|
9-11 Volume One
Artists
Respond
Od ataku terrorystycznego na Amerykę w roku 2001 minęły trzy lata (bez
5 dni kiedy to piszę), ale kraj ten wciąż znajduje się w stanie wojny. Amerykańskie
wojska nadal stacjonują w Afganistanie i Iraku, a skutki odpowiedzi na zadany
cios są odczuwalne w krajach pozornie tak niezwiązanych ze sprawą jak Polska.
My też grzebiemy swoich poległych.
W tej sytuacji warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób amerykańscy artyści
ukazali swoje odczucia w pierwszej reakcji na druzgocącą wiadomość. Wiele
z prac zebranych w antologii powstało zaledwie w kilka dni po zamachach,
wymowa niektórych historii wskazuje, że ich autorzy zostali dotknięci tragedią
w sposób bardzo bezpośredni.
Pierwszy tom tej nietypowej antologii zawiera 101 prac, w jej tworzeniu
uczestniczyło 140 autorów nie licząc kolorystów i literników. Nie sposób
opisać osobno każdego epizodu i każdej grafiki. Musiałbym podzielić tekst
na cztery części a i tak nikt by go pewnie nie przeczytał. Dlatego, inaczej
niż zazwyczaj, zdecydowałem się na dokonanie pewnej selekcji - całkowicie
subiektywnej, i w ramach wybranego zbioru historii spróbuję zachować zwyczajową
konwencję. Opisane opowieści są umieszczone w tej samej kolejności co w
albumie, ale numery przy kolejnych opisach dotyczą tylko układu tego tekstu
(i mają ułatwić Gravesowi wklejenie obrazków). Starałem się nie pominąć
żadnego z twórców dobrze znanych w naszym kraju (Frank Miller, Mike Mignola,
Stan Sakai), ale fani komiksowego undergroundu też powinni znaleźć tu coś
dla siebie.
1. "In Flanders Fields" - John McCrae (wiersz), P. Craig
Russel (adaptacja) - 2 strony, kolor
P. Craig Russel ("Karmazynowe Imperium", "Morderstwa i Tajemnice")
podjął się ambitnego i trudnego zadania - zilustrował wiersz kanadyjskiego
żołnierza, który zmarł w czasie Pierwszej Wojny Światowej. Dzięki temu uzyskał
niespotykany efekt - czytając wiersz czujemy to, co mógł myśleć Amerykanin
rzucony w wir walki do zamorskich krain w imię celów, jakie być może nie
do końca były nawet dla niego jasne. Natomiast patrząc na ilustracje jesteśmy
brutalnie wrzuceni w wir śmierci zupełnie bliskiej, tak bardzo kontrastującej
z dramatem dawno minionych czasów, a jednak tak podobnej w swym obojętnym
okrucieństwie. Po kilkukrotnym przeczytaniu wiersza, jestem przekonany,
że nie jest to literacka próba amatora, która dotarła do naszych czasów
tylko dzięki kontekstowi historycznemu, tylko poezja wysokiej próby, o czym
świadczy choćby precyzja rytmu i rymu. Zresztą - proszę się przekonać samemu,
bo sam wiersz zamieszczam poniżej. i
"In Flanders fields the poppies blow
Between the crosses, row on row
That marks our place; and in the sky
The larks, still bravely singing, fly
Scarce heard amid the guns below.
We are the dead. Short days ago
We lived, felt down, saw sunset glow,
Loved and were loved. And now we lie
In Flanders fields.
Take up our quarrel with the foe;
To you from failing hands we throw
The torch; be yours to hold it high.
If ye break faith with us who die,
We shall not sleep though poppies grow
In Flanders fields."
