Jarek
Obważanek
Komiksowa kawa
Plastikowy plakat
To
miała być sensacyjna informacja: organizatorzy MFK odrzucili projekt plakatu
zdobywcy ubiegłorocznego Grand Prix, a zamiast niego dali wątpliwej jakości
rysunek Tomka Piorunowskiego. Okazało się jednak, że wszystko rozeszło się
po kościach. Jerzemu Ozdze, niedoszłemu autorowi plakatu, wcale nie zależało
na robieniu złej prasy organizatorom imprezy. I chociaż ostatecznie udało
mi się zobaczyć jego projekt, było za późno, żeby o tym pisać. Zresztą również
plakat Ozgi okazał się słaby. Jakiś wrzeszczący potwór. Na plakat festiwalu
nie za bardzo.
Tym bardziej biorąc pod uwagę intencje Mamuta, który chciał zachęcić do
przybycia na imprezę dzieciaki oglądające Cartoon Network i czytające tanie,
kolorowe komiksy. Problem w tym, że przybyli w zasadzie ci sami ludzie,
co zawsze. W dodatku na konwencie nie było wydawnictwa Axel Springer, które
- mimo ostatnich ruchów w stronę starszych czytelników - nadal ma opinię
edytora celującego w 12-latków.
Axel Springer dokonał rzeczy, której nie udało się zrobić przez wiele lat
Egmontowi - przy pomocy dużej prasowej kampanii reklamowej zdobył grono
czytelników, którzy nie grzeszą nawiedzaniem księgarni. Poza grami komputerowymi
świata nie widzą. A tu nagle znajdują w swoim ulubionym, wypasionym piśmie
o grach reklamę komiksu o facetach w rajtuzach, albo jeszcze lepiej - o
bohaterach popularnej nawalanki. Potem wchodzą na forum owego komiksu i
płaczą, że żyją na komiksowej pustyni, nie mając pojęcia, jaki mamy w Polsce
wybór.
Po cichu liczę na to, że jakaś istotna część tych nastoletnich graczy wejdzie
głębiej w świat komiksu. Tym bardziej, że teraz naprawdę mają możliwości.
Gdy sam byłem 12-letnim smarkiem odkrywającym właśnie pierwsze gry na peceta
i kupującym wszelkie możliwe komiksy TM-Semic, nie za bardzo mogłem iść
dalej. Złapałem się jeszcze na końcówkę "Komiksu - Fantastyki",
ale były to już wówczas nędzne ochłapy. Trochę starszych rzeczy, w tym wszystkie "Thorgale",
wygrzebałem w antykwariatach. Z trudem dotarłem do rdzennie polskich rzeczy
- "Czasu Komiksu" i "AQQ". Na moich oczach wszystko
po kolei upadało i na moich oczach Egmont stworzył następnie swoją obecną
pozycję. Dzieciaki, które odkrywają komiks dopiero teraz, przychodzą na
gotowe. Wystarczy im pokazać, że znacznie droższe, ale nieraz też znacznie
lepsze rzeczy, mogą znaleźć w - niekoniecznie specjalistycznych - księgarniach.
Gdy już zaczną im się nudzić przygody kolorowych superbohaterów w majtkach
na spodnie, a będą chciały czegoś więcej, skorzystają z tej drogi. W konsekwencji
polski rynek komiksowy się rozwinie, a rodzimym twórcom zacznie opłacać
się robić albumy.
Pewnie z uśmiechem politowania czytasz to moje optymistyczne przewidywanie
przyszłości. Ale tak właśnie może to wyglądać. Axel pojawił się w dobrym
momencie - wielu wydawców wycofało się z komiksowego rynku, a Egmont najwyraźniej
zaczął się męczyć, prezentując coraz więcej japońskiej kupy, zamiast iść
w rzeczy ambitniejsze. Wiadomo - głupawe komiksy dla dziewczynek sprzedadzą
się lepiej. Poruszenie na rynku, które spowodował Axel Springer, może nam
wyjść tylko na dobre.
Jarek Obważanek, 13.11.2004
|