|
Den
W
przedmowie do jednotomowego wydania komiksu Melting Pot (scen.: Kevin Eastman,
il.: Simon Bisley) Kevin Eastman napisał, że on i Simon wymarzyli sobie
komiks utrzymany w stylu historyjek, które w dniach młodości swej oglądali
na łamach kultowego magazynu "Heavy Metal". Patrząc na efekt ich
pracy muszę stwierdzić, że Eastman i Bisley ze swych lat szczenięcych i
owych gorączkowych lektur magazynu "tylko dla dorosłych" zapamiętali
z całego bogactwa komiksów drukowanych w "Heavy Metalu" tylko
jedną historię, ale za to zapamiętali ją bardzo dobrze. Tą historyjką jest
Den Richarda Corbena...
Den jest niewątpliwie najważniejszym dziełem Richarda Corbena, najpopularniejszym,
najwyżej ocenianym, najlepiej znanym i najdłuższym. Jest też dziełem, od którego
Corben nie umie lub nie chce się uwolnić i powraca do niego, kiedy brakuje mu
pomysłów lub inne jego projekty nie cieszą się powodzeniem. Oryginalny Den, opatrzony
tytułem Neverwhere, powstał z przeznaczeniem dla francuskiego "Metal Hurlant",
liczy sobie około stu stron i początkowo był pomyślany jako zamknięta fabularnie
opowieść, kończąca się wybuchem, w którym giną wszyscy źli i z którego uchodzi
z życiem jedynie para głównych bohaterów. Corben poszedł jednak po rozum do głowy
i po napisie "The End" umieścił epilog, który w rzeczywistości był
prologiem do następnego, jeszcze nie istniejącego, ale już przeczuwanego, albumu.
Den II powstał w 1981 roku i najpierw objawił się na łamach magazynu "Heavy
Metal", a w wersji albumowej został wydany w 1984 roku. Była to epicka
opowieść, nie tyle kontynuująca wątki poprzedniej, ile dokonująca pewnej
(dość skromnej) ich rewizji. Pierwszy Den był wielkim, niekwestionowanym
sukcesem. Den II - wywołał narzekania na jałowość fabuły, nieuzasadnione
epatowanie seksem i w ogóle nijakość opowieści. Narzekano też na inny, powstały
w 1984 roku, komiks Corbena "Jeremy Brodo". Okazało się, że czasy
komiksowego undergroundu minęły i to, co ma do zaoferowania "stary
wiarus" (Corben miał wtedy 44 lata) nie jest już interesujące dla czytelników
komiksów. Został wyparty przez następne pokolenie rysowników zbuntowanych
i niezależnych. W 1984 roku zaczynał się bowiem kolejny boom na wydawnictwa
spoza oficjalnej oferty. A bestsellerem numer jeden był wówczas komiks Teenage
Mutant Ninja Turtles autorstwa Kevina Eastmana...
Corben nie poddał się bez walki. Założył własną oficynę, którą nazwał "Fantagor
Press" i jej nakładem wydał Children of Fire (w 1987) i w 1988 wystartował
z dalszym ciągiem Dena, tym razem publikowanego w postaci komiksowych zesztów
ukazujących się co dwa miesiące. Scenariusze do owej opowieści pisał Corben
we współpracy z Simonem Revelstroke. W ostatecznym rozrachunku, z zawartości
owych zeszytów powstał trzeci, czwarty i piąty tom sagi o Denie. W czwartym
znalazła się historyjka Children of Fire, włączona w historię Dena w sposób
równie brawurowy jak sztuczny. W zeszytach wydawanych przez Fantagor Press
znacznemu złagodzeniu uległy śmiałości obyczajowe, znane z pierwszych dwóch
opowieści o Denie. Corben uczciwie o tej zmianie poinformował czytelników
w kilku słowach zamieszczonych w pierwszym zeszycie, stwierdzając przy tym,
że beztroskie czasy gdy całkiem goły Den kręcił się po świecie i spotykał "podobnie
ubrane" kobiety, odeszły w przeszłość. "Teraz Den i jego świat
wyglądają inaczej - pisał dalej twórca - i choćbyście chcieli, by dawne
czasy wróciły (tak jak i ja bym sobie tego życzył), ta seria opowiada o
jego przyszłości, a nie przeszłości".