2. "Sacrifice" - Paul Chadwick - 4 strony, cz-b
Najjaskrawszym symbolem ugodzonej Ameryki są Bliźniacze Wieże z Nowego
Jorku. Jednak porwanych samolotów było cztery - dwa uderzyły w wieże, jeden
w Pentagon (ponoć) a jeden rozbił się pozostawiając jako jedyne ofiary obsługę
i pasażerów uprowadzonego pojazdu. Być może, że gdyby samolot ten dotarł
do celu, tak jak wszystkie pozostałe, ofiar ataku byłoby znacznie więcej,
a odpowiedź zranionego mocarstwa jeszcze bardziej stanowcza. Na szczęście
tak się nie stało. Paul Chadwick przywołuje to, co wiadomo było o losach
lotu 93 Newark - San Francisco, który rozbił się w Shanksville po próbie
przejęcia samolotu podjętej przez gotowych na wszystko pasażerów. Wiedzieli
że zginą tak, czy inaczej, ale nie chcieli umierać jak prowadzone na rzeź
zwierzęta. Dzielnie stoczyli swoją ostatnią walkę i ocalili wiele istnień.
Na trasie samolotu był Biały Dom, jednak prawdopodobnym celem terrorystów
mogła być jedna z trzech elektrowni atomowych przecinających jego trajektorię. ii
"They were willing to face attackers who had just slit
throats as they watched.
Willing to die to save others.
Die they did."
3. "Zero Degrees of Separation" - Randy Stradley (sc),
Dave Gibbons (rys) - 2 strony, szary
Historia poruszająca motyw popularnej tezy, mówiącej że między dwoma dowolnymi
osobami jest tylko sześć stopni separacji, czyli znajomy kuzyna twojej koleżanki
(itd.) jest teoretycznie dowolną osobą na świecie (proponuję na początek
wyciągnąć pierwiastek szóstego stopnia z liczby ludzi na Ziemi aby ocenić
własny stosunek do prawdziwości tej tezy). Bezbłędnie zilustrowana przez
Gibbonsa opowieść jest czymś w rodzaju filozoficznej dywagacji na temat
wniosków, jakie można wyciągnąć idąc w kierunku wskazanym w tytule. Scenarzysta
zawarł tu swoje osobiste rozważania w dziesięć dni po zamachu a rysownik
nadał tym przemyśleniom atrakcyjną formę historyjki obrazkowej w sposób,
jakiego można oczekiwać od fachowca tej klasy (dla niewtajemniczonych -
Gibbons to sławny artysta).
4. "3 Second Impact" - Scott Morse - 4 strony, cz-b
W tej czterostronicowej historii o intrygującym tytule Scott Morse dzieli
się z czytelnikami swoimi odczuciami po jednokrotnym obejrzeniu trzysekundowego
skrawka relacji z Afganistanu. Mamy tu do czynienia z wyraźnym konfliktem
kulturowym, brakiem zrozumienia dla pewnego - istotnie niemal niepojętego
- zjawiska ślepej nienawiści. Efekt działania komiksu jest ciekawie spotęgowany
nietypowym kadrowaniem - wąskie, wysokie ramki sąsiadujące ze skąpo dawkowanym
tekstem stanowią podkreślenie szoku wywołanego ujrzanym obrazem. Cała scenka
obejmuje zaledwie dziewięć takich kadrów, ale aż cztery strony komiksu stawiają
ten epizod w czołówce tej antologii krótkich prac pod względem objętości.
5. bez tytułu - Pablo Maiztegui (sc), Francisco Solano Lopez (rys) - 2
strony, kolor
Wstrząsająca opowieść o dwóch mężczyznach pogrzebanych żywcem pod gruzami.
Ostatnie chwile życia poświęcają na zapoznanie się, opowiadają sobie nawzajem
o swoich sprawach. Pewnie w innej sytuacji ich ścieżki by się nigdy nie
skrzyżowały. Jeden to biały pracownik jednego z biur WTC. Jest w dołku,
grozi mu zwolnienie, stara się za wszelką cenę udowodnić swoją przydatność
dla firmy. W chwili ataku nie pamiętał o telefonie, zamiast tego nagrywał
pliki na laptopie by ich nie stracić. Drugi jest czarny, nie wiemy jaką
funkcję pełnił w wieżowcu. Jego żona jest kasjerką, a syn - choć nie lubi
nauki - jest znakomitym bejsbolistą. Za świetne rysunki odpowiada tu Francisco
Solano-Lopez, o którym Aegirr pisał w temacie numeru w poprzednim
Kazecie.
