|
"Kaznodzieja- Dawne dzieje: Święty od
Morderców"
" (...) Dzieło, które zaraz przeczytacie,
jest unikalne. Intrygujące. Dotyka naszych uczuć na elementarnym poziomie.
Sprawia, że coś zaczyna nam pełzać w trzewiach i mózgu. (...) Okropna i
mroczna opowieść nie staje się nagle ciepła i wzruszająca. I dobrze. To
jest jak
z grzechotnikiem: ukąsi dziś i ukąsi jutro. I, jeśli nie wypadną mu zęby,
ukąsi też za dwa lata.
Grzechotnik pozostanie grzechotnikiem, a opowieść Gartha zawsze pozostanie,
jak na początku- ponura i szara z plamami czerni."
Joe R. Lansdale
Ugryzienie grzechotnika Zacytowany powyżej ustęp ze wstępu do pierwszego tomu Kaznodziei, który
zdobi tylnie okładki wszystkich albumów polskiego wydania zawsze dobrze
oddawał nastrój opus magnum Gartha Ennisa. Przy każdym czytanym zeszycie
czuło się klimat i ciężar tych słów. Ale zapewniam Was. Nigdy aż tak bardzo
jak w historii Świętego od Morderców.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po otworzeniu nowego Kaznodzieji to rysunki.
O cholera! Gdzie jest Dillon? Niby wszyscy słyszeliśmy, że historie z cyklu
Dawnych Dziejów są rysowane przez innych rysowników, niby na okładce nazwisko
Dillona zastąpiono nazwiskami Steve'a Pugha i Carlosa Ezquerry, ale na Boga!
Nic nie jest w stanie przygotować człowieka na pierwszy kontakt z Kaznodzieją
w nowej oprawie graficznej. On jest po prostu... nie taki. Po otwarciu komiksu
mamy wrażenie jakbyśmy spotkali się właśnie ze znajomym, który przeszedł
kompleksową operację plastyczną, ze zmianą płci włącznie.
Rysunki Pugha są, co tu dużo mówić, inne. Gorsze? Zdecydowanie tak. Złe?
Nie. Ale przez pierwsze kilka stron człowiek ma ochotę kogoś zastrzelić
za oddanie tego komiksu w ręce Pugha. Facet ma problemy z anatomią, sceny
walki rysuje mało przekonująco i dynamicznie, a na domiar złego, jego Święty
ma diametralnie różną twarz, od tej, do której się przyzwyczailiśmy. Nie
popisała się też specjalnie kolorystka- Pamela Rambo, kładąc barwy niezwykle
płasko, chociaż u niej to chyba raczej kwestia "nie chciało się",
bo rysunki Dillona, czy Carlosa Ezquerry wykańcza przecież bardzo dobrze.
No właśnie- w połowie albumu napotykamy nagłą zmianę stylu- zeszyt trzeci
namalowany przez Carlosa właśnie jest jasnym punktem tego tomiku. W końcu
wszystko wygląda tak jak należy. Święty ma prawdziwie zabójcze spojrzenie
i pociągłą twarz zamiast pucułowatej, kolory są ok. i rysunek stanowi integralną
część historii, a nie jej kalekie uzupełnienie. Niestety ta poprawa to tylko
jeden zeszyt, bo już kolejny- wieńczący historię to znowu kreska Pugha i
ból dla oka... tyle tylko, że tak naprawdę mamy to gdzieś, bo jesteśmy już
tak wciągnięci w lekturę, że nawet te kiepskie rysunki nie potrafią zniechęcić
przed brnięciem dalej.
Mimo kiepskiej oprawy graficznej ten tom Kaznodziei uważam za drugi najlepszy
(zaraz po "Aż do końca świata") z wydanych dotychczas w Polsce.
Ennis daje w nim upust swej miłości do westernów i to uczucie wyraźnie widać.
Historia jest napisana bardzo dobrze, z wszystkimi nieodłącznymi elementami
opowieści z Dzikiego Zachodzi, a dodatkowo doprawiona elementami mistycznymi
i czarnym humorem, charakterystycznymi dla scenarzysty.
Mamy okazję poznać Świętego w jego ponurej wędrówce przez życie. Jego
motywacje, jego ból, jego zemstę i nienawiść zdolną zmrozić ognie piekieł.
Jego życie jest niczym grzechotnik. Gryzie go raz... i ponownie... i znowu...
i do samego końca wędrówki, która jest tak czarna, tak cierpka, że mógł
ją napisać tylko Garth... albo samo życie.
Taki jest właśnie Kaznodzieja od samego początku i taki będzie. Inaczej
ze Świętym od Morderców- on nigdy nie będzie jak wcześniej, gdy raz go dobrze
poznamy. Teraz będzie znacznie bardziej przerażający niż kiedykolwiek...
to jego spojrzenie. Niczym oczy grzechotnika.
Paweł "Kurczak" Zdanowski
Origin Świętego od Morderców bardzo przypadł mi do gustu. Ale jednak szkoda,
że nie narysował go Dillon, albo chociaż w całości Carlos Ezquerra. Mam
duże zastrzeżenia co do kunsztu rysunków Steve Pugha.
Sebastian "Seba" Pestka
Po pierwsze (i najbardziej), żałuję, że to nie Steve Dillon, a Steve Pugh
(ten w stopniu większym) oraz Carlos Ezquerra (ten w stopniu mniejszym)
zajęli się oprawą graficzną tej historii. Po drugie (i bardzo mocno),
żałuję, że wszystko to, co Garth Ennis mówi we wstępie o swoim komiksie
w nawiązaniu do kultowych westernów, nie ma wyjątkowego przełożenia na
jego treść (co być może ma jakiś związek z zakrapianym lotem, podczas
którego ów wstęp miał rzekomo powstawać). Po trzecie (i równie silnie,
co poprzednio), żałuję, że przeszłość Świętego od Morderców wyszła na
światło dzienne (bo teraz postać ta traci wiele na swojej tajemniczości).
A po czwarte (i szczerze), cieszę się, że w ręce wpadł mi kolejny tom "Kaznodziei".
Jakub "Tiall" Syty
Niecodzienny album, bo... bez Kaznodziei. Historia powstania Świętego od
Morderców opowiadana młodemu cynglowi przez "mistrza pizzy".
Dwa pierwsze zeszyty (pół albumu) to najczystszy i naprawdę interesujący
western. Druga połowa (kontynuacja) -wizyta w piekle -jest już nieco inna
i rysowana przez dwóch rysowników (lepiej wyszło to jednak Ezquerze).
Ogólnie album bardzo ciekawy i dobry. Polecam.
Robert "Graves" Góralczyk
"
Kaznodzieja" tom 6: "Dawne dzieje: Święty od Morderców"
Tytuł oryginału: Ancient History
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Pugh, Carlos Ezquerra
Kolory:
Okładka: Glenn Fabry
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 09.2004
Wydawca oryginału: DC Comics - Vertigo
Data wydania oryginału: 1998
Liczba stron: 108
Format: 17 x 26 cm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 24,90 zł
|
|