W encyklopedii komiksu pod redakcją Maurice'a Horna można znaleźć informację,
że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Corben kontynuował
swoją pracę nad sagą o Denie i publikował "inne komiksy o tematyce
fantastycznej, a nawet metafizycznej" (co znaczy to sformułowanie -
nie mam pojęcia). Encyklopedia Horna podaje również, że "w tym samym
czasie" Corben podjął współpracę z Penthouse Comix, gdzie znalazł idealne
miejsce dla prezentacji swoich prac o charakterze otwarcie erotycznym. Za
owym suchym zapisem kryje się istotna zmiana w podejściu Richarda Corbena
do jego twórczości: rysownik z Kansas zawsze był człowiekiem bardzo niezależnym.
Zaczął rysować komiksy, bo nie chciał pracować w wielkiej firmie. Chciał
sam sobie być sterem, żeglarzem, okrętem. I przez wiele lat był. Nie zgadzał
się na odstępowanie praw autorskich do swoich komiksów, zachowywał pełną
kontrolę nad procesem ich powstawania i dystrybuowania. Aż tu w wieku pięćdziesięciu
czterech lat poddał się i zaczął robić epizody seriali, które w całości
są własnością wielkich komiksowych koncernów. Sprzedał swój talent. Zyskał
pewność zatrudnienia i poczucie bezpieczeństwa, ale utracił kontrolę nad
tym, co robił.
Od połowy lat dziewięćdziesiątych nie pojawiła się na rynku żadna nowa opowieść
o Denie.
Historia komiksu Den
Na początku, czyli w 1971 roku, Corben zrobił na taśmie 16 mm film "Neverwhere",
w którym połączył realistyczne ujęcia ze zdjęciami trickowymi i animowanymi.
Dostał nawet za niego jakąś nagrodę. Potem był undergroundowy magazyn "Grim
Wit", w którym Corben opublikował (w kolorze) szesnastostronicową opowieść
o mężczyźnie, który przenosi się do magicznego świata. Tam podąża za piękną
kobietą do ruin zapomnianej świątyni i walczy o jej względy z monstrualnym
(pokrytym łuską) wojownikiem. Przegrywa. Powalony potężnym ciosem, traci
przytomność. A kiedy ją odzyskuje, przekonuje się, że ten, który go pokonał,
został zjedzony przez smoka, żyjącego w ruinach i wykorzystującego dziewczynę
jako przynętę... W 1975 roku Richard Corben odkrył francuski magazyn "Metal
Hurlant".
Richard Corben przyjaźnił się z Vaughnem Bode. Obaj marzyli o tym, by
publikować prace w kolorze i obaj byli niezadowoleni z warunków poligraficznych,
jakie miały im do zaoferowania wydawnictwa undergroundowe. Sytuacja była
jednak patowa, bo oficyny "nadziemne" były gotowe publikować ich
prace na warunkach, które obaj rysownicy uważali za nie-do-zaakceptowania
(akceptowali je jednak od czasu do czasu, bo z czegoś trzeba żyć). I wtedy
w ręce wpadł im "Metal Hurlant" francuski magazyn, drukowany na
dobrym papierze, zawierający historie fantastyczne dla dorosłych i skupiający
znakomite grono współpracowników. Obaj podjęli z nim współpracę. Bode rysował
dla Francuzów krótkie, groteskowe opowiastki, podszyte gorzkim humorem.
A Corben zaproponował im długą opowieść fantasy, której początkiem miała
być historyjka zamieszczona pierwotnie w "Grim Wit". Zachęcony
możliwościami, jakie dawała wysoka jakość druku, zaczął malować przy użyciu
aerografów i wprowadzać niewiarygodne, "psychodeliczne" kolory,
uzyskiwane przy pomocy chemicznej obróbki fotografii.