6. "An Expert Opinion" - Darco Macan (sc, rys), Robert
Solanovic (tusz) - 1 strona, kolor
Znany u nas z magazynu "Gwiezdne Wojny Komiks" ("Misja Lorda
Vadera", "X Wing") scenarzysta Darco Macan prezentuje się
tutaj również jako autor rysunków; jedynie tusz, literki i kolor przekazał
współpracownikom. Stworzył on z pozoru humorystyczną historię, jednak jej
wymowa jest dość nietypowa. Można by powiedzieć, że zaskakująca w świetle
tematu zbioru, Macan zaprezentował bowiem satyrę na hipokryzję pacyfistów.
Jest to temat dość śliski, żeby nie powiedzieć kontrowersyjny i myślę, że
twórca wykazał się niemałą odwagą wysyłając taką właśnie pracę. Co więcej
- prezentując kreskówkowy humor zupełnie wyłamał się z przepełnionej pietyzmem
i zadumą konwencji charakteryzującej pozostałe historie. Choćby dlatego
warto to odstępstwo zaakcentować.
7. "Flood" (fragment) - Eric Drooker - 2 strony, cz-b-niebieski
Eric Drooker jest nie tylko autorem świetnej okładki tego zbioru. W skład
antologii wszedł także dwustronicowy fragment komiksu "Flood" (Potop).
Jest to bez dwóch zdań komiks artystyczny, daleko bardziej ekspresyjny niż
stonowana, pastelowa okładka. Ci, którzy widzieli anime "Cannon Fodder" Katsuhiro
Otomo mogliby znaleźć pewne podobieństwa stylistyczne. Jest to historia
opowiedziana bez słów, urzekająca swoją prostotą i ciekawą symboliką. Technicznie
rysunek jest bez zarzutu. Szkoda, że nie zaprezentowano większego fragmentu
tej pracy, bo dwie strony to nawet nie jest przystawka.
8. "How..." - Jim Valentino - 1 strona, cz-b
Krótka rozprawka Jima Valentino zilustrowana w dość nietypowy sposób. Operowanie
cieniem trochę nawiązuję do stylu Hugo Pratta (lub raczej jego artystycznego
spadkobiercy: Franka Millera). Autor stawia pytania, na które brak odpowiedzi.
Stara się uporządkować swoje rozumienie świata po niepojętym akcie bestialstwa,
wymykającego się racjonalnym uzasadnieniom. Stara się wyrazić swój stosunek
do sytuacji, w której doświadczenie nie podpowiada żadnego rozwiązania.
Lekturze tej krótkiej opowieści towarzyszy poczucie zagubienia, ale jest
tu także coś na kształt nadziei na przyszłość.
9. bez tytułu - Dave McKean - 2 strony, kolor
Dave McKean operuje tak szerokim zakresem środków wyrazu, że przekraczanie
granic klasycznego komiksu jest dla niego czymś zupełnie naturalnym. Trudno
o lepszą okazję do zaprezentowania dzieła, które wstrząśnie odbiorcą niż
antologia poświęcona tragicznej śmierci tysięcy ludzi. I choć niełatwo pokazać
coś wyjątkowego w zbiorze prezentującym wysiłek twórczy 140 artystów, muszę
przyznać, że praca Anglika robi wrażenie. Ukazuje on nam dwie nieme figury,
strzeliste niczym wieże zburzone przez terrorystów, próbujące odciąć zmasakrowane
zmysły od widoku wszechobecnej pożogi. Gdzieś w oddali, na tle nieprzeniknionej
masy czerni majaczy tablica z napisem "REASON" - powód.
10. bez tytułu - Frank Miller - 2 strony, cz-b
Także pracę bez tytułu przygotował Frank Miller. Ten brak tytułu to niemy
krzyk protestu, podobnie jak cała historia - tak ascetyczna, że można odnieść
wrażenie, że artyście przy pracy drżały ręce. Są tu tylko trzy kadry i trzy
zdania. "I'M SICK OF FLAGS. I'M SICK OF GOD. I'VE SEEN THE POWER OF
FAITH." Jest to tym bardziej uderzające, że twórca ilustruje te wypowiedzi
symbolem gwiazdy i krzyża, jakby chciał odrzucić każdy symbol - narodowy
i religijny, jako prowadzący do jeszcze większej eskalacji nienawiści. Podobnie
jak w przypadku pracy McKeana - artystyczny zabieg pozwolił rysownikowi
przemówić wprost do emocji czytelnika.
