider-Manie stanowią zwartą, uzupełniającą się całość.
Wątki z "dwójki" stanowią logiczne rozwinięcie motywów z "jedynki".
Bohaterowie ewoluują, zmieniają się z upływem czasu (najbardziej chyba Harry
Osborn, który coraz bardziej upodabnia się do ojca)... Aż ciekawość bierze,
co się wydarzy w części trzeciej! Sądząc po tym, ilu potencjalnych superwrogów
zasygnalizowało swoją obecność w "Spider-Manie 2" (Lizard, Man-Wolf,
Green Goblin II), nasz ulubiony Człowiek-Pająk z sąsiedztwa będzie miał
pełne ręce roboty. Ciekawe, czy znajdzie czas na zwykłe, codzienne życie?
W końcu wypadałoby od czasu do czasu zaprzestać akrobacji na pajęczynach
i po prostu zejść na ziemię.
Krzysztof "KoLec" Lipka - Chudzik
|
|