W nowej wersji historia Dena wyglądała następująco: młody, wymoczkowaty
intelektualista, noszący imiona David Ellis Norman odnajduje w zbiorczym
wydaniu dzieł Edgara Rice'a Burroughsa list od swojego wuja, a w liście
tym - plany urządzenia, które umożliwia podróż między wymiarami. Młodzian
buduje takie urządzenie i ląduje w innym świecie jako... wielki, muskularny
łysol, obdarzony penisem imponujących rozmiarów. Tu ratuje piękną dziewczynę,
składaną w ofierze jakiemuś potworowi. Dowiaduje się od niej, że też jest
przybyszką z innego świata (to znaczy z naszego, ale z epoki wiktoriańskiej)
i że ma na imię Kath. Kath jest wyraźnie zafascynowana tym, co zaofiarował
jej los i podróż między wymiarami: najbardziej cieszy się z gigantycznych
piersi, poczucia siły i swobody seksualnej.
Kiedy Den i Kath cieszą się razem z tego, kim się stali i obdarowują się
nawzajem dobrodziejstwami przemian, jakim ulegli, zaskakuje ich banda futrzastych
monstrów. W czasie, gdy Den toczy z ich przywódcą uczciwy pojedynek na śmierć
i życie, wszystkich zaskakują inne monstra, tym razem mrówkopodobne, które
porywają Kath i odlatują z nią w siną dal na monstrualnych wielkich osach,
które wykorzystują jako wierzchowce. Na pogoniach, poszukiwaniach i próbach
uwolnienia Kath z rąk złych ludzi upływa Denowi cały album. Najciekawsze
w nich są momenty, w których Den staje oko w oko (dokładnie dłońmi w pierś,
bo akcja toczy się w ciemności i Den akurat wymacuje sobie drogę przez nieoświetlony
tunel) ze Złą Królową. Ta bezecnie wykorzystuje Dena seksualnie. On jednak
ucieka (już po tym, jak dał się wykorzystać), by dalej szukać ukochanej.
W finale heros ponownie ratuje Kath z rąk złych ludzi, którzy jeszcze raz
chcą ją złożyć w ofierze najstraszliwszemu monstrum w okolicy. Monstrum
to nazywa się Uluhtc i wygląda jak spieniony kleks, zabarwiony na zielono
i obdarzony własnym życiem. W finale Uluhtc eksploduje na wzór i podobieństwo
bomby atomowej, ale Den, Kath i skrzydlaty jaszczur służący im za wierzchowca
uchodzą z życiem.
Epilog dorysował Corben dopiero potem. Raymond Martin, który jako pierwszy
publikował komiksy Corbena w Niemczech, twierdzi, że "Epilog" był
przeznaczony tylko dla europejskiej wersji magazynu i powstał, bo Corben
był niezadowolony z warunków finansowych, na jakich jego rodacy zakupili
komiks. Nie wiem, czy mu wierzyć, bo na własne oczy widziałem "Epilog" w
jednym z numerów "Heavy Metalu". Może być jednak, że Amerykanie
zareagowali szybko i zapłacili ekstra za dodatkowy odcinek Dena, który bardzo
czytelnikom się podobał i znakomicie wpływał na wysokość sprzedaży.
W 1981 roku powstał animowany film dla dorosłych, zatytułowany Heavy Metal.
Składał się on z kilku nowel, fabuły których zostały zaczerpnięte z magazynu
pod tym samym tytułem. Pierwszą z nich była opowieść o Denie. W tym samym
roku rysownik zaczął robić dalszy ciąg swojej sagi. Zaczął ją brawurowo
od sceny, w której Kath robi Denowi awanturę. Den jest ubrany w garnitur,
ma krawat i wygląda na mocno nieszczęśliwego. W Kath nie ma nic z dawnej
wyzwolonej dziewczyny. Oboje postanawiają powrócić do swojego świata (gdzieś
pomiędzy częściami "zagubił się" fakt, że pierwotnie pochodzili
z różnych epok) i w końcu opuszczają krainę Neverwhere. Tymczasem powraca
Zła Królowa...