11. "The Sky Was So Blue That Day" - Enrico Casarosa
- 4 storny, szary
Prosta, dziecięca, sympatyczna kreska, równie prosta i przynosząca radość
historia. Aż cztery strony wykorzystał Enrico Casarosa, aby pokazać, że
nie należy tracić nadziei i wspólnymi siłami można przezwyciężyć każdą przeciwność.
To także niemy komiks, w którym postacie wyrażają swoje emocje przy pomocy
mimiki i gestów. Rysownik ukazuje oprócz ludzi także innego rodzaju bohaterów,
co podkreśla wielokulturowość i tolerancję na odmienność przekazaną w komiksie.
Praca ma charakter symboliczny, jednak jej wymowa będzie czytelna i oczywista
dla każdego, kto się z nią zapozna.
12. "Arab Americans" - Jim Mahfood - 4 strony, cz-b
Ostatnia historia w antologii o objętości 4 stron. Przeważają tu krótsze
komiksy, jedynie Alan Moore zaprezentował nieco dłuższą formę. Komiks Jima
Mahfooda jest wypełniony tekstem. Nie odwołuje się on bezpośrednio do uczuć
czytelnika - zamiast tego racjonalnie i rzeczowo stara się pokazać punkt
widzenia Amerykanów arabskiego pochodzenia, jednoczących się w bólu z resztą
kraju, a jednak narażonych na ostracyzm i oznaki wrogości ze strony przerażonych
atakiem białoskórych mieszkańców kraju. Autor komiksu jest w połowie Arabem,
w połowie białym człowiekiem. Wielu spośród jego znajomych to ludzie urodzeni
w krajach arabskich osiadli w USA. Stara się przedstawić ich życie, sposób
myślenia, trudną sytuację w jakiej znaleźli się po zamachach. Widać, że
tematyka podjęta w komiksie jest złożona i wymaga czasu do zastanowienia.
13. "The Building" (fragment) - Will Eisner - 1 strona,
szary
To tylko jeden mały rysuneczek i cała strona tekstu. Całość, podobnie jak
w przypadku pracy Erica Drookera, stanowi fragment większej pracy Willa
Eisenra, którą stworzył on kilkanaście lat wcześniej, w roku 1987 na Florydzie.
Nie wiemy jak obszerna jest historia, z której pochodzi ten krótki wycinek,
jednak wybrany fragment jest doskonałym komentarzem autora na zdarzenia
będące tematem antologii. Już sam tytuł nawiązuje do zniszczonych wież,
tak bardzo z sobą zespolonych w postrzeganiu nowojorczyków, że uchodzących
bardziej za jeden budynek niż kompleks biurowy. Maleńka perełka najsłynniejszego
amerykańskiego twórcy powieści graficznych, uchodzącego za autora, który
nadał gatunkowi komiksowemu nowy kierunek.
14. bez tytułu - Marie Croall, Dan Jolley (sc), Eric Powell (rys) - 3 strony,
kolor
Eric Powell w antologii tej wystąpił dwukrotnie - raz jako autor całostronicowej
ilustracji blisko początku książki, drugi raz jako rysownik trzyplanszowego
komiksu bez tytułu, o którym postanowiłem napisać. Powell jest utalentowanym
twórcą i to widać po jednym rzucie oka na jego prace. Świetnie operuje cieniem
- jego styl jest malarski i bardzo realistyczny a przy tym po prostu ładny.
