The Punisher: The End

 

'In fury blind, I drive at night across the moors, the open roads
Beneath the freezing starry skies, racing in some trance'

Garth Ennis, Richard Corben, Frank Castle - te trzy nazwiska w jednym komiksie zapowiadają co najmniej świetną zabawę przy lekturze. Okazuje się, że w tym wypadku autorzy posunęli się o krok dalej - dostarczyli produkt spełniający wszystkie napompowane wymagania Unii Europejskiej. Ich dzieło z powodzeniem mogłoby się ubiegać o certyfikat ISO9001, nie zawiera bowiem żadnych słabych punktów.

Wiele już mówiono o tym, że Ennis w dziwny sposób odbudował popularność Punishera. Jego komiksy sprzedają się znakomicie (także w Polsce), choć niemal wszyscy kręcą nosem na kierunek w którym utalentowany scenarzysta prowadzi naszego ulubionego bohatera. Dzieje się tak nie bez powodu - o ile Frank w wykonaniu Mike'a Barona był w zasadzie normalnym facetem, który z jakichś kiepsko uzasadnionych powodów (jak to zwykle w komiksach superbohaterskich bywa) wymierza sprawiedliwość na własną rękę, to już Punisher Ennisa to regularny psychopata, którego zachowań czytelnik nie jest w stanie ani przewidzieć, ani zaakceptować.

Sam Ennis tłumaczy, że traktuje tę postać jako bazę do opowiadania historii, bez próby uzasadniania czy usprawiedliwiania czegokolwiek. Ostrzega, by nie starać się wyciągać żadnych wniosków z dróg, którymi podąża prowadzona przez niego postać. Dzięki temu, choć fani klasycznego Punishera trochę kręcą nosem, nie są w stanie oderwać się od pokręconego świata ukazywanego w tych komiksach.

Ennis nawiązuje współpracę z różnymi rysownikami i z różnym skutkiem. Do mnie osobiście bardzo trafiają historie tworzone wspólnie ze Stevem Dillonem (znany także w Polsce 'Welcome Back, Frank" czy "Brotherhood", "Of Mice and Men" itd.), duetem Robertson-Palmer ("Born") czy Joe Quesadą ("Roots"). Niezbyt przekonują mnie natomiast komiksy w rodzaju "Punisher Kills Marvel Universe", "Hidden" lub "Punisher: Elektra", których rysowników nie będę nawet wymieniał.

W tej sytuacji intrygującą kwestią było - jak bardzo na niewątpliwym talencie Ennisa skorzysta taki fachowiec od 'patologicznych' komiksów jak Richard Corben. Okazało się, że artyści zdołali porozumieć się bezbłędnie i w efekcie czytelnik otrzymał dziełko, które - jeśli nie jest przygotowany na wszystko - siłą przekazu wypali mu zwoje mózgowe.

'And if one day the final fire explodes across the whitened sky
I know you've said you'd rather die and make it over fast'

Komiks nosi podtytuł 'The End' nie bez powodu. Kiedy Ennis mówi 'koniec', to jest to niewątpliwie, bez dwóch zdań: koniec. Zastanawialiście się kiedyś, co zrobi Frank, kiedy nie będzie już ani jednego złego człowieka, którego powinien 'ukarać'? Ten album to dobre miejsce, aby się o tym przekonać. Wydaje się, że Ennis zagłębił się w psychikę bohatera dręczonego przez mroczne siły tak głęboko, że dotarł do samego sedna jego istoty i ukazał nam to jądro odarte z wszelkiego udawanego idealizmu. Jeśli w innych dziełach Anglika jest jakaś iskra nadziei czy cieplejszych uczuć, to tutaj zobaczymy tylko puste ludzkie skorupy odarte z wszelkiego humanizmu. Nie ma też tego wisielczego humoru, obecnego w innych jego komiksach, a w każdym razie nie jest on mocno wyeksponowany.

Z nastrojem tym świetnie współgra kolorystyka. Album, który z początku jest ciemny, szary, smutny, po kilku stronach staje się czarny i taki już pozostaje do samego końca, rozświetlany jedynie przez zimne światło jarzeniówek i pożerające wszystko płomienie.

Richard Corben czuje się w tych klimatach jak ryba w wodzie. Prowadzi czytelnika przez to mroczne uniwersum jak przez swoje własne podwórko. Tutaj widać wyraźnie, że ma on undergroundowe korzenie - jego realizmowi nie można nic zarzucić, oprócz tego, że jest to realizm brzydoty, zniszczenia i rozpaczy. Nie ukrywa on swoich bohaterów za słodkimi maskami, jak zbyt często muszą postępować inni marvelowi twórcy, ale szpetocie ich dusz ukazanej przez Ennisa przypisuje takie same plugastwo wizerunków.

Dobrze się stało, że ten komiks się ukazał, uzmysławia on bowiem jak wielki potencjał kryje się w tym tragicznym bohaterze. Dla wielu sceptyków komiksu superbohaterskiego, synonimem ciekawej postaci jest Batman - myślę, że "The End" przesuwa granicę tego, co można zrobić z klasycznym superherosem o wiele dalej, niż jakakolwiek opowieść o Nietoperzu, a wszystko to na zaledwie 56 stronach.

I jeszcze jedno - nie wiem, jak Ennis zdołał tego dokonać, ale sam koniec tego komiksu rozwala. Ostatniej sceny nie potrafię opisać słowami, bo to trzeba po prostu przeczytać.

'I know somehow I will survive - this fury just to stay alive
So drunk with sickness, weak with pain, I can walk the hills one last time
Scarred and smiling, dying slow, I'll scream to no one left at all
I told you so, I told you so, I told you so . .'

Arek Królak

W tekście wykorzystałem fragmenty piosenki "I Love the World" New Model Army, która wciąż dźwięczy mi w uszach, za każdym razem, kiedy pomyślę o tym komiksie.

Punisher: The End No. 1
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Richard Corben
Kolory: Lee Loughridge
Wydawca: Marvel Comics (Max Comics)
Data wydania: czerwiec 2004, Nowy Jork
Liczba stron: 56 (w tym reklamy)
Cena: 4.50USD, 7.25CAN