Pierwszy Den był prościutką historyjką, której podstawą był hołd złożony
podłej literaturze popularnej - Corben nieprzypadkowo wprowadził do fabuły
dzieła E.R. Burrougha i nazwał najstraszliwszego z występujących w komiksie
potworów imieniem Cthulu pisanym wspak. Rysownik zaczerpnął z otoczonych
wzgardą i źle ocenianych opowieści co tylko się dało, stworzył z nich jedną
epopeję i nadał jej olśniewający kształt wizualny. Jego doświadczenia filmowca
zaowocowały wieloma sekwencjami zachwycającymi sposobem poprowadzenia narracji.
A za sprawą panującego wokół klimatu rewolucji seksualnej Den aż tryskał
od erotyzmu i epatował obrazkami, które były jawną kpiną z cenzury. Bo amerykańska
cenzura oparta była na szeregu konkretnych zakazów. Jeden z nich głosił,
że zabronione jest pokazywanie narządów płciowych z takiej odległości, z
której można dostrzec poszczególne włosy łonowe. U Corbena łona postaci
są w ogóle nieowłosione (Den nie ma ani jednego włoska na całym ciele).
Den II (Muovium) był fabularnie bardziej skomplikowany i jeszcze bardziej
dopracowany graficznie. Tym razem Corben wprowadził większą ilość postaci,
obdarował Kath kilkoma negatywnymi cechami i ukazał Dena jako mężczyznę
udręczonego przez marudzącą kobiecość. Wprowadził do komiksu więcej kobiet,
wzdychających do Dena i pragnących mu się oddać. Wprowadził też postać mężczyzny
zazdrosnego o sławę i powodzenie herosa. Przede wszystkim zaś rozwinął -
w pierwszym Denie ledwo zasugerowany wątek erotycznej fascynacji bohatera
Złą Królową.
Den II był rysowany przez twórcę świadomego własnego sukcesu: popisującego
się umiejętnościami, bawiącego się z widzem wariacjami na dawnych motywach.
Jest tu kilka niezwykłych zwrotów akcji, są też wyrafinowane kompozycje
plastyczne. Majstersztykiem rysowniczej brawury jest trzystronicowa scena
erotyczna, przedstawiona w postaci rysunków układających się spiralnie.
Jest też w Denie II wiara w to, że fabuła pełna biuściastych (Corben jest
specjalistą od rysowania naprawdę dużych biustów dyndających na wszystkie
strony) bohaterek, muskularnych herosów i potworów wszelkiej maści musi
się podobać. A jednak się nie spodobała. Dziś trudno dociec, czemu.
Powracając do postaci Dena w kilka lat później, Corben i Revelstroke zdecydowali
się bardziej skomplikować fabułę i zrekompensować niedostatki śmiałości
wielością scen akcji. W pierwszym epizodzie komiksu Den w towarzystwie Kath
bierze udział w wyprawie po skarb, wielce podobnej do przedsięwzięć znanych
z dawnej serii. W finale jednak Kath przebija Dena oszczepem (na wylot),
mówiąc mu przy tym: "Ty durniu, ja wcale nie jestem Kath". I w
tym momencie Den się budzi. Potem (w następnych zeszytach) możemy oglądać
Dena załamanego i otłuszczonego (jakieś 40 kilo nadwagi), poddającego się
diecie i ...wyruszającego na kolejną awanturniczą wyprawę. Corben i tutaj
karmi czytelników zabawami graficznymi: tym razem są one związane z posługiwaniem
się kolorem - każdy zeszyt jest kolorowany inną techniką. Jedyne czego brakuje
nowemu Denowi to świeżość.
W siódmym zeszycie serii, na stronach poświęconych na korespondencję z
czytelnikami, twórca zamieścił kilka słów na temat słabej sprzedaży serii.
Napisał tam, że liczył, iż jest więcej czytelników, których znużyły już
opowieści o bohaterach ubranych w trykoty. Nie zauważył, że opowieść o Denie,
z której odjęto to, co stanowiło o jego skandaliczności, wcale tak bardzo
od komiksów o superbohaterach się nie różni. Być może nie zauważył, że od
czasów, gdy pierwsze odcinki Dena ukazywały się na łamach "Heavy Metalu",
fabuły opowieści komiksowych powstających w głównym nurcie zmieniły się
i wzbogaciły - między innymi za sprawą Richarda Corbena i tego, co opowiedział
i pokazał w swoim Denie.
Jerzy Szyłak
|
|