Komiksy rysowane tym sposobem czyta się bardzo przyjemnie. Dodatkowo na
wysokości zadania stanęła para współscenarzystów tworząc historię, w której
każdy czytelnik bez trudu mógłby odnaleźć siebie. Główna bohaterka od wielu
lat jest skłócona z bliską osobą. Po zamachach terrorystycznych cały jej
gniew ustępuje miejsca panicznej trosce. W chwili, gdy dowiaduje się, że
wszystko jest w porządku, szare, ponure ilustracje zamieniają się w kadr
tryskający ciepłymi barwami. Małe szczęście w ogromie powszechnego smutku
stanowi cieplejszy element tej poważnej antologii. iii
15. "Los Angeles" - Sam Henderson - 2 strony, cz-b
Prosta, lecz zarazem jedna z moich ulubionych historyjek zbioru. Rewelacyjne,
choć karykaturalne obrazki, kontrastujące z wyważonym tomem książki. Świetny,
sytuacyjny humor w kulminacji ustępujący miejsca refleksji i wyciszeniu.
Sam Henderson dowodzi tu komiksowego talentu najwyższej próby, gdyż nie
tylko udało mu się stworzyć dzieło nie ujmujące niczego ofiarom zamachu
(autor śmieje się wyłącznie sam z siebie), ale także nie wpada w pułapkę
uderzania w zbyt basowe tony. Na jego przykładzie obserwujemy jak dużym
szokiem był atak na Amerykę, jak zupełnie nieprzygotowani psychicznie na
niego byli mieszkańcy tego kraju. Jeśli w dłuższych formach rysownik radzi
sobie równie dobrze, na pewno warto bliżej zapoznać się z jego komiksami.
16. "Simple Physics" - Fabian Nicieza (sc), Cliff Richards
(ołówek), Will Conrad (tusz) - 3 strony, kolor
Nowojorski scenarzysta wspomina fragmenty swojego życia najbardziej powiązane
z Twin Towers. Zresztą już w pierwszej ramce zaznacza, że budynek był stałą
w jego otoczeniu odkąd był chłopcem. Konstrukcja opowieści jest dość ciekawa
- każda plansza rozpoczyna się od nawiązania do zburzonych wież a dalsza
jej część poświęcona jest wpływowi wieżowca na życie autora i innych ludzi.
Niewiele słów tu pada, bo większość tekstu stanowią przemyślenia głównego
bohatera przedstawione w ramkach. Rysunki czasami sympatyczne, niekiedy
jednak ukazują brak porozumienia między rysownikiem i inkerem. Kolory położone
przez tego ostatniego trochę zbyt pstrokate, ale to Ameryka w końcu. Jedno
zastrzeżenie - moim zdaniem lepiej by było, gdyby komiks nazywał się "Simple
Psychology" a autor nie wspominał w nim o fizyce, bo bredzi.
17. "NYC" - Mike Mignola - 2 strony, kolor
Zaskakująco prezentuje się praca Mike'a Mignoli. To nie jest nawet komiks.
Nie ma tu sekwencji rysunków - kadry nie wiążą się ze sobą. Artysta przedstawia
na zmianę: ludzi i posągi. Zwykłe osoby postawione w niezwykłych okolicznościach
i spiżowe giganty będące symbolem dumnej Ameryki. Nic nie stoi na przeszkodzie
by założyć, że istnieje tu pewna chronologia: przedostatni kadr ukazuje
promyk światła przebijający się przez tumany kurzu, a ostatni, malutki rysunek
to tylko znicz Statuy Wolności i lecące ptaki na tle jasnego nieba. Poza
tym całość utrzymana jest w szarych, ponurych barwach położonych przez Dave'a
Stewarda - kolorysty kilku prac w zbiorze. Trzeba mu oddać, że znakomicie
podkreślił klimat pracy Mignoli.
18. "The Shift" - Tom Defalco (sc), Kelly Yates (ołówek),
Rick Ketcham (tusz) - 2 strony, kolor
Tytuł tej historii można znaleźć tylko w spisie treści. Razem z kolorystą
(Dave McCaig) i liternikiem (Michael Heisler) współtworzyło ją aż 5 osób.
Trochę dużo, jak na dwie strony komiksu. Praca wykonana jest bez zarzutu
- stanowi hołd strażakom ratującym ofiary spod gruzów. Każda z współpracujących
osób starała się wykonać swoje zadanie perfekcyjnie, stąd końcowe wrażenie
sterylności komiksu, nieco zabijające przekaz emocjonalny. Ciekawym efektem
artystycznym, jest poukładanie kadrów w sposób przypominający kolejne kadry
taśmy filmowej. Wirtualna kamera powoli oddala się od pracującego strażaka
ukazując coraz szerszą perspektywę. Na ostatnim rysunku widać delikatnie
zarysowujące się w powietrzu wieże. Podniosły wywód scenarzysty trochę nie
pasuje do dramatycznych okoliczności, ale to tylko moje zdanie.
19. bez tytułu - John Ostrander (sc), Mary Mitchell (rys) - 2 strony, szary
Krótka, dwustronicowa opowieść o przeżyciach pewnej kobiety znajdującej
się w krytycznym momencie w pobliżu WTC. Historia przekazana jest w formie
wspomnień, słowa narratora pojawiają się w ramkach, brak tu dymków i onomatopei,
jakby cały łoskot walącego się wieżowca został wyparty z pamięci a obrazom
towarzyszyła już tylko wyciszona refleksja. Rysunki utrzymane w tonacji
szarości, ciemne na górze planszy i coraz jaśniejsze w kierunku dołu strony.
Może to symbolizować wędrówkę bohaterki z samego serca zagrożenia w kierunku
bezpiecznego azylu. Warto zaznaczyć duże przywiązanie Mary Mitchell do szczegółów
i jej świetne operowanie hiperrealistyczną, niemal fotograficzną, a przy
tym delikatną kreską.
20. bez tytułu - Steve Niles (sc), Paul Lee (rys) - 3 strony, kolor
Mimo, że scenarzystą jest Steve Niles, nie jest to opowieść o wampirach.
Brak tu dymków, jest tylko tekst narratora i towarzyszące mu ilustracje.
Autor wykorzystuje popularną teorię, że każdy Amerykanin pamięta gdzie się
znajdował kiedy dowiedział się o ataku na World Trade Center. Nie wiem,
czy to zasługa scenarzysty czy rysownika, ale spodobał mi się nietypowy
zabieg polegający na tym, że kiedy ramka z tekstem mówi o strażakach stawiających
flagę na gruzach, rysunek zamiast ukazać nam tą scenę, ucieka przed nadmiernym
patosem i zamiast tego pokazuje ratownika podającego jednej z ofiar swoją
maskę tlenową. Rozkład kadrów bardzo statyczny, wyważona realistyczna kreska,
stonowana kolorystyka, wytłuszczone kluczowe słowa w ramkach - te proste
zabiegi intensywnie wpływają na ostateczny charakter epizodu.
21. "The Last Time I Was in New York City..." - Stan
Sakai - 2 strony, cz-b
Stan Sakai jest świetny nie tylko w rysowaniu gadających zwierzaków, ale
w ogóle w operowaniu komiksowym językiem. Po przeczytaniu tej krótkiej historyjki
można nawet zacząć trochę żałować, że ten artysta o japońskich korzeniach
realizuje się jako rysownik praktycznie tylko w opowieściach o króliku -
roninie. Charakterystyczna, prosta kreska daje się łatwo rozpoznać, jednak
epizod ten rysowany jest przy użyciu nieco innej stylistyki, niż komiksy
o Usagim. Rysownik uzyskał tu odmienny efekt poprzez prosty lecz zarazem
dość rzadki zabieg podwojenia niektórych kresek, co nadaje kadrom rozmyty
obraz, doskonale współgrający z faktem, że cała opowiedziana tu historia
jest zaczerpnięta ze wspomnień autora.
22. "This is Information" - Alan Moore (sc), Melinda
Gebbie (rys) - 6 stron, kolor
Najdłuższa, sześciostronicowa historia opowiedziana przez Alana Moora jest
bardzo mocnym, jeśli w ogóle nie najważniejszym, punktem tego albumu. Moore
jest doskonały - z prostych tematów wydobywa głębokie treści, spokojnie
kręci się wokół wybranego wątku, by w elegancki sposób ukazać całą jego
złożoność. Ucieka od patosu tak daleko jak tylko możliwe, ale jego opowieść
porusza do głębi. Rysunek nie jest zanadto wyrafinowany, ale Moore z reguły
ceni prostotę u współpracujących z nim artystów. Kreska Gebbie trochę przypomina
mi "Ligę Niezwykłych Dżentelmenów", ale jest odrobinę bardziej
zwrócona w stronę symboliki niż ścisłego realizmu, co nawiasem mówiąc pasuje
do treści historii.
Opisane powyżej epizody, to zaledwie jedna piąta wszystkich prac antologii.
Zabrakło tu miejsca dla niektórych znakomitych historii, które warto choćby
wymienić: "Pop-Grief" Doug'a TenNapel'a (uderzająca szczerość
przekazu), "9/12" Dave'a Cooper'a (rewelacja, choć tylko jedna
strona), "Sunday Morning" Johnston'a i Norton'a (scenariusz jak
uderzenie pięścią i fajne rysunki), "Which One is Real?" Harris'a
i Ruth'a (zaskakująca wymowa), "Tribute to Balbir Singh Sodi" Pulido,
Reis'a i Pimental'a (dla mnie osobiście najbardziej wstrząsająca rzecz), "Nothing
but You on my Mind" Brooks'a i Acuna'y (prosta i zarazem wzruszająca
histroria), "In the House of Light" Carey'a, Collins'a i Townsend'a
(najbardziej bohaterska z opowieści o odbudowywaniu z gruzów). Nazwiska
autorów podałem z apostrofami, by ich nie zniekształciła forma dopełniacza.
Antologia ma kontynuację, wydaną przez DC, o której chciałbym napisać w
przyszłości. Wielkie dzięki dla Komboja za pożyczenie obu albumów i przy
okazji za Sandmana z poprzedniego numeru!
Arek Królak
"9-11 Volume 1"
Data wydania: styczeń 2002, Milwaukee
Wydawca: Dark Horse Comics (we współpracy z Chaos! Comics i Image)
Wydanie: pierwsze
Objętość: 192 strony
kolor (większość prac)
i Próbowałem znaleźć tłumaczenie wiersza na polski, ale
jedyne co znalazłem o "Polach Flandrii" to to:
"Przez kolorowe pola Flandrii
Zwycięskie czołgi niosą wieść,
że Polak idzie do Holandii
Zmęczonym ludziom wolność nieść"
Ciekawostka: "Życie" z 7 września pisało:
"Maki na polach śmierci
Czerwone maki my, Polacy, głównie kojarzymy z Monte Cassino, z krwią polskich
żołnierzy przelaną w czasie drugiej wojny światowej. Tymczasem, polny
mak ma duże znaczenie symboliczne dla pierwszej wojny światowej. Kanadyjczyk
John McCrae napisał wiersz "In Flanders Fields", opłakując przyjaciela,
który zginął podczas bitwy pod Ypres. Wiersz rozsławił mak niemal na całym
świecie. Od czasu, gdy w 1921 r. w Wielkiej Brytanii zorganizowano po
raz pierwszy tzw. "Poppy Day", czyli "Dzień Maków" -
wieńce, pojedyncze kwiaty, przymocowane do drewnianych krzyży stanowią
znak pamięci o poległych. A sztuczne maki, wyrabiane po wojnie przez weteranów
- inwalidów były dla nich często jedynym źródłem utrzymania. Wiersz "In
Flanders Fields" reprodukowany na wystawie ["Der Weltkrieg 1914-1918.
Ereignis und Erinnerung" - "Pierwsza Wojna Światowa 1914-1918.
Wydarzenie i pamięć". Niemieckie Muzeum Historyczne w Berlinie -
przyp. x.] na wielkim ekranie - otwiera jej ostatnią część poświęconą
pamięci. Obok olejny obraz - widok żołnierza idącego z osiołkiem w okopach,
a ponad nimi, na pryzmach wysuszonego błota - kwitną maki. I jeszcze jedno
płótno - bezkresne, puste pole po walce zasłane makami. Tylko one mogły
wyrosnąć na przeoranej wojną ziemi."
ii A tutaj z kolei fragmenty artykułu "Czwarty Samolot" z Gazety Wyborczej
11-12 września:
"Opublikowany ostatnio raport niezależnej komisji badającej okoliczności
ataków z 11 września ujawnił dokładny przebieg wydarzeń na pokładzie maszyny.
Tylko w tym samolocie ocalała bowiem tzw. czarna skrzynka. Komisji udało
się odtworzyć zapis rozmów w kabinie pilotów oraz rozmów telefonicznych
pasażerów samolotu z rodzinami na ziemi." [w istocie zapis rozmów telefonicznych
był znany już w czasie powstawania antologii - na nich bazował Paul Chadwick
- przyp. x.] (...)
"Dlaczego nie ostrzeżono pilotów boeinga lecącego
wciąż spokojnie do San Francisco o serii porwań? Dlaczego nie kazano im
natychmiast lądować?
Okazuje się, że ostrzeżono. O 9.23 pilot otrzymał wiadomość: -Uważajcie
na włamania do kokpitu. Dwa samoloty uderzyły w World Trade Center.
Dwie minuty później wyraźnie zaskoczony pilot odpisał kontrolerowi lotów:
-Ed, czy możesz powtórzyć ostatnią wiadomość? - Na odpowiedź już się prawdopodobnie
nie doczekał." (...)
"Trzech pasażerów pierwszej klasy wdarło się do kokpitu z nożami -
scyzorykami i przecinakami do pudełek. Czwarty zamachowiec - 26-letni Libańczyk
Ziad Jarrah, jedyny w tym gronie potrafiący pilotować samoloty - siedział
spokojnie na swoim miejscu, czekając na zwycięstwo kolegów." (...)
"Poza porywaczami w samolocie było tylko 33 pasażerów (na 182 miejsca).
Zaszokowani zamordowaniem pilotów, których zwłoki leżały na podłodze, wiadomościami
o atakach na WTC, plotkami o kilkunastu innych porwaniach, o rzekomych bombach
wybuchających w Waszyngtonie, pasażerowie skupieni w tyle samolotu zaczęli
się naradzać: co robić dalej." (...)
"Pasażerowie prawdopodobnie zaatakowali drzwi kokpitu
ciężkim wózkiem na napoje. Jerrah przerwał swe manewry. -Allah jest wielki.
Allah jest wielki
- wyszeptał, jakby zrozumiał, że za kilka sekund drzwi nie wytrzymają i
pasażerowie wedrą się do kabiny.
-Kończymy? Mam go rozbić?
-Tak. Rozbijaj. Rozbijaj!
-Allah jest wielki, Allah jest wielki...
Słychać jeszcze tylko ryk silników... Nagranie się urywa.
Co by było, gdyby pasażerowie nie zaatakowali porywaczy? Komisja badająca
zamachy stwierdziła, że samolot prawie na pewno po 20 minutach doleciałby
do Waszyngtonu. Celem porywaczy był Biały Dom lub Kapitol - siedziba Kongresu.
Komisja zaprzeczyła wcześniejszym oświadczeniom dowództwa sił powietrznych
USA, że samolot zostałby strącony." (...)
"Dyżurni w regionalnym centrum dowodzenia lotnictwa
wojskowego NEADS wciąż czekali na jakieś informacje o porwanym boeingu.
Wreszcie sami zadzwonili
do FAA. [Federalna Administracja Lotnicza - przyp. x.]
NEADS: Czy macie jakieś informacje, co się dzieje z United 93?
FAA: Tak, jest na ziemi.
NEADS: Na ziemi?
FAA: Tak.
NEADS: A kiedy wylądował? Bo ja mam informację, że...
FAA: On nie wylądował."
iii Kolejna ciekawostka: W sobotę 10 kwietnia na Światowym
Konwencie Horroru w Phoenix rozdano nagrody International Horror Guild
- Międzynarodowej Gildii
Horroru. W kategorii: komiks "The Goon" Powella wyprzedził "Endless
Nights" Gaimana, o którym pisałem w poprzednim numerze. [Informacja
pochodzi z serwisu Wirtualnej Polski.]
|
|